Artykuły

Bez namiętności

Ktoś powiedział, że przedstawienie to przypomina operę z wybitnymi solistami. I jest w tej zasłyszanej opinii łut prawdy. Bowiem nie można zaprzeczyć, że tak długo oczekiwany "Hamlet" zaprezentowany przez Gustawa Holoubka na scenie Teatru Dramatycznego w Warszawie, zapisać się mógłby w historii teatru tym właśnie, że występują w nim znakomici aktorzy oraz faktem, iż jest to przedstawienie statyczne.

Partie solowe wiodą Marek Walczewski w roli Klaudiusza, króla Danii, Piotr Fronczewski jako Hamlet Zbigniew Zapasiewicz - Poloniusz i Marek Kondrat - Laertes. Marek Walczewski po "Eryku XIV" w Teatrze Telewizji, po "Panu Lemercier grającym Don Kichota", Chłopickim w "Nocy listopadowej" stworzył znowu postać niezwykłą.

Przebrany przez Kazimierza Wiśniaka na tle ascetycznych brązów, beżów i czerni w szaty godne władcy bizantyjskiego, w tłoczone jedwabne róże i karminy zagrał Klaudiusza jako władcę groźnego, inteligentnego i przewrotnego. Groźnego tym bardziej, że pozornie nic nie zapowiada jego siły. Klaudiusz ani razu nie podnosi głosu; Walczewski podaje jego kwestie tonem pełnym czułości i perswazji. Jakiż miły jest dla Laertesa, gdy przedstawia mu swój plan zgładzenia Hamleta. Jak cicho i czule przestrzega Gertrudę przed wypiciem zawartości zatrutego pucharu, nie czyni jednakże najmniejszego gestu, aby ją powstrzymać. Jest w stanie poświęcić wszystko, aby uratować siebie. Jest bezwzględny. Lisi, podstępny, giętki. Decyzję zgładzenia Hamleta podejmuje w chwili, gdy spokojnym tonem przerywa przedstawienie wędrownych aktorów traktujące o zamordowaniu innego króla przez brata.

Marek Walczewski jest także jednym z niewielu polskich aktorów, którzy umieją dobrze poruszać się na scenie. Każdy jego ruch, każdy najmniejszy gest znaczy tyle samo, a w niektórych partiach nawet więcej niż intonacja głosu lub sens wypowiadanych kwestii. Tak więc, we wspomnianej scenie oglądania przez dwór królewski występów wędrownych aktorów, jego nagłe zerwanie się z Miejsca, przerwanie przedstawienia, nerwowe wyjście - mówi wszystko o tym, co dzieje się w Klaudiuszu, o wiele więcej niż pozornie spokojna intonacja słów. Polityczne i osobiste decyzje, które podejmuje, są wypadkową zewnętrznych wydarzeń i skrytej pod opanowaniem władcy niespokojnej i niebezpiecznej natury.

Na jego tle Hamlet jest tylko niesfornym chłopcem, z którym są drobne kłopoty, którego można w niedogodnej chwili wysłać do Anglii. Z takim Klaudiuszem Hamlet od początku stoi na pozycjach przegranych.

Ale sztuka Szekspira jest przecież o Hamlecie. Obsadzenie Piotra Fronczewskiego w roli duńskiego królewicza budzić może różnorakie obiekcje, licz także ciekawość, w jaki sposób aktor znany z ról komediowych, charakterystycznych, z telewizyjnego Kabaretu Olgi Lipińskiej, ale także z niezwykłego epizodu "Ziemi Obiecanej" Wajdy, tak daleko odbiegający w typie urody od potocznych wyobrażeń o odtwórcy roli Hamleta, poprowadzi tę postać.

Fronczewski stworzył Hamleta histerycznego; wykorzystał swoje umiejętności głosowe i ruchowe, aby pokazał pełnego kompleksów, niezgrabnego, niekochanego, odtrącanego przez wszystkich jedynaka. Jest inteligentny, ale prawie całkowicie niedojrzały emocjonalnie. Życie nauczyło go nieufności.

Jest słaby, a jego słabość przejawia sił w nagłych aktach agresji, histerycznych krzykach. Nie może pogodzić się z prawdą o śmierci ojca i przeniewierstwie matki, gdyż godzi to w jego poczucie bezpieczeństwa.

Jego akcje przeciwko Klaudiuszowi nie są aktem zemsty za śmierć ojca, lecz raczej udowodnieniem sobie, że jest mężczyzną, usilnym staraniem odzyskania poczucia własnej wartości.

Należy przypuszczać, że rozbroiłby go najlżejszy dowód uczucia ze strony świata. Trzeba pamiętać, z jaką prośbą w głosie domaga się od byłych towarzyszy, a teraz dworzan Klaudiusza - Rosencrantza i Guildensterna, aby przyznali się dlaczego naprawdę przybyli do Elsynoru. Nie jest to gra początkującego polityka, to raczej prośba o okazanie chwilowego zaufania. A w scenie pojedynku - na przykład - wydaje się, że Hamleta bardziej rani nie sam cios Laertesa, a fakt, iż dawny przyjaciel, któremu przecież zabił ojca i doprowadził do szaleństwa siostrę, zadaje mu ranę w chwili, gdy się tego nie spodziewał, gdy przestał walczyć, czyli - podstępnie. nie fair. Fronczewski po zabiciu Poloniusza płacze, jest zrozpaczony, wlecze ciało zmarłego z nadludzką siłą po schodach do góry, jak obłąkany, który chce ukryć ślady swej zbrodni nie tylko przed światem, ale i przed sobą samym. Jego niedojrzałość emocjonalną podkreśla strój, sztruksowe spodenki tylko za kolana, łydki w ciemnych pończochach, półbuty zamiast wysokich butów, to nie tylko dworsko-intelektualna moda rodem z Wittembergi, gdzie studiował, lecz sposób ukazania jego bezradności wobec świata.

Wielką zasługą Fronczewskiego, obok stworzenia Hamleta dalekiego od potocznych o nim wyobrażeń, jest przekazanie - pomimo warunków fizycznych i dojrzałego wyglądu - młodzieńczych reakcji tej postaci. Jego Hamlet jest bardziej autentyczny właśnie w młodzieńczej radości z przybycia przyjaciela Horacego, w histerycznych wewnętrznych szlochach, aniżeli wtedy, gdy nadchodzi chwila refleksji. Fronczewski umie wspaniale podawać pure-nonsenowe dowcipy i kalambury przekładu Słomczyńskiego. Słynne monologi Hamleta starał się podać w sposób najbardziej zwyczajny, potoczny, bez śladu patosu. Można się,spierać, kiedy jest prawdziwy; może jednak w chwilach refleksji i powagi, a reszta byłaby w takim razie grą? Wydaje się, że jest jednak odwrotnie.

Ten Hamlet nie ma nawet szans w kontakcie z Poloniuszem, którego nazywa przecież głupcem. Zbigniew Zapasiewicz zagrał Poloniusza jako niemalże szarą eminencję dworu króla Klaudiusza. Mimo charakteryzacji, ciemnych szat i szpakowatej brody, ujął mu lat, przydał szlachetności. Jest to Poloniusz lojalny wobec władcy, ale lojalny z wyboru, poważny, surowy, nawet zasadniczy, obowiązkowy. Umie wszystko, nawet własne dzieci, następcę tronu poświęcić dla racji stanu, dobra państwa.

Jest to Poloniusz wzbudzający szacunek zarówno cechami charakteru jak i rozwagą, i tylko Hamlet w swoim młodzieńczym buncie może tego nie zauważać. W tej bardzo konsekwentnie zagranej roli Zapasiewicz ustrzegł się pokus ukazania dworskiego służalca, za którego dobrodusznością kryłaby się chytrość, tak często przypisywana tej postaci. Za dobrodusznym uśmiechem Zapasiewicza (choćby w scenie rozmowy z Hamletem, gdy Poioniusz stara się wybadać, czy Hamlet rzeczywiście jest obłąkany, czy też obłęd symuluje), kryje się lekkie poczucie wyższości, płynące jednak nie z zawiści, niechęci lub głupoty, a ze znajomości życia i nieubłaganych mechanizmów rządzących światem.

W ściszonej tonacji zagrał szlachetnego Horacego Marek Bargiełowski. Marek Kondrat - żywiołowy i młodzieńczy Laertes w pierwsze i części, w drugiej - w chwilach bardziej dramatycznych, obniżył wyrazistość tej postaci. Trzeba jednak przyznać, że niezwykle pięknie, czysto i szlachetnie umie mówić językiem Szekspira we wcale niełatwym przekładzie Słomczyńskiego. Magdalena Zawadzka wyglądała dziewczęco w białej szacie Ofelii, ofiary twardych praw rządzących życiem dworskim. Nieporozumieniem wydaje się Gertruda Haliny Dobrowolskiej nie uzasadniająca ani namiętności Kaludiusza do siebie, ani swojej do Klaudiusza.

Co jest, zresztą, poza niewielkimi wyjątkami, skazą całego przedstawienia. Aktorzy pięknie mówią wiersz, tworzą własne, nowe wersje szekspirowskich postaci, kostiumy wymyślone przez Kazimierza Wiśniaka mają piękne, muzyka Stanisława Radwana wprowadza na chwilę nastrój grozy - cóż z tego, skoro przedstawienie w całości jest nużące, szczególnie w drugiej części.

Mimo żywiołowości Kondrata, pulsującego niepokoju Walczewskiego, temperamentu Fronczewskiego - zabrakło w nim wielkich namiętności. Na scenie między aktorami nie ma ruchu, nie ma napięcia. Aktorzy nie grają "do siebie", a każdy sobie. Dramat osobisty wydaje się zatem nieco sztuczny, wymyślony przez Hamleta - można przypuścić, że z tego się wyrasta. Dramatu władzy nie ma, bo Fortynbras, o którym się ciągle mówi, nie nadchodzi ze swoimi wojskami. Spektakl kończy bardzo piękna scena: Fronczewski umiera na kolanach Horacego (łagodnie i szlachetnie mówiąc właśnie "umieram"), żegnany słowami przyjaciela, potem zapada mrok. Fortynbras nie wchodzi na scenę, więc chodziło o Hamleta. O jego dramat osobisty? O pokazanie jego sylwetki psychicznej? Perypetii dworskich? Trudno powiedzieć.

Wydaje się, że Gustaw Holoubek - reżyser, sam aktor wybitny, być może jeden z najwybitniejszych w trzydziestopięcioleciu, zbytnio zawierzył wyłącznie talentom swoich kolegów, z których przynajmniej kilku na scenie to wielkie indywidualności. Talenty się sprawdziły, niemniej jednak w historii teatru ten "Hamlet" pozostanie przedstawieniem wyłącznie aktorskim. Sam reżyser występuje tu także, znowu jak w "Nocy listopadowej" w epizodzie, jako narrator sceny pantomimicznej. Miejmy nadzieję, że w następnym Szekspirze na deskach Teatru Dramatycznego zobaczymy go w roli większej, w której w odpowiedniej skali będziemy mogli podziwiać jego kunszt aktorski.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji