Artykuły

Policja ma pełne ręce roboty

Przeglądając - szczupłą jak dotąd twórczość popularnego już Sławomira Mrożka - nie trudno zauważyć, że istotną, kto wie czy nie zasadniczą cechą stylu autora "Słonia" jest persyflaż. Persyflaż nie­miłosierny, integralny, drwi­na przekazana bez mrugnię­cia powieką, bez najmniej­szej nawet próby dołączenia jakiegoś rozładowującego akompaniamentu.

Czytelnik najlepiej redago­wanego w Polsce tygodnika literackiego (mam na myśli - oczywiście - krakowskie "Życie Literackie") nie odmó­wi sobie nigdy lektury "Po­stępowca". Ten mikrotygodnik, redagowany wytrwale przez jednego, tylko jednego człowieka ("wszystko Sławo­mir Mrożek") poinformuje czytelnika o akcji zbierania butelek po wódce, które ma­ją zmaterializować ideę "szklanych, domów" St. Żeromskiego. Czytelnik "Po­stępowca" dowie się, że ku­kułka jest wielce pożytecz­nym ptakiem dla uczonych ekonomistów, którzy na podstawie ilości kuknięć mogą rozwiązywać ważkie zagad­nienia gospodarcze. Czytel­nik "Postępowca" dowie się wreszcie o wszystkich pożyt­kach, jakie przynosi pies po­kojowy - jamnik. Wszystko to przekazane jest w tonie nie zwykle poważnym, z godno­ścią i szacunkiem.

Owa niemiłosierna i nie­podzielna drwina, owa tona­cja ironii nie-ironii wystąpi jaskrawo w niedawno napi­sanej przez Mrożka sztuce teatralnej pt. "Policja". Sztu­kę tę, wystawioną z pełnym powodzeniem zobaczyliśmy na scenie Teatru "7.15". Nie trudno chyba stwierdzić, że o "tragizmie" Mrożkowskiej farsy - groteski - drama­tu decyduje jakaś, założona z góry hiperpoprawność - nadgorliwość. Te slowa z po­wodzeniem można zastąpić wyrażeniem: "maksymalizm zupełny".

Wyjaśnię, co przez to ro­zumiem. Otóż maksymalny, bo szczerze nawrócony, podpisujący akt wiernopoddańczy jest w sztuce - więzień. Maksymalny, bo prowokujący, zakochany do przesady w mundurze, zdy­scyplinowany, choć "rozdwojony" jest też sierżant-prowokator. Maksymalne wresz­cie, bo szczerze nie dające się sprowokować, spontanicznie wiwatujące na cześć społeczeństwo. Wszelki maksymalizm, albo mówiąc ina­czej tzw. przegięcie jest czymś niebezpiecznym. Pro­wadzi nieuchronnie do sytu­acji bardzo nieprzyjemnych. Kończy się też taki stan rze­czy najczęściej albo rozładowaniem "przegięcia", albo nowym, w odwrotną stronę przegięciem. Nie inaczej u Mrożka. Dobrobyt oglądany spoza kraty więziennej pro­wadzi do wspaniałej ewolu­cji ostatniego wroga ustroju. Przemiana ostatniego wię­źnia zagraża z kolei racji by­tu policji, jako instytucji "obsługującej" i likwidują­cej niebezpiecznych. To pro­wadzi do nowego maksymalizmu. Opętany komendant aresztuje początkowo "na niby" maksymalistę-sierżanta, który (przegięcie w odwrot­ną stronę) stanie się rewo­lucjonistą całą gębą. Mrożek wprowadza czytelnika i wi­dza w labirynt krzywych zwierciadeł. Zjawia się generał. Jego adiutantem jest uprzedni więzień, obecnie odrodzony, na usługach rządu, policjant (przegięcie w odwrotną stronę). Uprzedni prowokator - teraz nowona­rodzony rewolucjonista, wróg rządu, bez mrugnięcia okiem rzuca niby nie niebezpieczną bombę na generała. Następuje eksplozja. Dwaj ma­ksymaliści (choć z tej samej strony barykady stojący) tj. komendant i adiutant gene­rała przyskakują do siebie. Aresztują się wzajemnie. Każdy z nich ma

swoją "maksymalną" rację. Ale oto ge­nerał wychodzi z ustępu, gdzie ukrył się, by uniknąć śmierci. Chce aresztować dwóch, aresztowanych już przez samych siebie poli­cjantów. Maksymalizm - hiperpoprawność dochodzą znów do głosu. Oto aresztowany już komendant aresz­tuje generała (racje aresztu­jącego są oczywiście wyrazem jego maksymalizmu). Jaki jest tedy sens sztuki Mrożka? Nie sądzę, żeby to było pod­sumowanie fragmentu histo­rii. Jest to jakaś groteskowa, wpisana na margines pew­nych spraw glosa.

Nie trzeba - jednak są­dzę - wyciągać z tego wnio­sków zbyt daleko idących, choć przecież Mrożek w spo­sób niezwykle dowcipny skwitował po swojemu dialektyczna zasadę rozwoju poprzez walkę przeciwieństw. Autor mówi w "uwagach o ewentualnej inscenizacji" o zagęszczeniu konstrukcyjnym sztuki. Jest to - deli­katnie mówiąc - pewna przesada. Lektura sztuki Mrożka skłonić może do refleksji, że mamy do czynie­nia z utworem, nieteatralnym, nieteatralnym przynajmniej w tradycyjnym zna­czeniu tego słowa. Otóż okazuje się, że na scenie Mro­żek absolutnie nie nudzi. Bły­szczy dowcipny dialog dramatu.Absolutna wymyślność, paradoksalność poszczegól­nych postaci i sytuacji skła­nia reżysera do specjalnego potraktowania materiału. Tak też postąpił, przywróco­ny Łodzi Roman Sykała. Je­go sposób "ustawienia" aktorów wydaje mi się nad wyraz celowym i słusznym. Prawie każdy z aktorów zachowuje należyty dystans w stosunku do postaci przed­stawianej. Może najmniej zaznacza się to u Włodzi­mierza Kwaskowskiego, ale i rola jego daje stosunkowo najmniejsze pod tym wzglę­dem możliwości. Trzeba stwierdzić jednak, że aktor ten stworzył bardzo przekonywającą postać ogłupione­go komendanta. Uniknął też w sposób, szczęśliwy szarży, której niebezpieczeństwo, siłą rzeczy, zawisło gdzieś nad tą rolą.

Interesującą postać stworzył Stanisław Kamiński. Aktor ten wygrać potrafił co jest najważniejsze, jednolitość charakteru "bezmyślnie myślącego" sierżanta-prowokatora. Jego ewolu­cji o 180 stopni nie pozwolił widzowi także traktować zbyt poważnie. W sumie ubawił wszystkich znakomi­cie. O ile Kamiński grał tępego kretyna "bezmyślnie myślącego", Tadeusz Sabara, początkowo ucharakteryzowany na J. L. Barrault z "Komediantów", stworzył postać bardziej w duchu inteligenckim. On też podawał tekst z największym odcieniem ironii w głosie. W su­mie chyba lepszy był pierwszej części swej roli. W pozostałych, znacznie szczuplejszych rozmiarem rolach, wystąpili; J. Andrze­jewska i T. Szmidt. Aktorzy ci nie wyłamali się z ogólnej tonacji przedstawienia. Sa­dzę, że obok inteligentnej reżyserii, dużym stosunkowo atutem przedstawienia jest scenografia (Marian Stańczak). Scenografia to czasem prawie "barokowa", wyko­rzystująca elementy sprzecz­ne (urządzenie mieszkania sierżanta-prowokatora, ko­stiumy więźniów, mundury policjantów, pseudotyrolski kapelusz sierżanta "po cy­wilnemu"). Scenografia Stańczaka podkreśla w spo­sób trafny groteskowość, paradoksalność sytuacji i cha­rakteryzuje społeczeństwo, którego stróże noszą ordery przypięte do poszczególnych nogawek spodni. "Policję'' Sławomira Mrożka zdecydo­wał się wystawić teatr, który jakże często dokonuje zmian personalnych w swym zespo­le. Nowe nazwiska, wśród nich nazwiska tegorocznych absolwentów PWST w Ło­dzi, może wreszcie rozwiążą istotne dla tego teatru za­gadnienie aktora. Omówio­ny spektakl stanowić powi­nien także jakiś swoisty przyczynek do dyskusji na temat repertuaru tego teatru, próbującego, być może, pod niewinną nazwą "7.15" ukryć swoje stałe, ściśle sprecyzowane założenia i tenden­cje.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji