Artykuły

Słowami stwarzała światy

Była przedstawicielką złotej epoki radiowej, w której każde wypowiedziane na antenie słowo miało wielkie znaczenie skupiała w sobie wszystko, co kojarzone było z najlepszym radiem: profesjonalizm, talent, pracowitość, słowność, rzeczowość. Niektórzy nawet mówili, że radio - to ROMANA BOBROWSKA.

Nazywali ją Gosią, Romą, Romaną, panią Bobrowską czy wręcz Anteną Romaną. Jak nikt potrafiła wywalczyć w radiu miejsce dla swoich pomysłów. I to zarówno w czasach dawnych, gdy teatr dźwiękowy, jako najwyższy przejaw sztuki radiowej, miał mocną pozycję, jak i współczesnych, kiedy stał się marginesem radia reporterskiego, żywego.

Była uosobieniem anteny; skupiała w sobie wszystko, co kojarzone było z najlepszym radiem: profesjonalizm, talent, pracowitość, słowność, rzeczowość. Niektórzy nawet mówili, że radio - to Romana Bobrowska I trudno się dziwić. Była przecież przedstawicielką złotej epoki radiowej, w której każde wypowiedziane na antenie słowo miało wielkie znaczenie; liczył się nie tylko jego sens, ale także dźwięk, zabarwienie, intonacja

Zajmowała się teatrem radia a więc stanowiła radiową ekstraklasę. Wyreżyserowała setki adaptacji dzieł literackich, słuchowisk poetyckich, programów publicystycznych; zarejestrowała głosy wybitnych poetów, czytających swoje utwory: Wisławy Szymborskiej, Zbigniewa Herberta Tadeusza Różewicza Odnosiła ogromne sukcesy; była laureatką m.m. Złotego Mikrofonu. Za słuchowisko "Szach-mat" Tomasza Stokowskiego na IV Krajowym Festiwalu Teatru Polskiego Radia i Teatru TVP "Dwa Teatry" w Sopocie dostała nagrodę za adaptację scenariusza Słuchowiska "Chrystus z Loebetal" Leszka Wołosiuka i "Mojry" wg Marka Sobola w jej reżyserii otrzymały cztery i trzy lata temu rekomendację na festiwalach "Dwa Teatry" w Sopocie. Oba zostały także zaprezentowane na Festiwalu Prix Europa podobnie jak jej ostatnie, będące adaptacją tekstu Wojciecha Albińskiego "Kto z Państwa popełnił ludobójstwo?".

W wywiadzie udzielonym Alinie Balickiej mówiła: "Teatr radiowy to instytucja której właściwie nie ma, która istnieje w metafizycznym dźwięku, tam się ukonkretnia; bo nie jest to budynek, nie jest to sala. Jest to coś, co się tworzy w powietrzu, realizuje się przy pomocy dziwnych urządzeń, o których normalny człowiek niewiele wie i przy pomocy artystów, wspaniałych aktorów".

Tyle wdzięku

Miała szczęście do aktorów. Umiała z tłumu młodzieży ze szkoły teatralnej wybrać najlepszych i wyszkolić tak, że przed mikrofonem stawali się doskonali, dojrzali, świadomi swojego głosu i własnych możliwości. To u niej pracowali m.in.: Marta Stebnicka Anna Polony, Anna Seniuk, Jerzy Binczycki, Jerzy Trela Jerzy Radziwiłowicz, Krzysztof Globisz, Dorota Pomykała i Dorota Segda

- Naszą relację można by nazwać czymś na kształt przyjaźni. Od początku nawiązała się miedzy nami szczególna nić ogromnej sympatii, wzajemnego zrozumienia artystycznego, ale też i szacunku. Poznałam ją w 1954 roku, gdy stanęłam do konkursu recytatorskiego w radiu krakowskim. Była wtedy zupełnie młodą osobą, a ja miałam wówczas 16 lat.(...) Po wyjściu ze studia podeszła do mnie i powiedziała mi coś miłego, jakiś komplement. Zachwyciłam się nią, bo zobaczyłam przed sobą prześliczną, uroczą osobę. Miała tyle wdzięku, ciepła, pogody w twarzy, w całej sylwetce - mówi Anna Polony.

- Poznałem panią Romanę Bobrowską jeszcze w szkole teatralnej, na I roku. Przez przypadek trafiłem do radia i tak już zostało - mówi Jerzy Trela - Byłem stałym nagrywającym u pani Gosi i dzięki niej skończyłem szkołę teatralną. Bo pani Gosia nie dość, że dokształcała radiowo, to jeszcze pozwalała mi w tym radiu zarobić. A było wtedy dosyć ciężko.

W pracy, na planie dźwiękowym, była bardzo precyzyjna nieustępliwa zdecydowana wiedziała czego chce i tak długo próbowała aż osiągnęła żądany efekt. Do tego była też serdeczna robiła przerwy, zapraszała na kawę, a do kawy zawsze coś tam miała. To sprawiało, że praca choć ciężka i długa upływała w komforcie przyjacielskim.

- Nie miała tej wady, którą często mają reżyserzy, że od razu wszystko wiedzą. Ona miała cały czas otwarte ucho i wyobraźnię na aktora. Była osobą ciepłą, wrażliwą. Miała pasję i w swojej kruchości była niezwykle silna. Wprowadzała do studia gromadę rozhukanych studentów i umiała ten tłum opanować. (...) Była bezkompromisowa w sprawach sztuki, umiała słowem stwarzać światy - mówi Dorota Segda

Ci, co z nią pracowali, mówili, że miała wrażliwe ucho, które pozwalało na precyzyjne wyłapanie każdego fałszu, każdej niedoskonałości interpretacyjnej. - Właściwie ona mnie uczyła radia i uczyła mnie także czytania. Bo zmuszając do innej interpretacji, do innego zabarwienia tekstu, zaczęłam działać na swoją wyobraźnię głosową. (...) Pod jej wpływem zaczęłam dojrzewać. Mordowała mnie strasznie. Wymagająca, chciała zawsze doskonałości, potrafiła człowieka umęczyć. Ale efekt był - tłumaczy Anna Polony.

- Pani Romana była może ostatnim wielkim reżyserem radiowym, nauczyła mnie wszystkiego. (...) Była niezwykłym człowiekiem sztuki i to nie tylko sztuki radiowej - mówi Krzysztof Globisz.

Do przodu

Pojawiła się w Radio Kraków w 1952 roku, tuż po maturze, miała wtedy 19 lat. Właśnie wygrała konkurs, czego efektem było zatrudnienie w dziale informacyjno-publicystycznym. Szybko zrezygnowała jednak z występowania na antenie i trafiła do działu literackiego, gdzie najpierw pracowała jako realizator, a potem już jako reżyser. - Obserwowałam jak w ciągu tych kilku lat ona twardo szła do przodu. Przecież pracując kształciła się. Najpierw zrobiła realizację, później reżyserię radiową, potem studiowała zaocznie polonistykę. Dla mnie to było coś niebywałego, że ona przy tej ilości pracy znajdowała jeszcze czas i siły, aby się uczyć. Ale ona zawsze była bardzo ambitna, szalenie ambitna. Kochała tę prace nad wszystko. Kochała radio - mówi Anna Polony.

Nie miała łatwego życia. Najpierw był Lwów, gdzie się urodziła ale szybko wybuchała wojna. Jej ojciec został zamordowany przez NKWD, a jej siostrę z matką wywieziono w głąb Rosji; udało się im wrócić dopiero w latach 50. Została sama trafiła najpierw do gimnazjum w Nowym Targu, później do domu dziecka w Tczewie.

W Nowym Targu, w szkole, zaprzyjaźniła się z Józefem Tischnerem. Śpiewali razem w chórze, prowadzonym przez Józefa Grzybka. Nawet było to więcej niż przyjaźń. "W którym momencie zaiskrzyło między nami, nie umiem sobie przypomnieć. W każdym razie zaiskrzyło mocno" - powie po latach w filmie "Tischner, życie w opowieściach" w reż. Artura Więcka "Barona".

Jej przyjaźń z ks. Tischnerem przetrwała wiele lat, choć oboje wybrali zupełnie inne drogi: on był kapelanem "Solidarności", ona zaś wstąpiła do partii. Lecz to właśnie ona wprowadziła ks. Tischnera na antenę Radia Kraków i to jeszcze w latach 80., przed przełomem. Najpierw pojawiły się jego opowieści "Wędrówki w krainę filozofów", a później najsłynniejszy cykl: "Historia filozofii po góralsku".

Kiedy nadeszły nowe czasy i regionalne rozgłośnie radiowe wykreśliły ze swojej działalności produkcję teatru radia albo decydowały się przygotować tylko jeden spektakl rocznie, który potem wysyłały na konkurs do Sopotu, Romana Bobrowska zamierzała stworzyć Krakowski Teatr Radiowy. Nic jednak z tego nie wyszło.

Dźwięki

Miała opinię solistki, działała zawsze sama - Nigdy nie było między nami relacji mistrz - uczeń. Staliśmy na dwóch różnych biegunach. Nigdy też nie odbyliśmy rozmów warsztatowych. Przez lata siedzieliśmy w jednym pokoju, biurko w biurko, ale ani ona nie była na moim planie teatru radiowego, ani ja na jej nie byłem wspomina Wojciech Markiewicz, reżyser. - Nie próbowała mnie ustawić, nie uważała też, że jestem materiałem do urobienia. Nie było między nami rywalizacji. Ona zawsze grała pierwsze skrzypce; była samowystarczalna.

Przeżyła w radiu trzy rewolucje techniczne. Najpierw przejście z mono na stereo, co stwarzało ogromne możliwości, ale wszystko w sposobie nagrywania trzeba było na nowo wymyślić. Później przejście na montażówki prawie mechaniczne, pełne kółek i szufladek, gdzie można było stracić rękę, a jeszcze później cyfryzację radia i montaż komputerowy, niemal sterylny.

Przez całe zawodowe życie Romana Bobrowska kolekcjonowała efekty dźwiękowe. Jej zdaniem te nowe, cyfrowe były zbyt dokładne, przez co nawet sztuczne. - Uważała efekty za rodzaj twórczości. Przestrzegała, że trzeba je szanować, bo właśnie w efektach, a nie w słowie jest nutka oryginalności podkreśla Wojciech Markiewicz.

Swoje archiwum efektów akustycznych przekazaław 1999 roku do użytku innym pracownikom radia opatrując je wstępem, w którym czytamy: "W roku 1952, kiedy rozpoczęto prace przy słuchowiskach i audycjach wymagających dodatkowej warstwy dźwiękowej, efektów takich było sześć, z czego dwa natychmiast zgubiono. Przez 47 lat nagrywałam, kopiowałam z filmów, zdobywałam z nagrań zagranicznych, otrzymywałam od kolegów dziennikarzy, zachowywałam z nagrań aktorskich, muzycznych, dokumentalnych - każdy cenny dźwięk. (...) Powstał zbiór, który stanowi nie tylko magazyn dźwięków, ale kryje wiele dokumentalnych nagrań, których zrobienie dziś byłoby niemożliwe. Pragnę prosić, aby korzystający z Taśmoteki troszczyli się o te nagrania prawidłowo zwijali taśmy, uszkodzony materiał kopiowali, a przede wszystkim, aby uzupełniali dźwiękami nowych czasów i zdobytymi archiwaliami ten zbiór Radia Kraków".

Studio

Romana Bobrowska o której wszyscy mówili, że żyła sztuką, która zastępowała jej życie, zmarła 6 października Kilkanaście dni później reprezentacyjne Studio S-5 Radia Kraków otrzymało jej imię. Trudno się dziwić, wszak dla wielu pracowników tej instytucji była uosobieniem radiowej doskonałości, była mistrzem.

Trzynaście lat temu w rozmowie z Anną Balicką mówiła: "Nie jestem mistrzem, jestem zawodowcem, profesjonalistą. Od najwcześniejszych lat odróżniałam w interpretacji prawdę od fałszu, głębię przekazu od powierzchowności. Umiałam to uzasadnić. Intuicję traktowałam jako ostatnie ogniwo w reżyserii. Myślę, że umiem dobrze odczuwać i odczytywać tekst. (...) Jest zasada którą wyjaśniam osobom zasiadającym pierwszy raz przed mikrofonem. W radiu mówi się jak do stulonej dłoni. Ta odległość do stulonej dłoni budzi kontakt ze słuchaczem. Bo mówi się zawsze do jednego człowieka który chce słuchać".

**

Większość wykorzystanych w tekście cytatów pochodzi z audycji Justyny Nowickiej i Mariusza Bartkowicza zatytułowanej "Pamięci Romany Bobrowskiej". Audycja zostanie wyemitowana na antenie Radia Kraków, jutro, 1 listopada o godz. 21.10.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji