Artykuły

Gry bardzo polityczne

Dziesięciu panów prowadzi na scenie polityczną grę. Choć znamy jej wynik, precyzja, misterne zagrywki i tempo partyjnych roszad w spektaklu Krzysztofa Babickiego intrygują i budzą niewesołe skojarzenia.

Demokracja Michaela Frayna opowiada o słynnej aferze szpiegowskiej Güntera Guillaume'a — osobisty sekretarz kanclerza RFN Willy'ego Brandta okazał się agentem wschodnioniemieckiego wywiadu. Wśród postaci dramatu pojawiają się najważniejsze nazwiska zachodnioniemieckiej polityki przełomu lat 60. i 70.: to Willy Brandt, Helmut Schmidt, Herbert Wehner, Hans Dietrich Genscher.

Spektakl jest precyzyjnym opisem mechanizmów sprawowania władzy. - Wystarczy opłacić tylko dwóch lub trzech, żeby się wstrzymali od głosu. Jest ich prawie dwustu pięćdziesięciu, więc mamy w czym wybierać — mówi Herbert Wehner, arcyskuteczny w parlamentarno-gabinetowych rozgrywkach, przewodniczący partii socjaldemokratów (świetny, sugestywny Florian Staniewski). Podczas zakulisowych spotkań, oficjalnych narad, kryzysów politycznych poznajemy wewnętrzne rozgrywki w partii, gdzie Hans Dietrich Genscher (Zbigniew Olszewski) marzy o stanowisku ministra spraw zagranicznych, a ambitny Helmut Schmidt chce zająć miejsce kanclerza. Sprawnie pomaga mu w tym Herbert Wehner. - Nie mogą mi wybaczyć, dlaczego ja, a nie oni — mówi Willy Brandt (Mirosław Baka). Polityczne targi, gdzie można kupić i sprzedać wszystko, odbywają się w ciekawej oprawie. Scenografię oprócz konferencyjnych krzeseł, biurka i fotela Brandta (ochoczo zasiądzie na nim jego następca Helmut Schmidt) tworzy ściana luster. Odbijają się w niej postacie polityków w różnorodnych ustawieniach i konfiguracjach — gabinety cieni, tworzone przy różnych okazjach. Każdy uczestnik politycznej gry ma w końcu ambicje zajścia gdzieś wyżej. I każdy na swój sposób wykorzysta skandal ze szpiegiem Günterem Guillaume'em (Dariusz Szymaniak) do upieczenia własnej politycznej pieczeni. Nawet ochroniarz Ulrich Bauhaus (Jerzy Gorzko) w odpowiednim momencie wyciągnie listę kobiet odwiedzających przedział Brandta w wyborczym pociągu.
Relacja kanclerz i sekretarz szpieg, budowana bardzo konsekwentnie, należy moim zdaniem do najciekawszych wątków przedstawienia. Dariuszowi Szymaniakowi udało się przekonująco pokazać narastającą fascynację Güntera Guillaume'a Brandtem, Mirosławowi Bace — osamotnienie polityka, który w pewnym momencie zdaje sobie sprawę, że nie ma komu zaufać. Baka wykorzystał również pełną niuansów scenę urlopu w Norwegii, by pokazać prywatną twarz kanclerza (zastanawiającego się nad swoją tożsamością) i poprowadzić własną grę ze szpiegiem. Fałszywie brzmią natomiast w sopockim przedstawieniu dwa momenty nawiązujące do kluczowych punktów w polityce Willy'ego Brandta; pierwsza wizyta w NRD i klęknięcie przed warszawskim pomnikiem Bohaterów Getta. W scenach, które są dokładnymi kalkami, tamtych wydarzeń, nie udało się przekazać charyzmy polityka, któremu te dwa gesty zapewniły miejsce w historii.

W Demokracji wyreżyserowanej przez Krzysztofa Babickiego nie ma doraźnych wstawek, odwołujących się do polskiej polityki, a jednak wypowiadane kwestie w większości brzmią znajomo. – Mam wykorzystać moje wyczucie polityczne, tak? Moją znajomość ludzkiej psychiki? Mogę to zrobić jednym słowem. Pieniądze! – mówi Herbert Wehner. A Günter Guillaume przytacza wyborczy dowcip: Kandydat: Jeśli wygram wybory, będzie tu stał nowy szpital, nowa szkoła, nowy most na rzece. Głos z tłumu: Tu nie ma rzeki. Kandydat: Będzie i rzeka...! Politycy powinni zobaczyć ten spektakl ku przestrodze. A wyborcy? Jeśli ktoś z nich jeszcze miał wątpliwości co do prawdziwości słów Jacka Kaczmarskiego z piosenki Autoportret Witkacego "że polityka to w krysztale pomyje", zapewne po tym przedstawieniu je straci.
 

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji