Artykuły

Strzelać do psychoanalityka!

"Doktor Haust" w reż. Magdaleny Piekorz w Teatrze Studio w Warszawie. Pisze Tadeusz Nyczek w Przekroju.

Na męski monodram i Żebrowski [na zdjęciu] nie pomoże. Stałem w kolejce do szatni i bezsensownie międliłem bloczek. Miałem kaca. Wcale nie tego, o którym myślicie. Wprawdzie doktor Haust, czyli Michał Żebrowski, którego pożegnaliśmy przed chwilą, wyglądał, jakby też miał kaca, ale on przynajmniej był usprawiedliwiony: grał alkoholika. Co prawda głównie o tym mówił, bo alkoholizmu po nim specjalnie znać nie było, ale w teatrze dużo przyjmuje się na słowo honoru. Otóż miałem kaca, bo jak pewnie każdy widz, który przyszedł zobaczyć znanego aktora grającego tekst głośnego młodego pisarza, a wszystko w reżyserii nowej damskiej gwiazdy rodzimego filmu, spodziewałem się Bóg wie czego.

- Monodram męski to chyba najgorsza forma teatralna - usłyszałem za sobą w kolejce szept mężczyzny w kraciastej koszuli. Towarzysząca mu niewiasta o niewinnie chabrowych oczach podniosła zdumione brwi. - Ależ Lucjanie, masz coś przeciwko Żebrowskiemu? - W życiu - odparł kraciasty. To, że większość facetów go nie lubi, bo jest za duży i za ładny, o niczym nie świadczy. Idzie mi o to, że jak facet stoi sam na scenie jak palant i bez przerwy coś musi ze sobą robić, żeby nie zanudzić, to mnie się głupio za niego robi.

Coś w tym jest - pomyślałem. Jakaś fałszywość i niezręczność. A nawet wstydliwa niedogodność, kiedy scenograf z reżyserką każą aktorowi najpierw chodzić w kołdrze i udawać, że mu od kaca zimno, a potem odziać się w koszulę i sweter, po zdjęciu którego koszula wygląda jak wyjęta z pralki bez odwirowania. Trzeba dodać, że mała scena Teatru Studio, gdzie grają "Hausta", mieści się na V chyba piętrze, i jest tam raczej cieplutko.

No i smutek mną targał także, bo to niejedyna niedogodność, jaką niedoświadczona teatralnie reżyserka filmowa zafundowała swojemu ulubionemu artyście, tak wybornie poprowadzonemu w "Pręgach". Nie zauważyła, że tekst jest typową literaturą do czytania, średnich zresztą lotów, i w gadaniu brzmiącą sztucznie jak cholera? że mówienie tylko logiczne, czasem podkręcane zaciąganiem i groźnymi minami sprowadza się do głośnego czytania, tyle że z pamięci?

A problem? Publiczna spowiedź martwego psychoanalityka alkoholika, którego zastrzelił pacjent, opuściła żona i nie daje spać szczekający jamnik spod podłogi? Dajcie wy mi święty spokój. Ludzie bzikują od takich rzeczy, że najstarszym psychoanalitykom się nie śniło, a ten tu płacze, że go kobita rzuciła. I to ma być powód do odgrywania się na pacjentach? Dobrze mu tak, niech do niego co wieczór strzelają.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji