Artykuły

O co się spierać

Lubię teatr Edwarda Radlińskiego. Ma swój styl, ton ocieplania. Chwilami umie zainteresować nowymi spostrzeżeniami. Kiedy indziej zjednuje humorem, zresztą dość cierpkim. Lecz przede wszystkim wyczuwam w tych sztukach niespokojne niezadowolenie, autokrytycyzm bohaterów, potrzebę szukania, choćby instynktownego, nowych horyzontów i rozwiązań. Uderzało mnie to przede wszystkim we "Wcześniaku", granym w Teatrze na Woli, gdzie jest poza tym pewien pomysł, żartobliwy i zabawny, komiczne przyspieszenie czasu, gwałtowny pościg sytuacji.

Mniejszej doznaję satysfakcji, jeśli chodzi o najnowszą sztukę Redlińskiego "Czworokąt". Autor pisze w programie przedstawienia, zaprezentowanego przez Teatr "Rozmaitości", że nie jest to sztuka w pełnym znaczeniu tego słowa, że chodziło mu o udramatyzowaną, rozpisaną na cztery głosy, publicystykę. Każda z prezentowanych osób ma "swoją rację" - z żadną autor nie solidaryzuje się całkowicie". Redliński prosi nas zatem o kontynuowanie owego sporu - po wyjściu z teatru.

Chętnie byśmy to uczynili. Lecz nasuwają się trudności. Po pierwsze: przedmioty sporu nie wydają się dość zapalne, a jego przesłanki - dostatecznie umotywowane. Źle dobrane małżeństwo, z odmiennymi zainteresowaniami, upodobaniami, pojęciami. Żona, pani Karolina, to snobka, rozmiłowana w modnych "ciuchach", we wszystkim co zagraniczne. Mąż Antoni, chłopskiego pochodzenia cierpi na kompleksy, jest bezkompromisowy, rzetelny, krańcowy.

Stosuje do siebie barwne określenie wiejskie: jest jak "przyjmek" zięć, który się "wżenił", którego dopuszczono do wspólnoty, ale pod warunkiem - przyjęcia obyczaju lokalnego.

Dwie pozostałe postacie to ilustracja tez męża. Zabawna w wypadku młodej dziewczyny wiejskiej, dla której miasto jest barwnym widowiskiem. Przekorna, gdy chodzi o "dziadka", 75-letniego, schorowanego ojca pani Karoliny, dawnego robotnika i działacza, który śpi lub udaje, że śpi - by ostatecznie przyznać rację nie własnej córce, lecz zięciowi. Autor niezupełnie proporcjonalnie owe racje podzielił. Antoni inteligent ambitny i zbuntowany, umie jakoś swe stanowisko uzasadnić, nawet - gdy przesadza lub wikła się w sprzecznościach. Żonie przypada funkcja niewdzięczna, snobizm trochę infantylny, krańcowo egoistyczny.

Teatr "Rozmaitości" próbował nadać owej dyspucie barwy bardziej komediowe. Reżyser Marek Kostrzewski zręcznie i ze smakiem do tego dążył. Aktorzy również, szczególnie w akcie pierwszym. Wyobrażam sobie, że nie bez powodu powierzono rolę Antoniego utalentowanemu artyście o skłonnościach dyskretnie komicznych, Jerzemu Turkowi. Jednak ponosił go tok dyskusji i narzucał ostre tony, nawet gdy chodziło o zrzucenie kurtki, czy ogolenie brody. Adrianna Godlewska ratowała postać żony, mieszając trochę rozsądku i racji - nawet do bardzo snobistycznych porywów. Izabella Olejnik miała ładny uśmiech i rozbawienie dziewczyny-dziecka. Czesław Roszkowski, grając Dziadka, potrafił nas zaciekawić i zaskoczyć. W jego prostocie było sporo kunsztu.

Miejmy nadzieję, że następną komedią Redliński naprawdę zachęci do dyskusji, a teatr "Rozmaitości" tak zelektryzuje, jak "Straconymi wakacjami" Józefa Kuśmierka. Na razie - niezbyt warto, i nie ma o co się spierać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji