Artykuły

Teatralny test ojcostwa

"Ojciec polski" w reż. Michała Walczaka w Teatrze Polonia w Warszawie. Pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej.

Prozaicy i poeci rozliczają się z toksycznymi matkami,a na scenach teatralnych reflektor skierowany został na ojca. Tak jak w świetnej komedii "Ojciec polski".

Ojciec przedtransformacyjny. Ojciec na dorobku, próbujący się załapać. Ojciec współczesny - równouprawniony. Tatuś. Partner matki. Beneficjent urlopu tacierzyńskiego. Od czasów, gdy Gombrowicz proponował prowokacyjne zastąpienie "ojczyzny" - "synczyzną", a synowie u Mrożka błagali ojców, aby się "pozapinali" (zachowywali godnie), nie było tak intensywnego zainteresowania relacją między pokoleniami. Tym razem autorzy wypowiadają się jednak nie o narodzie, epoce czy uniwersalnym kompleksie Edypa. Mówią osobiście, prywatnie. Tak, mój ojciec nawalił na całej linii, a ja; albo powtarzam te same błędy, albo kultywuję w sobie obraz małego, skrzywdzonego chłopca, usprawiedliwiając wszelkie niepowodzenia trudnym dzieciństwem.

(...)

Być może dlatego właśnie, opowieści o lęku przed ojcostwem, przeplatają się z nieustannie powracającym w ostatnich sezonach tematem "miłości niemożliwej" (np. "Fragmenty dyskursu miłosnego" Radosława Rychcika czy "Polowanie na łosia" Michała Walczaka). Nie ma co wchodzić w związki, skoro wszystko i tak skończy się fiaskiem. Nie ma co podejmować zobowiązań, skoro wiem, jak bardzo destrukcyjne mechanizmy we mnie siedzą. Twórcy przyglądają się sobie i swojemu pokoleniu z powagą, lękiem, autokrytycyzmem. Często - przerażeni przykładem rodziców i własnymi doświadczeniami - brak decyzji (o wszelkim zaangażowaniu, wiązaniu się, ojcostwie) traktują jako jedyną możliwą uczciwą, odpowiedzialną decyzję.

Wydawać by się mogło, że w polskim teatrze nadchodzą czasy wielkiej traumy. Nic się nie da. Koniec historii (a już na pewno reprodukcji - rozmnażają się tylko jednostki nieświadome i nieodpowiedzialne). Pora umierać.

Pojawiają się jednak sygnały, że rozsadzającą nas od środka "ojcowską bombę zegarową" da się rozbroić. Rozbroić śmiechem.

Stand up comedy "Ojciec polski" Michała Walczaka i Rafała Rutkowskiego (Teatr Polonia, Warszawa) to pierwsza próba oswojenia tej paraliżującej figury. Walczak i Rutkowki wystartowali jako duet z głośnym one man show "To nie jest kraj dla wielkich ludzi" - szalonej kompozycji najdzikszych gagów, skeczy, autoironicznych komentarzy. Warszawka ryczała ze śmiechu, oglądając w ich spektaklu własny obraz. Trudno więc było wyobrazić sobie, jak wycie z piwnicy warszawskiej klubokawiarni przeniosą na teatr Krystyny Jandy. W "Ojcu polskim" tandem nie stracił pazura. Najwyżej go trochę umalował.

Przede wszystkim jednak zaproponował lekką, ciepłą, momentami drapieżną opowieść o "ojcu dziś". Lęk przed wpadką. Niespełnione ambicje artystyczne. Wizja porodu. Utrata wolności. Brak komunikacji z dorastającym synem. No i feministki. Wszędzie feministki gotowe wytknąć każdy błąd. Ojciec polski bywa u Walczaka/Rutkowskiego żałosny, śmieszny, bezradny. Upija się z kumplami. Tchórzy. Hoduje pocieszne sentymenty i złudzenia. Mimo wszystko ojcostwo okazuje się w spektaklu przypadłością, z którą da się żyć. Która jest też być może nieodzownym etapem na drodze samorozwoju. Mankamenty tekstu (zbyt opisowego, efekciarskiego, najeżonego niepotrzebnymi "żarcikami") niweluje Rafał Rutkowski - zwierzak sceniczny. Czujny, plastyczny, nawiązujący świetny kontakt z widzami. Wytyka złudzenia i niekonsekwencje. Śmieje się z siebie, śmieje się z nas. Jak w najlepszej terapii.

Całość w Gazecie Wyborczej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji