Artykuły

A w Kaliszu Fredro

W Kaliszu inauguracja sezonu i nowej dyrekcji. Przed południem, zapowiadający premierę przejazd aktorów stylowym ekwipażem przez miasto, z krótkim postojem w rynku, przed ratuszem, dla odebrania pozdrowień od ojców miasta. Wieczorem pełna gala, inauguracja, premiera. Nowa dyrekcja zaczęła od tworzenia atmosfery zainteresowania wokół teatru, od oprawy widowiskowej i reklamy. No cóż, czasy dla teatru stały się trudniejsze. Rady zakładowe nie są już tak skore fundować załodze bilety. Ludzie zabiegani i zmęczeni codziennymi kłopotami i zmaganiami wolą wieczorem rozsiąść się spokojnie w domu przed telewizorem. A widownia kaliska, jej możliwości i aspiracje kulturowe, nie zostały jeszcze przez nową dyrekcję w pełni rozpoznane.

Romana Próchnicka, aktorka Teatru Starego z Krakowa, po iluś tam latach spędzonych na scenie, zdecydowała się na wielką podróż w nieznane, przygodę i pierwszą w swym życiorysie dyrekcję. Zaczęła może nie tak znów efektownie, bo Fredrą. Alina Obidniak inaugurowała swą kaliską dyrekcję polską prapremierą współczesnej sztuki radzieckiej, Izabella Cywińska, jeszcze efektowniej "Wyzwoleniem" Wyspiańskiego. Nazwiska obu jej poprzedniczek wspominam tu nie bez kozery. Tak już jakoś złożyło się w tym mieście, że na stanowisku dyrektora teatru najlepiej sprawdzały się tutaj właśnie kobiety. Gdzie indziej kobieta-dyrektor budziłaby zapewne opory, w Kaliszu nie. Teatr ten zaistniał w przeszłości w skali kraju głównie dzięki sprawującym tu swe rządy paniom oraz młodym, od podstaw zbudowanym przez nie zespołom aktorskim. Do tych też tradycji zdaje się obecnie nawiązywać Romana Próchnicka. Ona także przywiozła ze sobą do Kalisza bardzo młody zespół, rekrutujący się głównie spośród grona jej wychowanków z krakowskiej PWST. On przede wszystkim jest dziś jej szansą. A skoro ma to już być młody teatr, to powinien szukać kontaktu przede wszystkim z młodą widownią. Stąd też zapewne "Śluby panieńskie" na inaugurację. Komedia miłosna Fredry, adresowana przede wszystkim do młodej widowni.

"Śluby panieńskie" oglądałem już na tej scenie. W 1971 roku na otwarcie sezonu wystawił je Maciej Prus. Były to "Śluby" rozgrywające się na wiejskim podwórku, na sianie, wśród gdakania kur i piania kogutów. Bardzo odświeżone i unowocześnione, świetnie odbierane przez młodzież, ale budzące ostre sprzeciwy nauczycieli i pedagogów. "Śluby panieńskie" AD 1980 są diametralnie inne. W sensie inscenizacyjnym typowo tradycyjne. Spokojne i stylowe, skupione przede wszystkim na kulcie słowa, uczące dobrych manier i polszczyzny. Pierwszy akt, w przedstawieniu Bogdana Michalika, szczerze mówiąc jest nieco bezbarwny i statyczny. Dopiero w drugiej części spektakl nabiera rumieńców życia. A to głównie za sprawą obdarzonej autentycznym temperamentem aktorskim i wdziękiem Klary, Doroty Karolak oraz sekundującej jej Anieli-Anny Wesołowskiej. Z obsady aktorskiej tego spektaklu wymienić z nazwiska należałoby jeszcze predystynowanego do zagrania roli Gucia, Macieja Skupa. Scenografia stylowa i bardzo polska w całym swym charakterze, chociaż pozbawiona może pomysłów inscenizacyjnych. Bardzo ładne za to kostiumy, świetnie kolorystycznie komponujące się na scenie.

W sumie jest to spektakl dobrze odbierany przez widownię i tej widowni na pewno potrzebny. Młody i do młodych adresowany. Bez niespodzianek ale sympatyczny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji