Artykuły

Mumio jest wszędzie

- Wiadomo, że ten nośnik, czyli reklama telewizyjna, jest najsilniejszy, rzadko jednak zdarza się, że ktoś ewidentnie kojarzy nas tylko z telefonami Ludzie jednak wiedzą, że robimy spektakle, że gramy w filmach, więc nasz obraz jest pełniejszy - mówią JACEK BORUSIŃSKI i DARIUSZ BASIŃSKI z Mumio.

Rozmowa z DARIUSZEM BASIŃSKIM i JACKIEM BORUSIŃSKIM [na zdjęciu] z Mumio o sztuce reklamy i reklamie sztuki.

Staliście się Panowie gwiazdami reklamy. Wasza współpraca z jedną z sieci telefonii komórkowej trwa już 4 lata. Czy przez ten czas nastąpił wzrost sprzedaży reklamowanych przez Was telefonów? Czy w ogóle interesowaliście się takimi danymi?

Jacek Borusiński: - Nie śledzimy tych danych na bieżąco, ale wiemy - i to nas bardzo cieszy - że działanie, które nam artystycznie smakuje i nie jest dla nas artystycznym kompromisem, wpłynęło pozytywnie na wielkość sprzedaży reklamowanego produktu. Zresztą, nie ma się co oszukiwać - gdyby było inaczej, dawno by nam za współpracę podziękowano.

Pytałem o to nie bez kozery. Ja sam, oglądając Wasze reklamy, a wiem, że podobnie reaguje wielu widzów, nie zwracam uwagi na przekaz handlowy, muszę wręcz zastanowić się, co tak naprawdę sprzedajecie. Te reklamy są miniaturowymi dziełkami sztuki filmowej czy teatralnej, które wręcz odwracają moją uwagę od meritum. Czy nie spotkaliście się z takim zarzutem, że - mówiąc językiem teatru - ukradliście spektakl głównemu bohaterowi, czyli telefonom?

Dariusz Basiński: - Polkomtel dostał za te reklamy nagrodę EFFI, przyznawaną za skuteczność kampanii reklamowej. Nie za to, że reklama jest fajna, że się podoba, ale za walory handlowe. To odpowiedź na Pańskie pytanie.

JB: - Może na początku rzeczywiście tak trochę było, że ludzie widzieli tylko te filmiki i nie za bardzo utożsamiali je z produktem, ale teraz, po paru latach, nawet nas samych utożsamiają już z tą konkretną firmą.

A czy sami używacie telefonów firmy, którą reklamujecie?

DB: - Nie mogę tego zdradzić.

JB: - Tak, oczywiście.

Czyli jesteście także klientami tej firmy, zapewne bywacie w salonach sprzedaży, by to i owo załatwić. Jak sprzedawcy reagują na Wasze wizyty? Traktują was normalnie czy jednak obawiają się, że to jakiś element kampanii reklamowej?

DB: - Ja przed wejściem zawsze się charakteryzuję. Wchodzę jako kobieta, z reguły starsza, i to mi gwarantuje anonimowość.

JB: - Ja wszedłem do salonu tylko raz, chciałem kupić jakiś kabelek, i rzeczywiście uznano, że to prowokacja, ukryta kamera albo coś w tym stylu. Niczego nie załatwiłem, po 10 minutach tłumaczenia, że naprawdę chodzi tylko o kabelek, wyszedłem z niczym. Od tego czasu załatwiam wszystko telefonicznie.

A jak ludzie reagują na Was na ulicy? Tak jak na każdą rozpoznawalną postać, czy też jednak kojarzą Was z telefonami?

JB: - Wiadomo, że ten nośnik, czyli reklama telewizyjna, jest najsilniejszy, rzadko jednak zdarza się, że ktoś ewidentnie kojarzy nas tylko z telefonami Ludzie jednak wiedzą, że robimy spektakle, że gramy w filmach, więc nasz obraz jest pełniejszy. Z tą świadomością, że robimy coś więcej niż reklamy, nie jest więc tak źle.

Nakręciliście już około setki reklam, w każdym razie tyle trafiło do telewizji. Wiem jednak, że w internecie można znaleźć także reklamy nakręcone a niewyemitowane, macie swoich fanów, którzy wręcz takie reklamy kolekcjonują. Czy dużo jest filmików, które nie weszły do emisji? I kto o tym decyduje, wy sami, czy firma, dla której pracujecie?

DB: - Powstaje właśnie płyta, wydawana na 13-lecie firmy, dla której pracujemy, na której będzie 13 emitowanych oraz 13 nieemitowanych reklam. Zdarza się, oczywiście, że tych filmików powstaje więcej niż potrzeba, choćby po to, aby można było wybrać te, które pasują i nam, i klientowi. W każdym razie wraz z agencją reklamową PZL, bo pracujemy razem, staramy się robić takie reklamy, które nas będą cieszyły, chcąc sprzedawać siebie w takim kontekście, jaki nam odpowiada.

Od paru lat kojarzycie się Panowie przede wszystkim z reklamami, czego dowodzi zresztą i nasza rozmowa. Czy ta praca zbytnio Was nie przytłacza, czy wystarcza Warn czasu, energii, chęci i pomysłów na właściwą pracę artystyczną, powiedzmy - obokreklamową?

DB: - Powiem szczerze i może nazbyt otwarcie, że reklama zabiera nam niewiele czasu i energii. Kręcimy raz na jakiś czas, zdjęcia trwają 1-2 dni, resztę czasu przeznaczamy na występy i próby do nowego spektaklu.

JB: - Oczywiście jest takie prawdopodobieństwo, że gdyby nie reklamy, to ten spektakl czy spektakle powstałyby wcześniej. To nie jest kwestia czasu - chodzi raczej o naszą świadomość. Gdyby nie te reklamy, mielibyśmy silniejszą potrzebę przygotowania na przykład nowego spektaklu, choćby po to, żeby zarobić pieniądze, żeby utrzymać rodzinę...

BD: - ...czy przypomnieć widzom o sobie, że jesteśmy, że istniejemy.

JB: - Dlatego spektakl, nad którym pracujemy, powstaje bardzo, bardzo długo. Ale ten komfort, o którym mówimy, pozwala nam też czekać na najlepsze pomysły. Chcemy zrobić coś, pod czym się 2 chęcią podpiszemy, co będzie nam naprawdę smakowało, co nie powstanie pod jakimś wewnętrznym czy zewnętrznym przymusem.

DB: - Niektóre pomysły do nowego spektaklu, nad którymi pracowaliśmy jeszcze rok temu, dziś wydają się nam chybione. Czyli ten czas był potrzebny.

A czy będzie jakaś kompatybilność między tym nowym spektaklem a Mumio reklamowym?

JB: - Na pewno nie wejdzie do niego żaden skecz reklamowy. Kompatybilność, mamy w każdym razie taką nadzieję, jest widoczna w całej naszej twórczości. Myślę o poetyce, rodzaju komizmu i poczucia humoru, łączących i spektakle sceniczne, i reklamy, i produkcje filmowe. Mumio jest wszędzie.

Właśnie: Mumio. Jak właściwie powinno się o Was mówić? Wiem, że nie lubicie słowa: kabaret...

DB: - Lubimy to słowo, ale tylko jako tytuł naszego pierwszego spektaklu "Kabaret Mumio".

JB: - Po prostu nie lubimy szufladkowania.

DB: - To określenie przeszkadza w obiorze tego, co robimy. Widz, który nie widział nigdy naszego spektaklu, przychodzi na kabaret z określonymi oczekiwaniami, a styka się z czymś mocno innym. Poza tym, określenie "kabaret" nieco zawęża i nas, i to co robimy, niekiedy wręcz z góry wykluczając nas z pewnych sfer działań artystycznych.

JB: - Określenie "kabaret" odcina wręcz pewną grupę widzów, pewną grupę współpracowników, którzy kabaret kojarzą z określoną poetyką, jakiej u nas nie znajdą.

DB: - Poza tym kabaret, zwłaszcza w Polsce, kojarzony jest przede wszystkim z aktualnością, doraźnością, satyrą, felietonem, odwołaniami do polityki. Tego u nas kompletnie nie ma, i dlatego bardzo nam daleko do tak rozumianego kabaretu.

JB: - Zupełnie odmienne jest także nasze aktorstwo. My w pełni utożsamiamy się z kreowanymi postaciami, u nas nie ma tego widocznego w klasycznym kabarecie dystansu, przymrużenia oka. Nie tyle gramy, ile użyczamy siebie kreowanej postaci. To typowe raczej dla teatru niż dla kabaretu.

Czy z tego właśnie wynika wasza nieobecność w tak chętnie nadawanych przez stacje telewizyjne przeglądach kabaretów?

JB: - Temu środowisku mamy bardzo wiele do zawdzięczenia, w nim się kiedyś pojawiliśmy, w tym nurcie widz nas zobaczył i poznał. Ale jakiś czas temu uznaliśmy, że nie tam jest nasze miejsce. Oczywiście, kabaret kojarzony jest z aktualnością, satyrą, felietonem, odwołaniami do polityki. Tego u nas kompletnie nie ma. Nadal mamy w tym środowisku wielu przyjaciół, ale artystycznie chyba jesteśmy inni.

DB: - Takie widowiska telewizyjne buduje się z fragmentów, z pojedynczych skeczy, a naszym spektaklom niedobrze to robi. Przygotowując spektakl staramy się zbudować jakąś atmosferę, swoisty klimat, które w izolowanych kawałkach po prostu giną.

Takie widowiska to z reguły nagrania występu estradowego, nie ma we współczesnej telewizji czegoś takiego, jak Kabaret Starszych Panów bądź dawny Kabaret Olgi Lipińskiej, czyli programów powstających specjalnie dla telewizji, cyklicznych, tworzących pewną całość. A podejrzewam, że takie widowiska cenicie. Bardzo pozytywnie wyrażał się o was Jeremi Przybora, więc zapewne ze wzajemnością. Czy podjęlibyście się, panowie, stworzenia takiego programu dla telewizji, gdyby oczywiście któraś stacja wam to zaproponowała?

JB: - Byłoby to możliwe, gdyby telewizja chciała pokazać spektakl Mumio, a nie spektakl kabaretowy. Jeżeli skończymy nowy program, jeżeli będzie on nadawał się do przeniesienia na ekran, to bardzo chętnie.

DB: - A jeżeli myśli pan o programie cyklicznym, powtarzalnym, to raczej nie. My jesteśmy leniwi, wolno pracujemy, w związku z tym produkowanie programu raz na tydzień, czy nawet raz na miesiąc, wydaje się niemożliwe. A po drugie, nie wierzę, że można w takim cyklu utrzymać wysoką jakość. To, co robili Starsi Panowie Dwaj było genialne, dobrze wspominam też pierwszy cykl "Właśnie leci kabarecik" Olgi Lipińskiej, dużo dobrego komizmu było w "Latającym cyrku Monthy Pythona", ale nie można wejść dwa razy do tej samej rzeki. Pewne drzwi zostały już otwarte, od tego czasu powstało wiele kolejnych nowych programów, i co rok, co dzień, co minutę jest mniej możliwości. Coraz trudniej stworzyć coś nowego.

JB: - Poza tym, nie wiem, czy pan zauważył, że oni grali zdecydowanie wolniej. Im się kompletnie nie śpieszyło. Współczesna telewizja jest na totalnym bicie, wszystko dzieje się bardzo szybko, wręcz kalejdoskopowo. Wspomniani artyści robili dwa, trzy numery na pół godziny, teraz trzeba ich zrobić 16 - żeby widza zainteresować, utrzymać jego uwagę, żeby nie przerzucił się na inną stację. Nas to nie interesuje. Ale gdyby telewizja chciała pokazać nasz spektakl - to naprawdę nie mielibyśmy nic przeciwko temu.

MUMIO

Powstało w roku 1995 w Katowicach. Do roku 1999 występowało jako Teatr Epty-a. Do tej pory przygotowało dwa pełne spektakle, "Kabaret Mumio" oraz "Lutownica, ale nie pistoletowa, tylko taka kolba". Jest laureatem wielu nagród, w tym nagrody ZASP za najlepsze wykonanie piosenki aktorskiej na Festiwalu Aktorskiej Interpretacji Piosenki we Wroctawiu, Grand Prix Ogólnopolskiego Przeglądu Kabaretów PaKA w Krakowie (1998), teatralnej nagrody im. Leona Schillera za całokształt działań, oraz Wiktorów, w tym w kategorii "największe odkrycie telewizyjne 2005 roku". Wyobraźnia członków Mumio sprawdza się w wielu dziedzinach - reżyserują, grają w filmach, etiudach, spektaklach, komponują, piszą książki. W roku 2005 powstał film fabularny pt. "Hi way" (reż. Jacek Borusiński), w 2008 premierę miał film Sławomira Kryńskiego, w którym Jacek zagrał jedną z głównych ról. Wystąpił też w spektaklu Teatru Capitol - "C-aktiv". Niedawno Dariusz Basiński wydał powieść pt. "Motor kupił Duszan". Przed rokiem zaangażował się w akcję "Ratuj maluchy", czyli ruch sprzeciwiający się wprowadzeniu obowiązku szkolnego dla 6-latków. Jest też - razem z Jarosławem Januszewiczem - autorem muzyki do filmu "Hi-way". Obecnie grupę Mumio tworzą Jadwiga i Dariusz Basińscy oraz Jacek Borusiński, w drugim spektaklu występuje także Jarosław Januszewicz - kompozytor muzyki filmowej (m.in. "Hi-way", "Plan"), członek zespołu NatanaeL.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji