Kwartet w duecie
Poznańska Scena na Piętrze mogłaby z równym powodzeniem nosić nazwę Sceny we Dwoje. Jej specjalnością bowiem stały się dwuosobowe przedstawienia, czemu trudno się dziwić, skoro większej obsady nie byłaby w stanie finansowo udźwignąć. Najnowszą jej propozycją jest wprawdzie "Quartet", ale... na duet aktorski: Ewę Szykulską i Joachima Lamżę.
"Quartet" Heinera Mullera to dwuznaczne, alkowiano-salonowe dialogi dwojga (byłych?) kochanków, perwersyjno-libertyńskiej pary: markiza i markizy. W tych rozmowach na temat cielesnej rozkoszy, grzechu i śmierci, samotności nienasycenia tkwi niewątpliwie jakaś pokrętna filozofia, którą jednak trudno w tym przedstawieniu rozszyfrować.
Reżyser Roman Kordziński uciekł bowiem w jakąś mglistą, zaciemniającą sensy metaforę, odrealnił i udziwnił sytuację. Osadził obie postaci w jakiejś abstrakcyjnej zgoła przestrzeni sugerującej śmietnik, rozpad, zniszczenie i zagładę. Markizę i markiza ubrał w resztki jakby butwiejących ubiorów z XVIII wieku, dzięki czemu wyglądają jak mumie lub jak ożywione trupy. Zachowują się przy tym dziwacznie i manierycznie, niczym para szaleńców.
W efekcie oglądamy przedstawienie udziwnione i odrealnione, statyczne i monotonne, retoryczne i manieryczne. Przedstawienie o rozpadzie (czego?) i szaleństwie (kogo?). Przedstawienie, w którym Szykulska i Lamża mogą zaledwie pokazać cząstkę swego aktorstwa, pozostając kukiełkami w rękach reżysera.