Artykuły

Życie w mieście

Janusz Głowacki to jeden z najbardziej znanych polskich dramaturgów współczesnych. Aż dziw, że tak rzadko gości na naszych scenach. W końcu jednak coś drgnęło i pojawiła się "Czwarta siostra". Zabarwiona gorzkim humorem opowieść o życiu, o Moskwie i ludzkich marzeniach

Wódka, mafia i wszechobecna depresja gnębiąca setki ludzi - oto współczesna Rosja. Zapita, biedna, ale romantyczna. Tak przynajmniej ją sobie wyobrażamy i te właśnie wyobrażenia wykorzystuje w swojej sztuce Głowacki. "Czwarta siostra" to rzecz o życiu kraju, w którym zachodzą wielkie zmiany - upadł komunizm, można wyjeżdżać za granicę, kwitnie wolny rynek. Tylko życie zwyczajnych ludzi się nie zmieniło. Ciągle klepią biedę. Pomimo wykształcenia pracują fizycznie, by utrzymać rodzinę. I piją, jak pili.

To jednak przede wszystkim komedia. Sporo tu nawiązań do wieikiej rosyjskiej literatury - Czechowa, Dostojewskiego i Bułhakowa, a także do kultury masowej - filmu i reklamy. Dlatego "Czwarta siostra" to bardziej przewrotna gra skojarzeniami i stereotypami niż rodzajowy obrazek z życia moskiewskich mieszczan.

Inscenizatorska trudność polega na tym, by zawarty w tekście dowcip przenieść na scenę, i to tak, by nie utracić nic z nastroju sztuki, w której pojawiają się także wątki o bardziej refleksyjnym charakterze. Ważne jest więc wyważenie odpowiednich proporcji. Sztuka Głowackiego stawia wymagania nie tylko przed reżyserem, ale i aktorami. To od nich zależy, czy będą umieli wydobyć tkwiący w rolach komizm.

W sosnowieckiej inscenizacji postaci są zarysowane wyraźnie, charakterologicznie zróżnicowane, ale przeważnie w relacjach między nimi brakuje iskry, emocji budujących napięcia i wydobywających komizm lub absurd sytuacji. Całkowicie beznamiętne są np. sceny, w których pojawia się Iwan Pawłowicz: znudzony i zblazowany artysta - gangster. Na szczęście są też momenty dobrze rozegrane, jak łóżkowa scena między Tanią a Kostią czy relacja Koli z pobytu w Ameryce.

Ten brak konsekwencji sprawia, że spektakl jest nierówny i pojawiają się chwile emocjonalnej próżni. Szkoda, bo wtedy pęka nić łącząca scenę z widownią i trzeba budować nastrój od początku.

To jednak rzecz do naprawienia. Być może potrzeba trochę czasu, by aktorzy ograli spektakl i poczuli się pewniej w nowych wcieleniach. Wtedy przedstawienie z pewnością nabierze rumieńców.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji