Artykuły

DZIWNA PRZYGODA FREDROWSKICH PANIEN

Występujące w dziełach literackich (powieściach, poematach, dramatach czy komediach) historie romansowe, śledzone metodycznie i chronologicznie, mogłyby się wydać w końcu po prostu jednostajne. W gruncie rzeczy jakże tu mało ciekawych komplikacji i kombinacji. Ostatecznie wszystko zdaje się sprowadzać do tego, że dwie odmienne pici, zgodnie z prawami natury, przyciągają się nawzajem. Jest to nieuchronne i - chciałoby się powiedzieć - mechaniczne, że wreszcie staje się niemal nudne. Zniecierpliwiony czytelnik pragnie, aby czasem zdarzyło się trochę inaczej, choćby nawet mniej naturalnie (...) Stąd zapewne również płynie niekiedy przekorna ochota u czytelników, aby pewnych bohaterów literatury, oglądanych na co dzień z szacunkiem, ale ale i ze znudzeniem, poddać bluźnierczej, demaskatorskiej próbie i aby (im bardziej ich romanse są konwencjonalne i normalne) tym usilniej doszukiwać się w nich perwersji. Taką ochotę odczuwa się na przykład często wobec miłosnych perypetii pozytywnych bohaterów i bohaterek Aleksandra Fredry. Anielska niewinność, cukierkowa słodycz cnót i dziecinne sympatyczne wady tych kochanków i kochanek - prowokują do trochę brutalnego sprzeciwu. Nauczyliśmy się niezbyt ufać oficjalnym świętościom i szlachetnościom, wietrząc poza nimi małą - lub wielką - mistyfikację. Poczciwy stary Fredro oburzyłby się na nas (jeszcze bardziej niż ongiś na Goszczyńskiego), gdyby dowiedział się, o co gotowi jesteśmy dzisiaj posądzać jego postacie. Na szczęście, nie dowie się nigdy.

Kusi więc próba przeprowadzenia takiej operacji na klasycznej parze bohaterek fredrowskich, a mianowicie Anieli i Klarze ze "Ślubów panieńskich". Pamiętamy zasadniczy temat psychologiczny utworu. Dwie panienki, jedna energiczna i rezolutna, druga flegmatyczna, jedna bardzo czynna, druga bierna, jedna złośliwa, druga łagodna, jedna o naturze męskiej, druga typowa kobietka - poprzysięgająca sobie, że nie zwiąże się nigdy z żadnym mężczyzną, ale "jedna dla drugiej kochankiem się stanie" (Klara, akt I, scena siódma). Na skutek intrygi Gustawa te "śluby" zostają w końcu zerwane i Aniela oddaje rękę temuż Gustawowi, a Klara zmuszona jest poślubić Albina. No cóż, zabawny pomysł komediowy z konwencjonalnym happy-endem. Ale jeżeli współczesnego czytelnika lub widza ogarnęłaby przypadkiem nieco cyniczna pasja "szargania świętości" - kto wie, czy wówczas nie dostrzegłby w owym naiwnym spisku dość specyficznej treści.

Spróbujmy odtworzyć historię tych dwóch małych dziewcząt. Obie od dzieciństwa wychowywały się razem ("długo przy matce Klary bawiły obiedwie" - akt II, scena pierwsza), nie znając w głuchej samotności wiejskiego odludzia mężczyzny ani nie przeczuwając możliwości uczucia dla niego Obie jednak tęsknią do miłości, a nie mogąc znaleźć właściwej (Aniela: "Zatem już kochać nie wolno nam będzie" - na co właśnie Klara odpowiada: "Jedna dla drugiej kochankiem się stanie"), szukają innej, zastępczej jej formy. Zawierają ze sobą "ślub". Jest to "ślub" dwóch panien, "ślub panieński", ale przeciwstawne i uzupełniające się natury obu, przedsiębiorczej, męskiej Klary i uległej, kobiecej Anieli, świadczyłyby o nieco innym charakterze takiego związku. Kiedy wreszcie pojawiają się mężczyźni, dziewczyny są już ze sobą ściśle związane. To jest chyba główna przyczyna ich gwałtownie negatywnych odpowiedzi na męskie propozycje matrymonialne. Zawsze wydawało mi się nieco podejrzane, że Albin, bogaty sąsiad, przez dwa lata nadaremnie, choć ma za sobą despotycznego ojca Klary ("A znając twego (tj. Klary) ojca, łatwo zgadnąć było, że ta wzgarda Albina nie będzie mu milą" - akt IV, scena siódma), stara się o jej rękę. Trwać aż dwa lala w takim uporze, to już niezwykły kaprys.

Oczywiście rozwiązuje się niewinnie i komediowo. Groźba małżeństwa ze starym Radostem zmusza bardziej energiczną Klarę do szukania wyjścia z sytuacji. Gotowa jest poświęcić swą przyjaciółkę, by przynajmniej samej uniknąć budzącego wstręt związku. Ostatecznie obie przyrzekają oddać swą miłość płci, przeciwnej, Anieli z widoczną ulgą, jak to wynika z jej odpowiedzi danej próbującej ją jeszcze buntować Klarze: "Nie wiesz, jak miło, gdy uczucia pieszczące z godnym zapałem męska pierś wygłosi" (akt IV, scena dziewiąta). Tak kończy się dziwna przygoda zacnych panien fredrowskich, chociaż dotychczasowe ich doświadczenia nie dają całkowitej pewności, jak potoczą się dalsze ich dzieje po zapadnięciu kurtyny.

Pojawiająca się często w literaturze przyjaźń par dziewczęcych miewała niejednokrotnie nie zamierzony i nie zauważony przez samego autora podkład erotyczny. Ślepe uwielbienie Celi i dla Rozalindy w "Jak wam się podoba" Szekspira zdaje się zawierać w sobie wiele elementów perwersyjnych i nic na darmo energiczna Rozalinda chodzi w spodniach. Dość zuchwałym żartem jednak wydawałoby się odkrywanie czegoś podobnego u prostodusznych bohaterek bogobojnego szlachcica polskiego. Ale współczesna literatura nauczyła nas zuchwałości i żartów. Może na tym właśnie, między innymi, polega jej wielkość?

Od dawna kiełkujący w umysłach niektórych artystów i poruszony nawet nawiasowo w pismach warszawskich zamiar utworzenia tak zwanej "societe" artystycznej, tj. spółki ludzi inteligentnych i zdolnych, którzy postawiwszy sobie za cel "własną pracą wzbogacić siebie, a nie dyrektorów i przedsiębiorców rozmaitych", dążą do tego celu z całym zaparciem się egoistycznych zachcianek, z całą siłą woli, energii i prawdziwego poczucia poważnie traktowanej sztuki dramatycznej, od dawna więc kiełkujący ten zamiar, powtarzam, rozważony i obmyślony, postanowiliśmy przyprowadzić do skutku. Staje nas na czele trzech ludzi, znanych tak po wszystkich teatrach prowincjonalnych, jak i stołecznych Galicji, tj. Lwowa i Krakowa, i udajemy się do WPana o łaskawe poparcie pismem i słowem jako też o energiczne wzięcie do serca sierocej, a w każdym razie pięknej sprawy naszej.

Rozpoczniemy w Kaliszu, ponieważ miasto to, najbliższe zagranicy, daje nam możność najtańszego stosunkowo komunikowania się z Księstwem Poznańskim i Galicją, a z drugiej strony więcej jak gdziekolwiek liczymy tam n.i współudział i poparcie publiczności.

Główne osoby składające podstawę tej instytucji są następujące: pp Idziakowski z Krakowa, ostatnio z towarzystwa Trapszy, Werner z Krakowa i Poznania, Konarski ze Lwowa, Łucjan ze Lwowa i Poznania, Czarnecki z Poznania, Szederń, Janowski, Swaryczewski ze Lwowa, panie Apolonia Hajerowicz, Idziakowska, Chojnacka, Baumann z Krakowa i Poznania, Święcka, Swarczewska, Sulikowska.

Nie liczę tutaj osób użytecznych miernej wartości, składających akcesorium każdego towarzystwa. Repertuar składać będą komedie salonowe, dramata i operetki estetycznej wartości.

Gazeta podała, że list ten podpisali Łucjan, Werner i Idziakowski, opatrując go takim komentarzem: "Imiona głównych promotorów stowarzyszenia dają dostateczną rękojmię, że takowe pod ich przewodnictwem w zupełności odpowie celowi i zadowolni wymagania nawet najwybredniejszej publiki. Dlatego też żałujemy, iż zamiar ich, aby naszej scenie w imię Boże rozpocząć swoją działalność, musi ulec zwłoce."

[Kaliszanin 1877, nr 5; pełna data publikacji artykułu nieznana]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji