Artykuły

"Las" A.N. Ostrowskiego w Teatrze Polskim

... - wypędzają nas, bracie! Bo też i po cośmy tu przyszli? Po cośmy zbłądzili do tego dzikiego, mrocznego lasu?- Po co spłoszyliśmy sowy i sępy? Nie przeszkadzajmy im. niech sobie żyją, jak chcą - jak to w lesie..."

Cóż to za ponura knieja, która budzi taką grozę i chęć ucieczki? Jest to ni mniej ni więcej, tylko zasobny i wygodny dom ziemiański - tak zasobny i wygodny, jakimi bywały w XIX wieku domy ziemiańskie carskiej Rosji. Rządzi tam bogata "pomieszczica", otoczona czołobitnym dworem i słynąca w całej okolicy z surowego życia, cnoty i dobrych uczynków. Bo czyż nie jest dobrym uczynkiem przygarnąć uboga krewną-sierotę, albo przytulić młodocianego pięknego nicponia, który łatwo mógłby się zmarnować na szerokim świecie? Dobrodziejstwa te są wprawdzie dziwnego autoramentu: młoda dziewczyna za gorzki kawałek chleba musi się całkowicie wyrzec swej woli i głosu serca, za to pięknego nicponia otacza cnotliwa starsza dania coraz większymi i coraz bardziej dającymi do myślenia względami, aż wreszcie za cenę nazwiska i majątku kupuje sobie niedorostka, wydziedziczając prawnych spadkobierców. Ciemne to sprawy. "Stare baby wychodzą za młodzieniaszków, młode dziewczyny topią się, aby uciec od gorzkiego życia rodzinnego... Las, bracie!" - mówi z zgrozą i zdumieniem aktor wędrowny, który przybył tu, aby po trudach burzliwego; życia spocząć w "gnieździe rodzinnym". W tułaczce swojej poznał wszelkie nędze życia, - ale tu dopiero spotkał się z okrucieństwem, obłudą i chciwością ludzkich drapieżników.

Tego włóczęgi bez imienia, który przybrał sobie symboliczne nazwisko Niesczastliwcew, biedaka bez grosza przy duszy - czyni Ostrowski sędzią możnych i bogaczy swojej epoki.

- "Nie przeszkadzajmy im - mówi z goryczą aktor - niech robią co chcą! Nieprawda, - Ostrowski im jak mógł - przeszkadzał. Wywlekał na światło dzienne ciemne sprawy, piętnował pychę i zakładanie, stawał w obronie uciśnionych, i ze zdumiewającą na owe czasy odwagą rzucał się do gardła możnym swego świata, narażając się na represje i walcząc z carską cenzurą. O tragicznym losie jego pozytywnych bohaterów rozstrzygało nie fatum greckie, ale ludzka, lub raczej nieludzka zła wola rządzących. Pieniądz - motyw w sztukach Ostrowskiego najczęstszy - stanowił o życiu lub śmierci najbardziej wartościowych jednostek. Czasy owe można by również nazwać "czasami pogardy" - pogardy dla nieuprzywilejowanych. Pogardliwe i nieludzkie traktowanie wprowadza w "Lesie" wychowanicę bogatej dziedziczki niemal do samobójstwa. Ze wzgardą zostaje wypędzony z zamożnego dworu siostrzeniec dziedziczki, Niesczastliwcew, gdy okazuje się, że jest tylko wędrownym aktorem.

"Las" jest jedną z najlepszych sztuk Ostrowskiego. Ta "komedia", - która tak blisko graniczy z tragedią- napisana jest świetnie. Autor wprowadza widza do swego dramatu, tak jak wprowadza się gościa nie nieznajomego domu. Na początku wszystko wydaje się w porządku - atmosfera jest niemal pogodna i dobrotliwa i dopiero powoli, stopniowo, gość-widz zaczyna najpierw wyczuwać, potem spostrzegać rzeczy niepokojące. Mrok zaczyna się zagęszczać, dobrotliwe maski spadają odsłaniając oblicza drapieżców, wygodny dwór przekształca się w dziką knieję. Motyw lasu powraca kilkakrotnie w różnych wariantach: w transakcji dziedziczki, z chytrym kułakiem, - jako miejsce spotkania dwóch wędrownych aktorów -- i wreszcie w finale jako wielka metafora.

To leśne spotkanie dwóch ptaków niebieskich - tragika i komika - nakreślone jest z iście szekspirowskim rozmachem. Tragizm graniczy tu z groteską. Obydwaj zwichnęli życie w daremnym poszukiwaniu sławy, ale komik-biedaczyna znosi swój los z pełną smutnego humoru rezygnacją. Tragik natomiast jest pełen niewyżytych bohaterskich porywów i romantycznych wzlotów zaczerpniętych z teatralnego repertuaru, lecz przewartościowanych na prawdziwe przeżycie. I to czego nie udało mu się dokonać na scenie -- realizuje w życiu. Pięknym gestem rzuca skrzywdzonej przez "dobrodziejkę" sierocie ostatni grosz, pięknymi Schillerowskimi słowami wyraża gniew i bunt przeciw okrutnemu "plemieniu drapieżców" i wraz z towarzyszem, obdarty i dumny opuszcza dom pełen dostatków i ciemnych spraw, aby per pedes apostolorum, o głodzie i chłodzie, wędrować dalej po wolnych, szerokich drogach świata.

Przedstawienie "Lasu" jest pięknym zakończeniem sezonu. To chyba w tym roku najciekawsza i pod względem wykonania najwyżej stojąca pozycja teatru. Staranna wnikliwa reżyseria dyr. Horzycy wydobyła głęboki nurt dramatyczny utworu, do czego przyczyniło się oddanie większości ról w najlepsze ręce. Inscenizator ten większy nacisk kładzie zwykle na uwydatnienie walorów poetyckiego słowa, na interpretację tekstów i podtekstów, niż na plastyczną, wizualną stronę spektaklu. Odbiło się to na przedstawieniu "Lasu" w którym - mimo wszystkich jego walorów - niedostatecznie zostało uwzględnione tło i koloryt lokalny. Brak było przedstawieniu tej "korzennej rosyjskości", którą przepojona jest każda sztuka i każda postać Ostrowskiego. Winę ponosi tu też, doskonały skądinąd dekorator, Kosiński. Wnętrze rosyjskiego, ziemiańskiego dworu potraktowane szeroko i przestrzennie, pozbawione było wszelkich cech charakteryzujących tamto środowisko. Wyobrażamy sobie natłoczenie staroświeckich sprzętów, połyskujące z mrocznych kątów ikony, które stanowiłyby plastyczne tło dla podkreślanej nieustannie w tekście obłudnej pobożności dziedziczki. Z wykonawców wyczuł "rosyjski charakter" i oddał go w sylwecie i grze tylko Rosłan, i - rzecz dziwna - na tle reszty zespołu wyglądał jak gość egzotyczny, który dostał się w jakieś internacjonalne środowisko. Psychika chytrego kułaka, podchwycona została przez Rosłana znakomicie to jedna z najlepszych jego ról.

Nie możemy się natomiast zgodzić z interpretacją Detkowskiej-Jasińskiej, której powierzono centralną rolę w sztuce. Ta dziedziczka Gromyska - Tartuffe w spódnicy - geniusz obłudy - cóż to za rola w wielkim stylu. Na zasadzie tekstu wyobrażamy sobie Gromyską jako władczą staruchę, nadetą pychą, a udającą pokorę i skromność, podkreślającą na eksport swoją cnotę choćby samym ubiorem - według informacji Ostrowskiego - niemal żałobnym. Jakąż niespodzianką przy takiej aparycji byłaby coraz bardziej ujawniająca się starcza zmysłowość, jak perwersyjnie kontrastowałby z tą surową postacią młodziutki gimnazista!

P. Detkowska była zbyt ruchliwa, zbyt młodzieńcza, przeżywała rolę od początku nerwowo, zbyt mało podkreśliła hipokryzję pierwszych aktów, w stosunku do cynicznej szczerości ostatnich. Nie było momentu zdjęcia maski, zbyt mało tak jaskrawo podkreślanej przez Ostrowskiego perwersji. Zamierzona przez autora postać wielkiego drapieżnika j przekształciła się w tej interpretacji w małe, szkodliwe, ale dość zabawne zwierzątko.

W roli powiernicy, J. Kossowska uwydatniła doskonale przewrotność hieny dworskiej, na pozór układnej i pokornej, przemykającej się chyłkiem przez gąszcz intryg, które są jej właściwym żywiołem. W rolach postaci pozytywnych, Aksiuszy i Piotra, Maślińska i Witkowski nie ustrzegli się, afektacji, która była tym bardziej nie na miejscu, że zadaniem ich było odtworzyć charaktery bardzo proste i bardzo bezpośrednie. Natomiast z przyjemnością ujrzeliśmy Salaburskiego w odpowiedniej dla siebie znakomicie zagranej roli młodziutkiego amanta. Osobisty urok aktora, był tu doskonale wyzyskany jako jedna z najbardziej perwersyjnych form obłudy.

Na czoło zespołu wysunął się bezsprzecznie Wichniarz i Zintel w rolach wędrownych aktorów. Wichniarz, znalazł się naprawdę w swoim żywiole, gdy miał sposobność skojarzyć w jednej roli szeroki romantyczny gest i patos z ciekawie ujętymi chwytami komediowymi. Wykorzystał w całej pełni wielką skalę możliwości, jaką dała mu ta postać jednocześnie bardzo ludzka i chwilami prawie nadludzka. Z głęboką siłą i szczerością; zagrał jedyną wielką rolę aktora Niesczastliwcewa - w finale sztuki.

Zintel niezapomniany Caramanchel - dał nowy koncert gry komediowej w stylu zupełnie odmiennym. Postać komika wykolejeńca mogłaby stać się jaskrawym popisem groteskowej bufonady. Reżyser i aktor potraktowali jednak tę rolę z taktem i umiarem, wysunąwszy słusznie na plan pierwszy tragika - oskarżycieli. Lecz w tym usunięciu się w pień biedaczka, przytłoczonego rozmachem i swadą towarzysza, w jego niezgrabnych próbach buntu była cała masa najszczerszego komizmu, wydobytego najprostyczymi środkami płynącymi z samej aparycji, z potencjalnej siły komicznej aktora. Ta rola stała się małym arcydziełkiem właśnie dlatego że było w niej tak mało popisu, a tak dużo wyrazu.

Zastrzeżeń nasunęło się sporo - wyrównały je jednak walory tak poważne, że przedstawienie stało się rodzajem sensacji w życiu teatralnym Poznania. Wybór sztuki, wnikliwe ocalenie różnorodnych jej elementów, znakomita obsada wielu ról, - powinny przyczynić się do zapewnienia sztuce trwałego i zasłużonego powodzenia.

[data publikacji artykułu nieznana]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji