Hamlet wrócił do Polski
STARY TEATR wrócił z Japonii przywożąc trofeum: plik recenzji. Dołączono je do głosów recenzentów z USA, Belgii, Włoch i Meksyku, z Austrii i Izraela, gdzie również grano "Hamleta IV" w reżyserii Andrzeja Wajdy, z Teresą Budzisz-Krzyżanowską w roli duńskiego księcia. W sumie podróże artystyczne Starego Teatru organizowane przez Pagart zaowocowały 72 przedstawieniami "Hamleta IV" za granicą.
Ustawienie teatru i postaci Hamleta jako punktu centralnego w przedstawieniu dało wiele przeżyć wspaniałych i bardzo wzruszających - pisała prasa izraelska oceniając festiwal teatralny w Jerozolimie. Jest dużo ironii w tym - zanotował w czerwcu dziennikarz pisma "Al Hamiszmar" - że zespół angielski przywiózł "Komedię pomyłek" - przedstawienie nudne, pozbawione polotu i jukiegokolwiek wdzięku, natomiast Polacy zamienili największą tragedię Szekspira na dwie i pół godziny wspaniałego przeżycia teatralnego. Rolę duńskiego księcia powierzył Wajda wspaniałej artystce. Jest bardzo ludzka, przekonywająca. Każda myśl Hamleta odzwierciedla się w jej twarzy. (...) Widocznie trzeba być aktorem polskim, aby wprowadzić Szekspira do teatru XX wieku.
Wiedeńczycy również wyrażali swoje wielkie uznanie dla polskiego Hamleta i aktorki, która swoim temperamentem potrafi trzymać w szachu cały zespół. Zaś w Tokio i Osace pisano: To szekspirowska sztuka, przeniesiona na scenę przez Polaka Andrzeja Wajdę, znanego w Japonii głównie z filmu. Występy w Japonii stanowią kolejny etap ogólnoświatowego tournee Starego Teatru z Krakowa, w którym Wajda jest obecnie reżyserem. Jest to już czwarty z kolei "Hamlet" tego reżysera, dlatego w tytule umieszczono czwórkę, ale z pewnością Hamlet unikalny. Inaczej niż w przedstawieniu Lubimowa, które nie tak dawno oglądaliśmy, polityka zeszła na drugi plan. Jednak odważna przeróbka tekstu i oryginalny zamysł artystyczny są bardzo interesujące.
Stanisław Radwan, były dyrektor Starego Teatru i autor muzyki w spektaklu, opowiadając o zamorskich przygodach "Hamleta" podkreślał "nieprawdopodobne wysiłki" Japończyków, usiłujących przeniknąć istotę przedstawienia. To zupełnie inny, specyficzny krąg odbiorców, stąd nie dało się uniknąć nieporozumień interpretacyjnych; w sumie jednak teatr z Krakowa zdołał przyciągnąć tych widzów.
Na wiosnę był tam już Kantor i zostawił dobre wrażenie.
- Przebiliśmy się - mówi Radwan na całe strony tygodników, co określa się jako triumf. Jest to jakby realizacja planu Andrzeja Wajdy zakładającego uczulenie Japonii na polską kulturę i sprawę zamierzonej przez niego fundacji. Wokół występów "Starego" skupiała się uwaga prasy, studentów, zwykłych widzów; aktorzy byli znakomicie przyjmowani, zwłaszcza Teresa Budzisz-Krzyżanowska, dla której rezerwowano największe podziwy; ale i wysiłki reszty zespołu były doskonale postrzegane.
Widownia japońska siedzi nieruchomo, jak w składzie z porcelaną, wszyscy skupieni, dystyngowani, eleganccy, tylko im źrenice błyskają w ciemności. Zafundowali nam, prócz niezwykłej uprzejmości japońskiej, również i atrakcje odkładane raczej na inne pory roku, a mianowicie trzęsienie ziemi i tajfun. Ciekawie było.
- Już po dwu, trzech spektaklach czuliśmy, że widzowie są bardzo zainteresowani i że w przerwie nie wyjdą - dodaje Krzysztof Globisz, szekspirowski Horacy. - Godny jest podziwu zwłaszcza wyczyn pani Teresy, która w Tokio grała 25 spektakli pod rząd, bez dnia przerwy. Graliśmy po polsku, ale widzowie mieli japońskie tłumaczenie tekstu Hamleta, a także w słuchawkach skrócony opis akcji w poszczególnych scenach.
Jerzy Bińczycki, któremu wypadło być Poloniuszem, uważa jednak, że sprawa bariery językowej nie jest tu najważniejsza. Kto przychodzi na taki spektakl, ten już nie szuka fabuły, tylko sposobu jej podania.
Bilet kosztował 10 tys. jenów - to dla Japończyka kolejna bariera, tym razem finansowa i psychologiczna zarazem. Trudno o droższe bilety w Tokio. Nawet występy gwiazd amerykańskich oszacowano taniej. Nasz teatr na tym zarobił, a sponsor japoński, czyli patronujący wyjazdowi "Starego" XII kanał telewizji tokijskiej, też nie stracił. Ponieważ Polakowi za granicą nie sposób uwolnić się od obliczeń i każdy z musu staje się tam buchalterem, nasi aktorzy obliczyli, że i Japończycy na "Hamlecie" nie zrobili manka. Kanał XII, jak należy, szeroko reklamował artystów z Krakowa, dał wywiad z reż. Wajdą i dyr. Radwanem, pokazał fragmenty przedstawienia, umieścił reklamę w prasie i w metrze. Widownia mieściła 200 osób - aż tyle wytargowano u reżysera: W Tokio były bardzo dobre warunki występów, przedstawienia odbywały się bowiem w teatrze "Glob", z założenia szekspirowskim: tak dalece, że nawet cała enklawa miasta wokół teatru poświęcona jest pamięci genialnego twórcy. Nasze wysiłki, by Japończyków uwrażliwić na polską kulturę wspomagała także jednoczesna ekspozycja wystawy kolekcji Feliksa Mangghi Jasieńskiego, która wcześniej przez wiele miesięcy zachwycała krakowian barwnością postaci kolekcjonera i bogactwem oraz różnorodnością jego zbiorów. Zwłaszcza dzieła sztuki Wschodu i drzeworyty japońskie mogły uzmysłowić mieszkańcom kraju kwitnącej wiśni, że jednak, mimo odległości, istnieją między nami wspólne zainteresowania.
Oprócz przedstawień "Hamleta" odbyły się też w Japonii trzy promocyjne występy Jana Peszka z monodramem Schoffera pt. "Scenariusz dla nie istniejącego lecz możliwego aktora instrumentalnego". Oczywiście, na przedstawienie poszli także polscy aktorzy, którzy w Krakowie nie mieli okazji docenić wysiłków kolegi. Twierdzą, że były udane; Peszek pokonał "wszystko i wszystkich". Mimo to, ze spotkań z publicznością, jakie zorganizowano po spektaklach, wychodził rozczarowany, bo tłumacze tak spłaszczali język, że nie było mowy o przekazaniu jakichkolwiek subtelności; podobnie było z językiem angielskim.
Jerzy Bińczycki był oczarowany fenomenalną organizacją życia. Nasze marzenia o Polsce jako drugiej Japonii to utopia; już prędzej oni będą mieli drugą Polskę, gdy, nie daj Boże, dojdzie tam do jakiegoś kataklizmu. Zdumiewa zwłaszcza nadzwyczajne poczucie bezpieczeństwa, jakie ogarniało naszych rodaków na ulicach japońskich miast. W całym świecie kradzieże, narkotyki, handlarskie zaczepki - w Japonii nic z tych rzeczy. Najwyższego poziomu kultura codzienna, rzędy kłaniających się hostess, oszałamiająca czystość Tokio, kuchnia bez tłuszczów i zbędnych kalorii, roztropna dbałość o zdrowie. We Włoszech polskich artystów okradł gang młodocianych złodziejaszków, w Jerozolimie czuli nieustanne zagrożenie, bo nigdy nie wiadomo, czy w żydowskiej dzielnicy nie wezmą człowieka za Araba, a w arabskiej za Żyda. W Japonii czuli się w pełni bezpiecznie.
Jednak coraz mniej czasu pozostaje na premiery.
Wrócili i wraz z nowym dyrektorem Starego Teatru, Tadeuszem Bradeckim układają plany nowego sezonu.