Artykuły

Sztuka czy medycyna?

Jeszcze jeden jubileusz teatralny z tegorocznej jesiennej serii, tym razem najskromniejszy, zaledwie dziesięcioletni. W Teatrze Ludowym w Nowej Hucie, Parę tygodni temu mówiliśmy tutaj o krótkiej, ale bardzo znaczącej tradycji tego teatru. Nowa premiera pozwala na pewne konfrontacje

Teatr Ludowy nie miał nigdy jakiegokolwiek rygoru repertuarowego. Klasyka i dramat współczesny, w wydaniu zarówno polskim jak obcym, tragedia, komedia i farsa żyły tam w przykładnej zgodzie i służyły ideom inscenizacyjnym. W tych inscenizacjach interpretacja bywała bardzo współczesna, czasem wręcz aktualizująca, z formą widowiska było różnie; niekiedy prezentowała się jako uroczy zabytek przedpotopowy właśnie dlatego, że w założeniu miała być przede wszystkim awangardowa. Pomysły sprzed lat czterdziestu wydają się dzisiaj starsze niż te, jakimi teatr żył przed stu i dwustu laty. Zwykły tryb huśtawki pokoleniowej w sztuce.

Swoje jubileusze tegoroczne teatry starały się uczcić klasyką polską. Nie było to pozbawione sensu. Ale z tej reguły wyłamał się Teatr Ludowy. I jak powiedzieliśmy, miał do tego prawo, poświadczone swoją dotychczasową działalnością. W połowie grudnia odbyła się premiera "Misterium Buffo" Majakowskiego.

Jest to jedyna z trzech sztuk tego autora, która po wojnie nie miała, jak się zdaje, u nas premiery, chociaż z sezonu na sezon zapowiadało ją zwykle parę teatrów. "Łaźnia" i "Pluskwa" natomiast, od pamiętnego przedstawienia łódzkiego, zdobyły sobie ładną kartę. Okazały się czystą publicystyką, której aktualność nie uwiędła po trzydziestu paru latach. Co, rzecz prosta, jest zasługą nie tyle samych utworów i nie tyle samej publicystyki co rzeczywistości, którą od autora nie chciała czy nie mogła wziąć nauki na lepszą swoją przyszłość.

Z "Misterium" przypadek jest inny. Tego utworu nie pisał jeszcze autor dramatyczny i pełen temperamentu publicysta lecz przede wszystkim poeta. Ten poeta, który swoje wiersze wykrzykiwał na rewolucyjnych mityngach, retoryczny i patetyczny poeta, którego wiersze, wyjęte ze swej wiecowej oprawy, recytowane w sali. teatralnej, brzmią pusto i frazeologicznie, okazują się monotonne, monotematyczne (ze swoją obsesją głodu) i pozbawione wyobraźni, lotności, poezji. Wiersze rewolucyjne mogą mieć swoją historię, ale wraz z ustabilizowaniem się rewolucyjności tracą swoją rzeczywistość. I to było, jak się zdaje, przyczyną rezygnacji tych wszystkich teatrów, które zapowiadały wystawienie "Misterium Buffo": głośna lektura tekstu. W Teatrze Ludowym albo tekstu nie przeczytano przed przystąpieniem do prób, albo też reżyser i scenograf w jednej osobie, Józef Szajna, znalazł na mielizny tekstowe, jak to się mówi, sposób.

"Nieczyści", a więc głodni i pokrzywdzeni, proletariusze, żyją na ziemi w męce, strachu i poniżeniu. Wyruszają na poszukiwanie Piekła i Raju i Ziemi Obiecanej. I piekło i raj okazują się mitami, w których człowiek nie może się pomieścić. Jedyną ziemią obiecaną jest ta, z której wyszli. Ale trzeba na niej zaprowadzić porządek. Trzeba pracować na swoi własny rachunek i przepędzić wyzyskiwaczy. Tej bajeczki taniutkiej nie podtrzymuje poezja, Co mogłoby ją wzmocnić?

Myślę, że siła "Misterium" mogłaby leżeć w inscenizacji. Która pokazałaby na scenie konkretną sytuację rewolucyjną. Ostro i naturalistycznie, nawet wbrew Majakowskiemu, On bowiem w tej sytuacji był i była jego publiczność. A skoro byli, bliski i jednoznaczny, konkretny i aktualny wydawał im się każdy retoryczny frazes. Dla nas frazes pozostanie frazesem; przynajmniej tak długo, dopóki nie przeciwstawi mu się konkretnej rzeczywistości. Do tego stopnia konkretnej, by ludzie w wojskowych szynelach poruszali się i działali na tle olbrzymich masywów Kremla i pokracznej okazałości Wasyla Błażennego gdzie - powiedzmy - mogłyby się rozegrać sceny rajskie. Jeśli nie Moskwa - ten sam konkret Petersburga. Jak się zdaje, pole dla inwencji reżyserskiej dostatecznie obszerne.

Jeśli recenzent pisze fantazję na temat przedstawienia, oznacza to, że nie spełniło ono nadziei. I nie mogło spełnić. Nie sposób przecież, wyobrazić sobie Szajny, który by konkretyzował jakikolwiek tekst dramatyczny, a cóż dopiero taki tekst, który swoja frazeologiczną ogólnikowością potwierdzał go niejako i nie stawiał mu oporu. Rozgrywa się więc przedstawienie wśród zwykłych chwytów i rekwizytów tego reżysera i scenografa. Niebo jest jakby ze "Śmierci na gruszy", taczki jak z "Pustego pola", pomocnicza kurtyna jak z "Rewizora". A to wszystko co ziemskie w zwykłych strzępach konwencji antyestetyzmu, jaka pleni się dziś na niejednej scenie. Pomysły więc inscenizacyjne ani zabawić, ani zainteresować przez dłuższy czas niż mogą. A ich funkcja w przedstawieniu jest jedna; błyszczy dzięki nim tekst całą swoją retoryka, monotonią, pustką. W imię czego ma błyszczeć?

W jednym z niedawnych wywiadów Szajna powiedział, że interesuje go teatr polityczny. Były w tym teatrze kiedyś roztrząsane problemy władzy, powiada, a teraz cel mamy równie jasny, mianowicie walkę o pokój. Przypomniał mi się w tym momencie pewien profesor medycyny, który również w walce o pokoi upatruje remedium przeciwko wielu schorzeniom współczesnym. Profesor jednak o tak radykalnych środkach leczniczych rozmyśla przy biurku, a w szpitalu aplikuje chorym konkretne, medykamenty. Szajna stara się być konsekwentniejszy, ale o pożytkach tej konsekwencji nie jestem przekonany. Zarówno medycyna jak sztuka żyją konkretem a nie frazesem. Strzeżmy się frazesu. Doświadczyliśmy przecież niedawno, że używanie go nawet tylko jako czapki-niewidki, pod którą ma się przemknąć tzw. nowoczesność, skutki przynosi przeciwne, Nowoczesność więdnie, frazes zostaje, rozpiera się i najpierw straszy ze sceny. A potem sceny są nim straszone.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji