Artykuły

Komiks z Hitchcocka

"39 stopni" w reż. Jerzego Jana Połońskiego i Jarosława Stańka w Teatrze Powszechnym w Łodzi. Pisze Agnieszka Michalak w Dzienniku - Gazecie Prawnej - dodatku Kultura.

Montypythonowski sarkazm, miny Jasia Fasoli, czarny humor, parodia, teatr w teatrze, film noir, kreskówka, farsa plus motywy z największych filmów Alfreda itchcocka. Tyleż wybuchową, co niestrawną mieszankę serwują w łódzkim Powszechnym.

"39 stopni" to pierwszy dojrzały obraz mistrza suspensu. Tu po raz pierwszy pojawia się charakterystyczny dla autora późniejszych "Ptaków" bohater, który przypadkiem znalazł się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze. Na deski scenariusz Filmu przeniósł Patrick Barlow, okraszając go brytyjskim humorem i dodając cytaty z Hitchcockowskiego kina. Sztuka szybko podbiła londyński West End. Akcja rozgrywa się w latach 30. (brawo za kostiumy dla Doroty Zalewskiej). Richard Henney (do bólu przerysowany Artur Zawadzki) z cieniutkim wąsikiem i grubo nakładaną brylantyną na włosach w jednym z londyńskich teatrów poznaje czarującą Anabellę (sztuczna do przesady Karolina Łukaszewicz). Zabiera ją do swojego mieszkania. Wkrótce zostaje wplątany w morderstwo dziewczyny i szpiegowską aferę. Rozpoczyna się "mrożący krew w żyłach" pościg za Henneyem. Reżyserzy Jarosław Staniek i Jerzy Jan Połoński żonglują pomysłami, igrają z czasem i przestrzenią. Główną rolę wydaje się grać scenografia, której poszczególne elementy spełniają kolejne funkcje. Bohater skacze z mostu (zrobionego z drabiny), ucieka po dachu pędzącego pociągu (zbudowanego ze skrzyń), skacze z okna (jego ramę przed chwilą trzymał w ręku), przedziera się przez szkockie Highlands, pokonuje wartki nurt potoku (wstążka trzymana przez goniących go policjantów) albo przeciska się przez szczelinę. Pojawia się też teatr cieni - naszego bohatera chce dopaść sam potwór z Loch Ness. Kiedy Henney nie ma którędy wyjść z (wyimaginowanego) domu, dopada ramę okna, umieszcza ją na ścianie i przez nie wychodzi, mamy wrażenie, że oglądamy kreskówkę lub spektakl dla dzieci.

Całość pocięta jest na drobne sceny, w których rządzą absurd i groteska. Bohaterowie parodiują sceny z "Psychozy" czy "Okna na podwórze" Hitchcocka. Wchodzą w kolejne role, zakładają maski, peruki, nowe kostiumy. Zmieniają głos i mimikę. O ile na początku zabiegi te śmieszą, a nawet chwilami zaskakują, to po kilkunastu minutach zaczynają nużyć i irytować.

Całość pozbawiona jest wdzięku i lekkości - podstawowych składników farsy. Aktorzy (grający kilkanaście ról) po każdym gagu zdają się puszczać oko do widzów. Brakuje im błyskotliwości, a wypowiadanym przez nich frazom elegancji. Na uwagę zasługuje zaledwie kilka scen, m.in. wiecu wyborczego (szczegółów nie zdradzę). W zamyśle spektakl miał być utrzymany w przewrotnym Montypythonowskim klimacie, tymczasem wyszła nieudana imitacja Benny'ego Hilla.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji