Artykuły

za wcześnie, za późno

Jedna z moich babć, po obejrzeniu "Tanga", animowanego filmu Zbigniewa Rybczyńskiego, laureata Oscara, powiedziała z pewną irytacja i oburzeniem: - Ależ mój drogi, przed wojną takie filmy robili Themersonowie. Oglądając ostatnią premiera w Teatrze Dramatycznym pomyślałem sobie, że wszystko to już gdzieś widziałem i że nie był to Themerson.

Jest zawsze coś niefortunnego z awangardami przedwczesnymi, ale bodaj jeszcze gorzej funkcjonują awangardy spóźnione. To, że Themerson nie funkcjonuje normalnie w naszej kulturze, nie jest oczywiście jego winą. Więcej pretensji można mieć do "naszej" kultury, która nie potrafiła nigdy sensownie włączyć go do własnego obiegu wartości. Ani w powszechnej, nieakademickiej, historii literatury nie znalazł swojego miejsca, ani tym bardziej, w tradycji teatralnej. Choć podejmowane były pewne próby. Maciej Prus w teatrach Gdańska i Łodzi próbował wprowadzić go na sceną. Najważniejsze jego powieści wydane zostały w Polsce z pięcio-, dziesięcioletnim opóźnieniem w stosunku do pierwszych wydań. Ale i pierwsze wydanie, np. najsłynniejszej jego powieści "Wykładu profesora Mama" ze wstępem Bertranda Russella doszło do skutku w co najmniej dziesięć lat od napisania książki. Słowem w przypadku Themersona twórczość, dzieło, publiczność, to bodaj nigdy nie był jeden czas wspólny.

Także przypominany w teatrze "Święty Franciszek" pisany w drogiej połowie lat pięćdziesiątych, jest już dziś propozycją mocno opóźnioną, jeśli idzie o język, czy wszystko to, co w konwencji "opery semantycznej"' mogłoby wtedy wydawać się interesujące.

Pozostała dobrze zrealizowana przez reżysera Jarosława Ostaszkiewicza, a przede wszystkim przez autora muzyki Marcina Błażewicza idea-marzenie o stworzeniu utworu ponadczasowego, poza wszelkimi rzeczywistościami. Idea stworzenia teatru - jako swoistego perpetuum mobile o nieco surrealistycznym charakterze skojarzeń.

Chwaląc realizatorów za "sedno" Themersona, mam jednak spore pretensje do reżysera o to, że działając nie dość precyzyjnie w pokazywaniu zasad funkcjonowania swojej konwencji robienia spektaklu, nie dał widowni szans na wspólną zabawę. Nie można grać wspólnie w żadną grę, jeśli jej zasady nie są znane części uczestników. Gorzej, reżyser zamiast profesjonalnego pokazu roboty na scenie, pokazał coś w rodzaju amatorskiego samozadowolenia, sugerując, że "jest fajnie". A szkoda, bo aktorzy (Mirosława Krajewska, Ewa Żukowska, Krzysztof Kołbasiuk, Zbigniew Konopka) osiągnęli bardzo wiele, każdy z osobna, a niewiele brakowało, by mogli to osiągnąć razem. Szkoda mi trochę Danuty Stenki, która tu jest wprawdzie dobra, ale z większą starannością i w sposób bardziej przemyślany mogła być wprowadzona na warszawską scenę.

Jedno jest pewne: w teatrze Macieja Prusa jest teatr, który nie udaje, że jest czymś innym.

Stefan Themerson: "Święty Franciszek i wilk z Gubbio..." z muzyką Marcina Błażewicza. Reżyseria: Jarosław Ostaszkiewicz. Scenografia: Grzegorz Małecki. Premiera: czerwiec 1991 Teatr Dramatyczny m.st. Warszawy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji