Artykuły

Syndrom Piłata

Życie ludzkie jest nieutannym wyborem, procesem rozróżniania i poddawnia zjawisk wielorakim kwalifikacjom. Codziennie stajemy przed dylematami, przyjmujemy coś lub odrzucamy spełniając warunek rozumności. Rzeczywistość nie skąpi nam również okazji do znalezienia się na rozstajach - w obliczu konieczności dokonania wyboru zasadniczego. Okoliczności towarzyszące takim wydarzeniom wydobywają z nas pełnię heroizmu, ujawniają moc odwagi i głęboką wiarę, lecz w równym stopniu obnażają ludzkie tchórzostwo i mnoralną nędzę. Przypadkowy splot wydarzeń kreuje współczesnych Sokratesów, wskazuje palcem Piłatów.

"Mistrz i Małgorzata" jest krzywym zwierciadłem czasów, kiedy piłatyzm spowszedniał i stał się normą zachowań ludzkich. W otaczającej go rzeczywistości znalazł Bułhatyow motywacje dla postaw moralnych swoich, bohaterów. Reprezentują oni wszakże przypadki szczególne moralnego schorzenia, pisarza zaś interesował bardziej zespół objawów po raz pierwszy opisany w ewangelicznym zapisie u prokurstora Judei - Poncjusza Piłata. Piłatyzm zatem - to syndrom tchórzostwa osobliwego, które paraliżuje człowieka w chwili wyboru. Tchórzostwa nie zakorzenionego w grozie, przed konsekwencjami, lecz usprawiedliwiającego się "moralnością prawną". Etykę wymienia bowiem Piłat na kodeks karny. I zamiana ta gubi go, skazując na wieczną rozterkę, nieskończony dialog z własnym sumieniem. Błąkając się w otchłaniach kosmosu, Piłat pyta: "Cóż więc jest prawda?" na serio, nie ironicznie.

Piłatyzm to także problem odpowiedzialności doczesnej i rozumianej w kategoriach społecznych. Casus prokuratora judejskiego dowodzi, że społeczeństwo nie dysponuje zbiorowym sumieniem i podlega statystycznym prawom, które w niektórych przypadkach tak mają się do sprawiedliwości jak pięść do nosa. Dlatego właśnie na człowieku ciąży odpowiedzialność za wybór, za ocenę zjawisk i ich rozróżnianie. Piłat przegrał - bo ile zrozumiał istotę sprawiedliwości, którą winien czynić, bo liczył na bezbłędność maszyny prawnej, a ta go zawiodła. Cóż, można powiedzieć, że miał pecha. Działać musiał bowiem bez znieczulenia, ominęła go atrofia sumienia. Cierpi teraz, patrząc na innych, nam współczesnych pilotów, którzy tchórząc - jak on - nie czują nawet kolki.

Zdawać się mogło, że w oparciu o wątek z "Mistrza i Małgorzaty" powstanie wreszcie w tarnowskim teatrze interesujący spektakl. Materia literacka to doprawdy niezwykła. Niestety tak się nie stało. Miast znaleźć dla "Piłata..." reżysera o świeżym spojrzeniu posłużono się bowiem weteranem tematu - Piotrem Paradowskim, który do Tarnowa przeflancował swą "nieśmiertelną" produkcję. Produkcję, która tym razem okazała się zwyczajną tandetą.

W tarnowskim przedstawientiu zadziwia bowiem przede wszystkim osobliwy koncept reżysera, aby do Piłatowego wątku wprowadzić postaci powieści - Wolanda, Behemota, Asasella Iwana Bezdomnego i Berlioza. Taka operacja zdezorientowała widzów zwłaszcza tych, którzy nie czytali "Mistrza i Małgorzaty", wprowadzając zdenerwowanie do pierwszych rzędów (następnie są puste). Na scenie Teatru im. L. Solskiego klarowność opowieści Bułhakowa o dylemacie Piłata ustępuje miejsca przegadanym scenkom, podczas których Behemot rzuca się nad kawałkiem papieru, a Asasello udaje przywódcę straży hegemona. W stan osłupienia wprowadza zaś widza inscenizacja wypadków rozgrywających się w szpitalu wariatów z tematem sztuki wspólnego nic nie mających.

Kuriozalnym majstersztykiem konceptualnym jest także ostatnia scena przedstawienia: w środku planu wpatrzony w otchłań spoczywa na tronie Piłat. Obok prokuratora Judei pojawia się nagle Iwan Bezdomny (skąd tu Bezdomny?). Prosi Wolanda-Szatana o uwolnienie cierpiącego Piłata. Woland zgadza się, lecz na przeszkodzie staje... trzech zamaskowanych tajniaków! Brrr, to już nie kicz, to objaw manii prześladowczej, która opanowała tarnowskie teatrum już dawno, kiedy przygotowywano "politycznego" Hamleta.

Pomysły reżysera rażą, musi oburzać manipulacja dokonana na styku sztuki i jej literackiego podłoża. Paradowski "upraszcza" Bułhakowa tnąc bez litości powieściowe dialogi. Zamazuje rysunek postaci, odbierając im argumenty, pozbawiając wahań i zwątpień. W rezultacie Piłat przegrywa już w przedbiegach. Jest winny już w chwili rozpoczęcia przedstawienia, nie dano mu szans obrony.

W takiej sytuacji drobnym zaledwie kłopotem staje się marne aktorstwo, wynikające zapewne z przemęczenia głównych wykonawców. Tarnowski Piłat - aweł Korombel - dzierży równocześnie rolę Hamleta, Zbója Madeja i Bóg wie jeszcze kogo, szwendając się z nimi po rozmaitych Harasiukach. Daje mu to godziwy zarobek, podróże poza tym kształcą, lecz w nieustannych rozjazdach trwoni się wartość aktora, rozmienia na drobne talent. Trudno się więc dziwić, że Piłat - młodzieniaszek wyraźnie nudzi się na scenie, spektaklu na spektakl jest coraz mniej przekonywający. Razem z nim nudzi się także widz.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji