Artykuły

Śmiech aktoida

SIŁĄ "Komicznej siły Alana Ayckbourna, którą na zamówienie Teatru Współczesnego przetłumaczyła Małgorzata Semil, jest to, że można ją czytać na wielu poziomach interpretacji. A więc i pokazać na scenie można ją rozmaicie.

Już sam fakt, że sztukę tę zamówił właśnie Teatr Współczesny i że jej prapremierę polską wyreżyserowała Anna Augustynowicz, dla choć trochę obeznanego ze współczesnym teatrem widza powinien być wszakże sygnałem, że w tym wypadku nie będziemy mieli do czynienia z kolejną, sympatyczną produkcją rozrywkową znanego i popularnego autora komedii (w Szczecinie grano już jego "Jak się kochają w niższych sferach"), ale z inscenizacją, w której schemat farsy i wywoływany w niej śmiech wykorzystuje się do rozmowy o najistotniejszych kwestiach współczesności.

Utrzymana w konwencji telewizyjnego serialu - czy też raczej: grająca tą konwencją - pseudofuturystyczna opowieść o miłości aktorskiego andrioida (tj. aktoida) i reżysera (w tej roli debiut Krzysztofa Czeczota), który widzi w nim człowieka, ba, kobietę! - korzysta z tradycyjnych odniesień kulturowych (motyw Galetei i Pigmaliona, a z nim "My Fair Lady") oraz współczesnych wzorców gatunku (tzw. komedia romantyczna, której model powiela Hollywood), by zastanowić się nad granicą człowieczeństwa, czy też zatracania owego człowieczeństwa w dzisiejszych czasach. Augustynowicz sięga jeszcze głębiej, wydobywając ze zgrabnej, zabawnej sztuki od dawna frapujące ją tematy: kwestie wolności (egzystencjalnej) i tożsamości, w świecie, który tę tożsamość i wolność systematycznie niszczy, degeneruje.

Często za naszą własną zgodą, dla naszej wygody. Stąd wielka rola mediów - zwłaszcza telewizji - i w ogóle świata popkultury w manipulacji, jakiej sami na sobie dokonujemy.

Augustynowicz podejmowała ów wątek w różnym jego nasileniu i w różnych inscenizacjach. Od klasyki począwszy ("Balladyna") przez dramat współczesny ("Iwona księżniczka Burgunda", "Moja wątroba jest bez sensu", "Magnificat"), aż po sztuki popularne ("Popcorn"). W "Komicznej sile" ma okazję grać tę melodię na wielu instrumentach (jest tu przecież także temat ceny, jaką płaci dziś aktor - a z nim razem sztuka teatralna, filmowa - za rosnącą lawinowo popularność tandetnej fikcji) - i stara się czynić to tak, by zaspokoić różne oczekiwania widzów. Sądzę jednak, że choć wyreżyserowała swój spektakl zręcznie, z wyczuciem komicznej siły zarówno tych najprostszych rozwiązań scenicznych, jak też wyszukanych gier z konwencjami, to mówi w nim przede wszystkim serio.

Stąd pewnie zachwiana w jakieś mierze komunikacja pomiędzy sceną a widownią, która nie od razu podejmuje wyzwanie i szuka łatwiejszych atrakcji. Stąd chyba także zbyt widoczny chwilami wysiłek, by z farsowej fabuły wydobyć wszystkie ukryte w niej sensy. W efekcie oczekiwania widza i twórców spektaklu wydają się momentami rozmijać, ale, cóż, takie są koszta traktowania teatralnej publiczności poważnie. A w ogólnym bilansie warto je ponosić, bo przecież Współczesny ceniony jest i lubiany przez widzów dlatego właśnie, że czują się tu oni partnerami teatru.

Mimo powyższych uwag rzec jednak trzeba, że w "Komicznej sile" i tak triumfuje śmiech - najprostszy i najbardziej spontaniczny wyraz wolności. I ma on w spektaklu wiele szans na zaistnienie. Bawią sceny realizacji kolejnego odcinka mydlanej opery z udziałem aktoidów, które zastąpiły żywych aktorów (brawa dla Roberta Gondka jako mylącego głoski LM 05623!). Budzi gorzki uśmiech brak porozumienia z Nowym Światem i towarzyszący mu smętny cynizm Chandlera Tate, byłego artysty, telewizyjnego rzemieślnika od seriali, który był kiedyś filmowym reżyserem (Jacek Polaczek). Cieszą cierpkim humorem sceny, w których uczłowieczony aktoid, MK 55555, tj. Emka - grany przez Marię Seweryn z techniczną biegłością (trudne to zadanie!), a przy tym z zachowaniem bogactwa znaczeń, jakie są w tej roli zawarte - musi konfrontować, swe świeżo narodzone człowieczeństwo z regułami naszego świata (np. scena w restauracji - z grającymi kelnerów Grzegorzem Falkowskim i Wojciechem Brzezińskim, czy epizod w sklepie z ubraniami).

Augustynowicz nie dociska jednak pedału komedii, przeciwnie - zdejmuje nogę z gazu tam, gdzie by można było "pojechać na całość". Precyzyjnie, a nawet z rezerwą wobec komediowego potencjału sztuki, w surowych klimatach, które znamy z innych jej spektakli, w umownej scenerii studia, będącego metaforą "telewizyjnej rzeczywistości", buduje przedstawienie o buncie przeciw mechanizmom cywilizacji. O odzyskiwaniu siebie przez obudzonego do życia aktoida, który jest w istocie jednym z nas.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji