Artykuły

"Noc Walpurgii" czyli nowa mentalność Rosjan

W krakowskim studiu telewizyjnym na Krzemionkach Kazimierz Kutz ukończył realizację "Nocy Walpurgii" - jedynego dramatu słynnego Wieniedikta Jerofiejewa dla poniedziałkowego Teatru Telewizji. Oto co powiedział o nim "Gazecie":

- Ten niezwykły pisarz, autor znanej, u nas książki "Moskwa - Pietuszki", zamierzał napisać trylogię dramatyczną. Zdążył stworzyć tylko jedną jej czaić: zmarł na raka krtani w ubiegłym roku.

"Noc Walpurgii" czytałem jeszcze w wydaniu podziemnym. Zachwyciła mnie i poraziła zarazem. Czytałem ten tekst z gorzką świadomością, że prawdopodobnie nigdy w życiu nie uda mi się tego wystawić.

Czasy się zmieniły i cieszą się, że doszło jednak do realizacji. Robiłem tą adaptacje, jakby wciąż na doznaniu, które miałem przy pierwszej lekturze. A jest to rzeczywiście utwór przerażający. Rzecz dzieje się w radzieckim zakładzie psychiatrycznym, ale jego bohaterami nie są dysydenci, których jak wiadomo leczono z niezależności w takich placówkach. Jest to "normalny" szpital psychiatryczny.

- Coś w rodzaju rosyjskiego "Lotu nad kukułczym gniazdem"?

- Akcja dzieje się w ostatniej fazie życia Breżniewa, i w każdym geście, w każdej sytuacji czujemy ten przerażający obraz agonii Związku Radzieckiego. A równocześnie wiemy i widzimy, że nikt już nie wierzy, aby mogło być inaczej. Sztuka jest zresztą arcydziełem nastroju. Bo na tę beznadzieję nakłada się zdumiewająca żywość głównego bohatera, człowieka wolnego, dopiero co przywiezionego do szpitala, który w tej sytuacji bez wyjścia próbuje jeszcze walczyć o swoją niezależność i swoją godność. To on właśnie w noc Walpurgii, czyli w wigilię... święta 1 Maja (tak ważnego w tej kulturze) urządza współpacjentom psychodramę wolności.

Utwór jest właśnie o tym, że nawet w miejscach beznadziejnych człowiek potrafi działać w obronie ideałów. A więc i o tym, że heroizm ludzki jest zawsze możliwy.

- Realizuje Pan konsekwentnie teksty, które pokazują nieoficjalne aspekty radzieckiego życia. "Noc Walpurgii" poprzedziły "Samobójca" Erdmana i "Dzieci Arbatu" Rybakowa...

- Uważam, że jest to nieodzownie potrzebne, aby zrozumieć chwilę obecną. Po tym wszystkim, co się stało i u nas, i u nich, pokazywanie tej "nowej mentalności" Rosjan, która była cały czas "podziemnie" obecna, może mieć wpływ na rodzące się między nami wzajemne stosunki.

- Ogląda się to dzisiaj trochę jak zło, którego udało nam się uniknąć tylko dlatego, że trwało 45 lat, a nie dłużej, jak u nich...

- Wygląda na to, że komunizm rzeczywiście nas tylko liznął. Ale właśnie dlatego poznanie go dzisiaj od ludzi, którzy będąc na samym dnie tworzyli opór i potrafili przetrwać, jest ważne. To właśnie tacy ludzie pokazują, że kondycja tego społeczeństwa mimo wszystko dobrze rokuje na przyszłość.

- Ale czy musimy ciągle do tego wracać?

- Tak, bo w naszej rewolucji jest w gruncie rzeczy ogromny głód spraw artystycznych. Możliwość odwołania się do nowych elit to duża szansa telewizji.

- Mamy już nowe elity?

- Oczywiście. Tworzą je reprezentanci demokratycznych ogniw władzy. To oni oglądają telewizję i teatr telewizyjny. A w dużej mierze, to właśnie dzięki Krakowowi wiadomo, że poniedziałek jest dniem teatralnym w telewizji. I w tym sensie moja skromna działalność, jakoś się tu liczy.

Takim moim "pierwszym sztyletem" wymierzonym w publiczność było już "Do piachu" Różewicza.

Myślę sobie nawet, że cała ta ruchawka dookoła mojej osoby bierze się właśnie z mojej roboty. A jeśli tak, to jest to... prawdziwie europejskie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji