Artykuły

Próżnia

Zjawisko rozluźniania się więzi i norm społecznych jest znane, spotykamy się z nim co chwila, a socjologowie dawno już zdążyli wytłumaczyć, iż jego źródłem są procesy cywilizacyjne: migracja ludnościowa, rozwój przemysłu, technicyzacja i rozpad społeczności określanych, ze względu na swoją wcześniejszą spójność jako społeczności zamknięte. Procesy te, szczególne konsekwencje powodują w mieście, gdzie spotykają się ludzie pochodzący ze środowisk uprzednio stabilnych, normujących życie codzienne wzorcami kultury wiejskiej, czy tradycyjnie robotniczej. Owe dawniejsze wzorce w mieście dzisiejszym stają się niefunkcjonalne. A inne normy? Jeśli przez byłych prowincjuszy są przyjmowana - to jednak na ogół nie bez psychicznych oporów. W nowych wielkich miejskich aglomeracjach wielu ludziom przychodzi żyć w sytuacji odczuwanej przez nich jako kulturowa próżnia, której nie wiedzą jak i czym zapełnić.

O takich właśnie ludziach opowiada sztuka Edwarda Redlińskiego - "Czworokąt". Ale czy ukazuje ich w sposób socjologicznie i psychologicznie wystarczająco prawdziwy, pełny? Autor wypowiadając się o swoim utworze w programie przedstawienia zrealizowanego ostatnio w Teatrze Polskim w Bydgoszczy oddalić tego typu pytania. Pisze, że chodziło mu raczej o udramatyzowaną publicystyczną dyskusję, w której pojawiłyby się pytania nieco inne: "Czy kultura chłopska, kultura robotnicza muszą, czy powinny zginąć w starciu z kultura ponadklasową, kosmopolityczną? Czy - awansując pospiesznie - nie wyrzekamy się samych siebie"...

Dyskutantami w "Czworokącie" - wskazuje na to zresztą sam tytuł - są cztery osoby. Miejscem dyskusji jest usytuowane na dziesiątym piętrze wieżowca, standardowo wyposażone, mieszkanie. Jego lokatorzy - Toni, Ina i Dziadek - stanowią rodzinę. Znajdującą się jednak w stanie ostrego skłócenia, które zostanie jeszcze spotęgowane pojawieniem się Beaty.

Dziadek pochodzi z rodziny - robotniczej. Był komunistą - bojownikiem. Walczył w Hiszpanii odsiadywał za swoją działalność w sanacyjnym więzieniu. Po wojnie, kiedy zwyciężyła ludowa władza, piastował szereg odpowiedzialnych stanowisk państwowych.

Ina - jego córka - wychowywała się już w innych warunkach. Skończyła wyższe studia, jeździła za granicę. Pracuje w instytucie, pisze doktorat. Ukształtowało ją środowisko miejskie. Zdobycze cywilizacyjne socjalne, uważa za rzecz naturalną. Prezentuje swoisty życiowy praktycyzm.

Toni pochodzi ze wsi. Wychowywał się tam do osiemnastego roku życia. Później skończył studia. Został inżynierem budownictwa, piastuje stanowisko wicedyrektora budowlanego kombinatu.

I wreszcie Beata. Dziewczyna pojawiająca się w mieszkaniu Toniego i Iny ponieważ przeczytała ogłoszenie w gazecie, że Ina poszukuje pomocy domowej. Ponieważ stara się wykorzystać każdą okazję do zaczepienia się w mieście.

W "Czworokącie" mamy więc reprezentantów trzech pokoleń i trzech środowisk. Ale autor pokazuje ich razem właśnie po to, by uwidocznić, że wykreowana przez cywilizacyjne procesy sytuacja umożliwiająca spotkanie w jednej rodzinie łudzi o tak różnych rodowodach nie gwarantuje im równocześnie podstaw trwałego współżycia. Układ wzajemnych kontaktów między Dziadkiem, jego córką Iną i mężem Iny - Tonim - jest podminowany i wybuchowy. W chwili gdy rozpoczyna się (wątła zresztą) akcja sztuki oglądamy przygotowania do rodzinnej uroczystości. Ina wraz z Tonim gotują się do uczczenia rocznicy urodzin Dziadka. Kiedy jednak zostawszy zdrowie i pomyślni jubilata, ten wyłącza się albo może tylko udaje drzemkę. Zapoczątkowana już uprzednio wymiana zdań jak obchodzić jubileusz: przy szampanie francuskim czy radzieckim, śpiewając "Międzynarodówkę", czy "Sto lat"? - teraz rozwija się w awanturę. Toni i Ina mają sobie do wyrzucenia wszystko, a Beata, również nie pozostaje statystką.

"Czworokąt" wystawiano już kilkakrotnie starając się, na ogół akcentować, iż obnażanie przez Inę i Toniego własnych kompleksów, zawodów i frustracji - posiada charakter komiczno-groteskowy. W przedstawieniu zrealizowanym w bydgoskim Teatrze Polskim momentów komicznych tez nie brak, ale jest w nim również ton serio. Andrzej Walden wyreżyserował spektakl wyraźnie zarysowujący chwiejność postaw bohaterów utworu, postaw których żadna ze stron nie potrafi dostatecznie uargumentować, i których większą, lub mniejszą fałszywość demaskuje tyleż toczący się w przedstawieniu dialog, co rozwój kolejnych scenicznych sytuacji. Przy czym każda z postaci prezentuje postawę niejako modelowo określoną właśnie jej rodowodem. Oto Ina. Krystyna Bartkiewicz ukazuje ją jako kobietę, która przyswoiła sobie styl bycia określany potocznie mianem współcześnie drobnomieszczańskiego, styl o którym mówi się, że cechuje go konsumpcyjność, i że jest kształtny i mody. Bohaterów utworu oglądamy w kwieciście wytapetowanym pokoju z rozstawionymi wokół stolika na wysoki połysk

dentystyczno-gabinetowymi fotelami - i mamy od razu pewność, że cały ten antourage jest dziełem pani domu.

Ina Krystyny Bartkiewicz przesadnie przestrzega form bycia obowiązujących w tak zwanym dobrym towarzystwie, jest minoderyjna, ale snobizmy, egoizm i wysiłki aby być zawsze "na bieżąco" - nie przekreślają w niej również pewnej elementarnej wrażliwości. Uwagi Toniego o zakłamaniu żony, o tym iż brak w jej życiu autentyzmu, iż zaczyna się ono i kończy na pozorach - powodują w Inie Krystyny Bartkiewicz rozdrażnienie oraz autentyczny niepokój, że choć większość zarzutów Toniego potrafi z powodzeniem odparować, odpłacić mu pięknym za nadobne, to jednak jest w nich coś z racji. I dlatego w bydgoskim przedstawieniu w postawie Iny nie brak też rysów dramatyzmu. Odbieramy, że fakt amorficzności i niespójności form wybranego przez Inę stylu bycia jakoś jednak do niej dociera. myśl, że choć styl ów uwzględnia , dynamiczność współczesnych cywilizacyjnych przemian, to jednak nie daje wzorów, na których można by rzeczywiście polegać - również nie jest jej tak całkowicie obca.

Toni był przez czas jakiś wyznawcą podobnego modelu życia. Ale zbuntował się w imię swojej dawnej chłopskości. Ta chłopskość dobrze mu służy gdy prostolinijność norm obowiązujących w kulturze wiejskiej przeciwstawia zafałszowyąnia Iny. Ale gdy stwierdza, że zamierza do nich powrócić, stosować je w swej aktualnej życiowej praktyce, sam, staje się z kolei obiektem łatwych i słusznych drwin. Żona wykazuje mu bowiem bez trudu, iż w mieście normy te są nie do zastosowania. Co więcej - o czym świadczy zachowanie Beaty (Grażyna Suchocka) - także na zarażoonej miejskością wsi przestają obowiązywać i ulegają procesowi rozpadu. Ponieważ zaś w przedstawieniu bydgoskim kontestujący przeciwko zmieszczanieniu własnemu i żony Toni Henryka Majcherka jest równie upozowany w chwilach kiedy ulega narzuconym mu przez nowe środowisko konwenansom, jak i wówczas kiedy usiłuje demonstrować ludową krzepę, którą miejskie życie właściwie dawno już z niego zmyło - Inie kpić jeszcze łatwiej. Toni Majcherka popada z udawania w udawanie, i na gest serio zdobywa się dopiero w finale spektaklu. Wówczas kiedy, mimo ruiny pożycia małżeńskiego, decyduje się na pozostanie na miejscu aby otoczyć opieką zniedołężniałego już Dziadka - człowieka wywodzącego się, jak: i sam Toni, że społecznych dołów.

Ale chociaż taka pointa spektaklu zostaje przygotowana również określoną interpretacją roli Dziadka - można by spytać, czy nie jest ona jednak pointą na wyrost, Dziadek nie bierze udziału w toczącym się między Iną i Tonim sporze, lecz przecież wiadomo, że gdyby zabrał głos szybko musiałby utracić godność, gdyż zyskał ją w czasach, w których obowiązywały pojęcia i hasła skrojone właśnie na wczoraj a nie na dziś. Występujący jako Dziadek Adam Krajewicz, posturą, oszczędną gestykulacją, ascetyczną mimiką bardziej przypomina intelektualistę, niż byłego robotniczego działacza. Czy jednak - co sugeruje spektakl - z rozsądku ludzi pokroju Dziadka i uczciwości ludzi pokroju Toniego rzeczywiście będzie mogła narodzić się kultura nowa - nie kosmopolityczna, nie ludową i nie tradycyjnie robotnicza? Czy nie brak w owej sugestii jakiegoś ogniwa? Czy rzeczywiście tę nową kulturę ludzie wywodzący się ze wsi i ze środowisk robotniczych, inteligenci w pierwszym pokoleniu - będą mogli ufundować sobie w oderwaniu od wartości kulturalnych, etycznych i estetycznych, uznawanych za ogólnoludzkie i nagromadzonych w trakcie historycznego rozwoju społeczeństw? W "Czworokącie", a także w publikowanym ostatnio na łamach "Kultury (nr 36, 1977 r.) wywiadzie z Redlińskim, można doczytać się, że pisarz na ostatnie z tych pytań odpowiada twierdząco. Mówiąc oględnie Redliński zajmuje jednak w ten sposób stanowisko co najmniej kontrowersyjne. I prowokujące do następnej dyskusji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji