Artykuły

Za pulpitem Kanadyjka z Rosji

- Mam do dyspozycji bardzo dobry zespół. Problem tkwi w złej akustyce teatru. Ponieważ scena Teatru Wielkiego jest olbrzymia, dźwięk ucieka, ginie w jej przestrzeni, zamiast kierować się ku widowni. Trudno zatem wyważyć właściwe proporcje między brzmieniem chóru i orkiestry - mówi kanadyjska dyrygentka Keri-Lynn Wilson przed premierą "Borysa Godunowa" w rozmowie z Anną S. Dębowską w Gazecie Wyborczej - Stołecznej.

W Teatrze Wielkim - Operze Narodowej w piątek pierwsza w tym sezonie premiera - "Borys Godunow" Modesta Musorgskiego w reżyserii Mariusza Trelińskiego i pod batutą kanadyjskiej dyrygentki Keri-Lynn Wilson.

Rozmowa z Keri-Lynn Wilson, dyrygentką

Anna S. Dębowska: To pierwsza pani wizyta w Warszawie?

Keri-Lynn Wilson, dyrygent: Nigdy nie byłam w Polsce. Niestety, mam mało czasu na zwiedzanie. Widziałam tylko Starówkę, która bardzo mi się spodobała. Przyznam się, że prawie każdą wolną chwilę spędzam w hotelowym basenie. Pływanie mnie relaksuje.

Jednak zna pani Rosję.

- Europa Wschodnia mnie pociąga. W moich żyłach płynie sporo ukraińskiej krwi. Pochodzę z Kanady, moja rodzina ma nawet islandzkie korzenie. Od sześciu lat dyryguję gościnnie w Teatrze Bolszoj w Moskwie oraz na zaproszenie Valery'ego Gergiewa w Teatrze Maryjskim w Sankt Petersburgu, o czym od dawna marzyłam.

Podobno nauczyła się pani rosyjskiego, aby lepiej rozumieć partytury?

- Tak, podobnie jak wcześniej włoskiego, francuskiego, niemieckiego. Muzyka w operze jest ściśle związana ze słowem, te dwa elementy oddziałują na siebie, a muzyka często ma źródło w tekście libretta. Sama analiza muzyczna dzieła nie wystarczy do stworzenia dobrej interpretacji. Poza tym w rosyjskich teatrach operowych trudno porozumieć się z zespołem, nie znając języka. Od dawna chciałam zadyrygować "Borysem Godunowem", więc kiedy Mariusz zaproponował mi kierownictwo muzyczne nad swoim spektaklem w Warszawie, aż podskoczyłam z radości. W 2011 r. zadyryguję w Tel Awiwie inną operą moich marzeń - "Lady Makbet mceńskiego powiatu" Dymitra Szostakowicza.

Trelińskiego poznała pani w Teatrze Maryjskim?

- Dyrygowałam tam jego piękną inscenizacją "Madame Butterfly". To reżyser, który ma ucho i umie połączyć muzykę z obrazem i dramaturgią.

W "Borysie Godunowie" chór pełni bardzo ważną funkcję jako równoprawny bohater dramatu - rosyjski lud. Jak się pani pracuje z chórem Teatru Wielkiego?

- Mam do dyspozycji bardzo dobry zespół. Problem tkwi w złej akustyce teatru. Ponieważ scena Teatru Wielkiego jest olbrzymia, dźwięk ucieka, ginie w jej przestrzeni, zamiast kierować się ku widowni. Trudno zatem wyważyć właściwe proporcje między brzmieniem chóru i orkiestry. Intensywnie nad tym pracujemy, to dla mnie duże wyzwanie.

Bywa, że w operze dochodzi do konfliktów między dyrygentem i reżyserem o to, jak ustawiać postaci na scenie, ponieważ jeden myśli dźwiękiem, a drugi obrazem.

- Z Mariuszem nie ma takiego problemu. On rozumie operę. Jeśli tylko zwracam uwagę, że dane ustawienie postaci na scenie nie jest dobre dla jakości dźwięku, on to koryguje. Oczywiście, w teatrze operowym istnieje rywalizacja między reżyserem a dyrygentem. Najważniejszy jest kompozytor, a za muzykę odpowiedzialny jest dyrygent, a więc tym samym on powinien mieć decydujące zdanie.

Mariusz Treliński wybrał pierwszą z dwóch wersji "Borysa Godunowa" skomponowanych przez Modesta Musorgskiego. To nie pani dokonała wyboru.

- Oczywiście, że druga wersja [z 1872 r.] z rozbudowanym wokalnie tzw. aktem polskim z mezzosopranową partią Maryny Mniszech i końcową sceną zbiorową pod Kromami ma swoje zalety. Ale pierwsza wersja [z 1869 r.] jest skoncentrowana na osobie Borysa bez żadnych wątków pobocznych, bardziej dramaturgicznie skondensowana, nie tak konwencjonalnie operowa, bardziej oparta na słowie niż pięknym śpiewie. Mamy tu samą kwintesencję stylu Musorgskiego, który ukazał mroczny i krwawy dramat dawnej Rosji. Był to wyjątkowo utalentowany człowiek. Choć nie miał formalnego wykształcenia muzycznego, stworzył dzieło o niesamowitej sile wyrazu.

Kim jest Borys Godunow, mordercą, człowiekiem chorym na władzę, który jednak ma sumienie?

- Problem winy jest w tej inscenizacji kluczowy. Jest to wyraźnie zaznaczone już w pierwszej scenie przedstawienia. To wszystko, co Borys reprezentuje sobą na zewnątrz - autorytet władcy, siła i buta - jest tylko powłoką, pod którą kryje się jego słabość, strach i poczucie winy za zabicie małego Dymitra, prawowitego następcy tronu. Ma to ogromne znaczenie dla solistów [Nikolai Putilin, Alexei Tanovitski], dla muzycznej interpretacji, dla prowadzenia głosu w wielkich monologach Borysa, niuansów melodycznych, które mają pokazać wahania, słabość, a nawet cierpienie władcy.

(...)

Premiera "Borysa Godunowa" w reż. Mariusza Trelińskiego - piątek, 30 października, godz. 19 - Teatr Wielki - Opera Narodowa, pl. Teatralny 1

Kerri-Lynn Wilson pochodzi z Winnipeg, studiowała grę na flecie i dyrygenturę w nowojorskiej Juilliard School of Music, była asystentką Claudia Abbado na festiwalu w Salzburgu. Dyrygowała w renomowanych operach w Stanach Zjednoczonych i Europie (ostatnio "Toscą" w Staatsoper w Wiedniu). Jest żoną Petera Gelba, dyrektora naczelnego nowojorskiej Metropolitan Opera.

Całość w Gazecie Wyborczej - Stołecznej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji