Artykuły

Holoubek czyli reszta jest milczeniem

Po spotkaniu z duchem ojca Hamlet grany przez Holoubka biegnie wzdłuż elsynorskich mu­rów obronnych i wielkim głosem krzyczy: "Z kolein wypadł świat! Fatum ponure! Czym się urodził, by go dźwignąć w górę?") W tym wybuchu jest przerażenie, że oto wybór został już nieodwo­łalnie dokonany; że wiedząc to, co wie, zostaje zmuszony do za­dawania ciosów i do ich przyj­mowania; że nie ma już innego wyjścia. A jednocześnie czuje się w tym wybuchu radość i ulgę: stało się, już się stało.

Po raz drugi reaguje Hamlet w ten sposób wówczas, gdy król Klaudiusz nie wytrzymuje nerwowo w czasie przedstawienia, jakie dali wędrowni aktorzy. Klaudiusz, nie mogąc patrzeć na zabójstwo Gonzaga, będące odtworzeniem sceny, jakiej sam był bohaterem zabijając ojca Hamleta, zrywa się i wybiega. Hamlet porywa krze­sło królewskie i w szalonym tań­cu unosi je nad głowę. Podejrze­nia okazały się prawdziwe - więc triumfuje: podejrzenia oka­zały się prawdziwe - więc rozpa­cza. Dwór jest grząskim bagnem, w którym pleni się występek i zbrodnia - będzie musiał podjąć walkę. Ból, rozpacz, strach, nie­nawiść - są w tym tańcu. A prócz tego wyzwolenie, ponieważ zrozumienie konieczności jest wyzwoleniem, błazenada, ponie­waż spełnienie losu. jaki go cze­ka, jest równie bezsensowne jak nie spełnienie go.

Holoubek w Hamlecie bardziej niż w jakiejkolwiek ze swoich dotychczasowych ról, wyszedł poza granice tradycyjnej harmo­nii w budowaniu postaci scenicz­nej. Jego kreacja przypomina oparty na dysonansach współczes­ny utwór muzyczny czy nowo­czesną rzeźbę, w których dawne prawidła zostały rozbite i stwo­rzony nowy świat dźwięków, czy nowy świat form. Holoubek nie wybiera z rozlicznych możliwoś­ci interpretacji Hamleta jakiejś jednej ewentualności a raczej spiętrza te ewentualności, zlepia, syntetyzuje. Nie buduje na przy­kład Hamleta-melancholika nie mogącego się zmusić do działa­nia, pokazuje wielu różnych Ham­letów, wiele różnych możliwości psychologicznych i nakłada je na siebie. Jego Hamlet nie jest egzemplifikacją jakiegoś jednego typu psychologicznego, choćby najbogatszego, a syntezą, obrazem Człowieka i jego losu. Nie ma w tej roli żadnej ilustracyjności, prostego prawdopodobieństwa, przedstawiania życia. Dlatego też jego Hamlet się nie rozwija - co zarzucił mu jeden z krytyków - od pierwszych do ostatnich scen jest taki sam. Jak najbardziej konsekwentnie, jak najbardziej zgodnie z zamysłem, z koncepcją Holoubka, reżysera i aktora w jednej osobie.

Psychologia zna termin "dysharmonii osobowości", jest to spotęgowana rozbieżność tendencji i nastrojów, myśli i uczuć powodu­jąca zaburzenia w duchowym ży­ciu człowieka, wzmagająca trud­ności w przystosowaniu się do otoczenia, w podejmowaniu decyzji, w konsekwentnym działa­niu. Dysharmonia osobowości jest chorobą całego cywilizowanego świata, jest wynikiem tej cywilizacji. Hamlet Holoubka jest czło­wiekiem dnia dzisiejszego, zwier­ciadłem tego, co o sobie wiemy i jeszcze bardziej tego, czego o so­bie nie wiemy. Nie stawia poje­dynczych pytań, stawia wszystkie pytania na raz. I nie umie na nie odpowiedzieć. Wśród bezsensu, jedyną tarczą wydaje się być błazeński grymas, stąd Holoubek tak hojnie tego grymasu używa. "Hamleta" w warszawskim Te­atrze Dramatycznym Holoubek nie tylko grał, ale i reżyserował. Miał świetną koncepcję swojej roli, można by powiedzieć: kon­cepcje prekursorską. Niestety, nie miał koncepcji całości spektaklu. A "Hamlet" wbrew pozorom nie jest wielkim monologiem. Nie można zrobić spektaklu, w któ­rym gra tylko jeden aktor, a reszta jest... milczeniem. A tak właś­nie stało się w Dramatycznym. I dlatego nie tylko spektakl nie jest taki, jaki mógłby być, ale i za­mysł wielkiej roli Holoubka nie jest dostatecznie czytelny. Po prostu bogactwo tej roli, jej wielowarstwowość, jej mądrość i fi­nezja rozpraszają się na pustej scenie, na której Hamlet nie ma ani jednego protagonisty. Nie chce się wierzyć, że co najmniej kilku z aktorów tej obsady nie mogło stworzyć postaci, które by cokolwiek znaczyły, miały jakąś wagę w spektaklu. Wprost narzu­ca się przypuszczenie, że reżyser "wyciszył" aktorów, świadomie redukował ich działalność. To wielki błąd, który zaważył na całości. Gorzej nawet: poważnie umniejszył efekty wielkiej pracy i wielkiej przenikliwości, jakie wło­żył Holoubek w rolę Hamleta.

Wydaje się, że jedyna postać, której Holoubek-reżyser poświęcił trochę uwagi to Ofelia. Niestety Ewa Krzyżewska nie rozporządza jeszcze dostatecznymi umiejętno­ściami i właściwie niezupełnie wiadomo, jaka to być miała Ofe­lia. Nie złotowłosa niewinność ciężko doświadczona przez zły los - to widzimy, ponieważ Krzy­żewska ma krucze sploty utapirowane jak kociak z STS-u. Ale to już wszystko, co by się z całą pewnością dało powiedzieć. Resz­ta jest - domysłem, nie znajdu­jącym zresztą zbyt wielu faktów do pokrycia. Ofelia wyładowana erotyzmem, Ofelia ironicznie wy­słuchująca przestróg ojca i brata, Ofelia świadomie dająca się użyć przeciwko kochankowi, który zdradził? Być może. Brak w spek­taklu pary królewskiej i Ofelii stwarza próżnię, w której toną aktorskie wysiłki Hamleta. Jego wielka, wielka w zamyśle, rola staje się prawie nieczytelna. Widz z trudem chwyta migotanie tonacji, całą złożoność psychologiczną i intelektualną tej postaci, prze­wrotność tego aktorstwa tak wy­sokiej próby - będąc zmuszonym obserwować jednocześnie bez­barwne, nijakie, spłaszczone po­stacie, kręcące się wokół niego. Holoubek - reżyser pomylił się. Nie może się udać "Hamlet" bez zespołu. Widzieliśmy to już kie­dyś. W "Ryszardzie III" znakomita kreacja tytułowa także nie uratowała spektaklu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji