Wszędzie głupio
O tym, by napisać scenariusz do "Rejsu II" słyszeć nie chce. Bo udanych powrotów nie ma i już. A zwłaszcza bez Maklakiewicza i Himilsbacha. Ale, czy nie dałoby się napisać czegoś takiego Amerykanom?
- Może... - zastanawia się Janusz Głowacki. Przyjechał do Bydgoszczy na premierę swojego najnowszego dramatu "Czwarta siostra". Zwykle tego nie robi. Teraz uległ namowom dyrektora Teatru Polskiego, Adama Orzechowskiego.
W Moskwie u Głowackiego
ludzi zabija się serią z kałasznikowa. Mafia ma piękne garnitury, adidasy i telewizory sony. Inni "przełamują" wódkę kompotem i marzą o komunie, kiedy największym problemem były kolejki. Jest przerażająco i śmiesznie. - Nie bardzo wierzę, że w teatrze można wstrząsnąć ludźmi na poważnie, na serio - mówi. - To mamy w telewizji, w dziennikach. Żyjemy w przerażającym świecie, więc żeby coś powiedzieć i żeby to zostało zauważone, trzeba uciec do ironii.
Nie może już pisać o Polakach, bo się obrażają. - Mówią, że jak Francuz pisze o Francuzach, to ci Francuzi są chociaż dobrze ubrani. Nawet mój bliski znajomy, Wojtuś Młynarski, taką piosenkę napisał, w której ma mi za złe... (To po premierze "Antygony w Nowym Jorku"). Reakcji Rosji się nie boi. Bo jesteśmy w NATO. - No i dlatego, że to nie jest satyra na Rosję. To mogłoby zdarzyć się w każdym kraju, w Polsce także. Chciałem po prostu uniknąć drapieżnej reakcji krytyków.
I co się okazało? Że gorzej trafić nie mogłem. Bo nasi krytycy za Rosję i Rosjan się obrazili. Że wyszydziłem i spłyciłem kraj, któremu należy współczuć. Bo właśnie przeżywa ciężki okres w historii! Ale tak to już jest z tym moim pisaniem. Na razie słyszałem, że jeden rosyjski krytyk okrzyknął "Czwartą siostrę" obrzydliwym skandalem, drugi stwierdził, że jest absolutnie genialna, na miarę Gorkiego. W gruncie rzeczy nie przejmuję się opiniami krytyków. Mniej więcej wiem, co napisałem. Jest tylko jeden wyjątek: New York Times - przyznaje. - Nie dlatego, że tam są tak nieomylne recenzje. Ale od tego zależy, czy sztuka będzie na scenie.
Tak zamordowano "Metro".
- Na drugi dzień po złej recenzji w New York Times, przed spektaklem rozdawano darmowe bilety. Stąd do czasu ukazania się recenzji nic właściwie nie wiadomo. Napięcie jest takie, że w Nowym Jorku nie chodzę na premiery. Nie wytrzymuję. Siedzimy z reżyserem w pubie "Sardine" i pijemy. Jest jakiś bankiet po spektaklu, ale nikt nikomu nie gratuluje, bo jeszcze nic nie wiadomo. Być może wszyscy byli świadkami ogromnego sukcesu, ale niewykluczone, że klapy! Więc czekamy. O godzinie jedenastej wchodzi chłopiec z egzemplarzami świeżo wydrukowanego New York Timsa. I to jest wyrok.
Natomiast chodzi na próby. W Nowym Jorku, bo tam ma to wpisane w kontrakt. - To sugestia producentów, bo ja ciągle jestem dla nich jednak nieco egzotyczny - mówi. Amerykanie nie do końca wiedzą, jak wygląda polski bezdomny albo polski reżyser. Gdzieś tam przemknął im Wajda z Oscarem, ale już zapomnieli. Bo w Polsce, gdy ktoś zrobi coś genialnego, jest sławny do końca życia. A w Stanach przez trzy tygodnie.
Więc może jednak amerykański "Rejs"? - To nie taki zły pomysł - przyznaje w końcu. - Tamta rzeczywistość jest równie śmieszna jak nasza, tylko inaczej. Ostatnio widziałem dwie panie na jodze, które zaplecione w kwiaty lotosu bez przerwy rozprawiały o pieniądzach. Tyle że "Rejs" był szyderstwem. A ja bym chciał... uczucia. Samo wyszydzenie to atrybut młodości. Teraz człowiek zaczyna się zastanawiać.
Na przykład kiedyś go śmieszyło, że w Stanach wszyscy mówią do siebie - idą i monologują. A teraz tego słucha. Bo może uda się usłyszeć coś ciekawego? Poza tym bardzo dużo jeździ. I wszystko mu się skomplikowało. - Jak się okazuje - kwituje - nie tylko u nas jest głupio.
O "Czwartej siostrze":
- Tak, tak... słyszałem już, że napisałem kontynuację "Trzech sióstr" Czechowa - mówi Janusz Głowacki. - Otóż to nie jest żadna kontynuacja. Ja po prostu lubię poruszać się po znanych motywach. Pisać po drugiej stronie zapisanego już tekstu. I lubię wybitnych partnerów: Sofoklesa, Szekspira, Czechowa.
Uwielbia historie o Kopciuszku. W różnych wariantach, które sam wymyśla. No i właśnie w "Czwartej siostrze" też coś z Kopciuszka umieścił.
Na bydgoskiej scenie co i rusz rozbrzmiewa piosenka z "Pretty Woman". Bo to ulubiony film Tani. Tania ma wiatr w głowie, dla swoich sióstr poświęciłaby wszystko, a do umarłej mamy wysyła listy przyczepione do niebieskich baloników. Poza tym kocha prostytutki i księżniczki, głównie za ich ciężkie życie. Kiedyś obejrzała "Pretty Woman" i odtąd chodzi jak zaczarowana. To było o prostytutce, która nie wzięła pieniędzy za seks i jej życie zamieniło się w raj.
Tania ma dwie siostry. Wszystkie mieszkają w Moskwie, czyli miejscu, do którego tak tęskniły siostry Czechowa. Współczesna Moskwa, niestety, nie jest miastem z marzeń. Trzy siostry nadal tęsknią, tym razem jednak do Nowego Jorku.