Artykuły

Dajcie się przenieść, bo warto!

"Kopciuszek" w choreogr. Iwony Runowskiej-Badurek w Operze Nova w Bydgoszczy. Pisze Alicja Polewska w Gazecie Pomorskiej.

"Kopciuszek" Sergiusza Prokofiewa - balet na inaugurację sezonu. Niech żałują ci, którzy tego nie widzieli.

W sobotni wieczór zabrałam do opery alibi. Ma 12 lat, czasami podgląda jeszcze dobranocki, zaczytuje się Harrym Potterem, ale i "Zmierzchem". - Pójdziesz ze mną na "Kopciuszka"? - zapytałam kilka dni temu. - No coś ty! Przecież to dla dzieciaków. - Ale to balet Prokofiewa, premiera, otwarcie sezonu - przekonywałam. - No dobra, trochę obciach, ale niech ci będzie.

Kiedy moje alibi zobaczyło, jak widownia Opery Nova wypełniała się dziecięcymi główkami (przedział wieku 4-10), coraz bardziej pochmurniało. - No jednak będzie obciach - padło szeptem. - Zobacz ilu jest dorosłych - pocieszałam. - Pewnie też zabrali jakieś latorośle, jak ty. Litości!

Akt I. Oszczędna scenografia Mariusz Napierały, mistrzowska muzyka w wykonaniu orkiestry prowadzonej pewną batutą Tadeusza Wojciechowskiego i... - Wiedziałam, że Kopciuszek będzie w szarej sukience! - To chyba oczywiste. - Coś ty, u Disneya nie był. A bo ja wiem - może nie był.

Na scenę raz wjeżdża, raz wyjeżdża czerwona sofa, a na niej sofa (w kolorze czerwonym) była głównym rekwizytem I aktu. Najczęściej siadywały na niej dwie złe siostry i macocha oprócz dwóch złych sióstr - kot jak żywy. Żywy?! To zajmuje siedzące obok starsze panie, bo zwierzak podnosi łapę, po kociemu ją wylizuje. Jeśli żywy, to chyba głuchy na muzykę i ruch na scenie, bo tego nie brakuje. Subtelna w tytułowej kreacji Maria Kielan-Łopatin, przerysowane Agnieszka Błaszczyk i Marta Kowalczyk (siostry) czy Anna Tłokińska jako macocha.

- A ci co tutaj robią? - dobiega z boku. - To styliści, przynieśli sukienki na bal. - Przecież to jakieś chusty nie sukienki. Mama cierpliwie tłumaczy pięciolatce umowność teatralną. - Jak ty idziesz na bal to wyglądasz, a one co? Niby tak chcą wyjść. Nie wolno! I nagle - wow! Scenę rozświetlają lasery Jarosława Nadolnego. Zaczyna się dziać magia, bo kolorowe światła, dymy i muzyka to tylko wstęp do tańca Olgi Marczak w roli dobrej wróżki, a kiedy z kłębiącej się kolorowej poświaty wypływają cztery pory roku, ręce same składają się do oklasków.

- Słyszałaś, jak tańczyli? - pada w przerwie, w trakcie której z prędkością światła laserów zniknęły porcje ciasta z bitą śmietaną i świeże soki. - Widziałam, a słyszałam muzykę. - Ale taniec też było słychać.

No było. Trochę.

Akt II. To było dopiero coś! Scena balu u księcia, to popis dwóch sióstr, które tutaj nareszcie są sobą - karykaturą, która pozwala uśmiechnąć się, a chwilami nawet wybuchnąć śmiechem widowni. Ruch na scenie nabiera tempa, tancerze jakby dopiero teraz odrzucili premierową tremę, zaczynają bawić się równie dobrze, co widownia zarówno ta mało - jak i pełnoletnia. Feria kolorów, strojów, popisy taneczne. Kolejne sceny baletowe wyczarowane przez Iwonę Runowską (choreografia) migają przed oczami aż do pięknego w swej prostocie finału tańczącej w białych strojach książęcej pary. No i to wymalowane znów czerwienią lasera serce, w które odchodzą zakochani. Ładne i jak na bajkę przystało - cukierkowe.

Moje alibi wyszło z bydgoskiej opery zachwycone. Już nie było mowy o dzieciakach i obciachu. Więc jeśli nie macie pod ręką kilkuletniego alibi, spokojnie możecie iść na to przedstawienie mając lat dzieści czy dziesiąt. Warto dać się przenieść w dzieciństwo muzyce Prokofiewa i sztuce zespołu baletowego Opery Nova.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji