Artykuły

Piłat i inni

"O bogowie, o bogowie moi! Jakże smutna jest wieczorna ziemia! Jakie tajemnicze są opary nad pogorzeliskami! Wie o tym ten, kto błądził po takich oparach, kto wiele cierpiał przed śmiercią, kto leciał ponad tą ziemią dźwigając ciężar ponad siły (...) I bez żalu porzuca wtedy mglistą ziemię, jej bagniska i rzeki, ze spokojem w sercu powierza się śmierci, wie bowiem, że tylko ona przyniesie mu spokój".

Tylko w ten sposób może znaleźć ukojenie zarówno mistrz jak i Małgorzata, strudzeni jałową walką o ludzką egzystencję i realizację artystycznego powołania.

Wiele w tym wątku przeżyć samego autora, który podobnie jak mistrz nękany przez krytyków i wydawców wrzucił w 1930 r, rękopis swej "powieści o diable" do pieca, a potem pisał ją od nowa aż do śmierci, w wielkim trudzie, wyczerpany walką o żywot sceniczny swych dzieł teatralnych, niszczonych przez prasę, zdejmowanych z afisza. Jeszcze na łożu śmierci Bułhaków poprawia ostatnią wersję "Mistrza i Małgorzaty". Umiera 10 marca 1940 r. w jego archiwum pozostało 8 redakcji powieści.

Jego przewidywanie iż "rzecz zasługuje na to, by spocząć w mrokach szuflady"sprawdziło się: po raz pierwszy, zresztą w kształcie skróconym, powieść ukazała się w Moskwie w 1967 r., a w całości - w 1973 r. W Polsce dopiero czwarte wydanie z 1980 r. zawierało pełny tekst. Najnowsze pojawiło się w maju na kiermaszach z okazji Dni Książki, po czym zniknęło błyskawicznie. Dlatego dobrze się stało, że arcydzieło Bułhakowa zaadaptował dla sceny Teatr. Współczesny w Warszawie poszerzając w ten sposób grono odbiorców jej znakomitej prozy. Już teraz, bilety wykupione są na parę miesięcy naprzód j zarówno publiczność jak i krytycy są zgodni o ocenie, uznając warszawską, premierę"Mistrza i Małgorzaty" za pełny sukces teatru,

Maciej Englert operuje niedużą przestrzenią sceny Teatru Współczesnego. Nie stara się nawet zmieścić na niej wszystkich diabelskich sztuczek, całej fantastycznej warstwy powieści, ogranicza do minimum obraz działania mocy pozaziemskich. Rezygnuje z tak efektownych scen, jak występ varietes Wolanda, połączony z jego popisem czarnej magii, kiedy to obdarowani widzowie przebierają się we wspaniałe szaty, by za chwilę paradować nago. Owszem, jest piękna widowiskowa scena balu u szatana, ale Englert jako adaptatora i reżysera interesuje przede wszystkim przesłanie filozoficzno-moralne powieści: zagadnienie sensu i ładu świata, toteż rozwiązania inscenizacyjne cechuje powściągliwość i umiar. Partneruje mu w tym Ewa Starowieyska, która przeszła samą siebie jeśli idzie o oszczędność i skrótowość oprawy scenicznej - o jej funkcjonalność. Przepiękna gra świateł w połączeniu z systemem rozwiewających się, lekkich, przejrzystych ciemnych kurtynek znakomicie pointuje nastrój poszczególnych scen, a jednocześnie w sposób nader prosty rozwiązuje problem stale zmieniających się, rozlicznych miejsc akcji. Teatrzyk Varietes, biura nieuczciwych i przekupnych urzędasów, gabinety dyrektorskie, szpitale psychiatryczne i mieszkania prywatne mogą w ten sposób egzystować obok Judei sprzed wieków i pałacu Piłata. Wszystkie wątki i plany przedstawienia dzięki grze świateł i kilku rekwizytom, pojawiającym się i znikającym w mroku - płynność, sugestywność trwania w czasie i przestrzeni.

Dziesiątki zdarzeń różnego czasu i pokroju, groteskowe sceny rozprawy z absurdami życia lat 30-ych, karykaturalnie ukazany światek urzędniczy i literacki, a obok tego poważne, majestatyczne sceny sądu prokuratora Judei nad Jeszuą Ha-Nocri - łączy wspólny system, który funkcjonuje w tej postaci. Bułhakow wierzy w wielki ład moralny, leżący u podstaw wszechrzeczy. Zarówno dzieje Piłata jak i współczesnego mistrza pióra są tego dowodem. Nawet działalność szatana - Wolanda - służy potwierdzeniu tej wielkiej prawdy.

Ogromnym sukcesem adaptacji Englerta jest właśnie pozycja Wolanda. Nie jest on bynajmniej tylko wesołym, acz dystyngowanym diabłem, buszującym ze swą świtą po Moskwie. Owszem płata szereg psikusów niewierzącym w jego istnienie kombinatorom, przekupnym administratorom i dyrektorom, łapownikom i szpiclom oraz pozbawionym talentu konformistycznym literatom. Krzysztof Wakuliński w roli Wolanda jest jednak czymś więcej: wcieleniem wielkiej, pozaziemskiej mądrości. Wytworny, ironiczny, ze smutny lub wzgardliwym uśmiechem na ustach - Woland. Wakuliński jest wnikliwym obserwatorem świata, znawcą ludzi. Jako motto powieści Bułhakow wybrał słowa Szatana z "Fausta" Goethego: "Jam częścią tej siły, która wiecznie zła pragnąc, wiecznie czyni dobro". Woland nie tyle pragnie zła, co starając się ukarać i wytrychnąć na dudka głupich, podłych i małych ludzi - naprawia zło przez nich wyrządzone. Staje się w ten sposób strażnikiem owego porządku moralnego, który leży u podstaw świata. Jeszua (Wojciech Wysocki) (eż nie jest w dosłownym znaczenia wzięty z Ewangelii. Przed swoją męczeńską śmiercią powie tylko to znamienne zdanie: "za jedną z najgorszych ułomności ludzkich uważam tchórzostwo". Bowiem większość nikczemnych czynów menażerii ludzkiej, wypełniającej satyryczną warstwę powieści - wynika z bezmyślności i strachu. Nieustraszeni i czyści, tacy jak mistrz i Małgorzata - są jej ofiarami.

Obok Wakulińskiego wspaniała kreację tworzy Mariusz Dmochowski. Wnikliwie cieniuje dwuznaczną postawę Poncjusza Piłat rozterki jego sumienia po wydaniu fałszywej decyzji. Skupiony, oszczędny w środkach w wykazu Dmochowski gra człowieka, którego stanowisko zmusza do niedobrej dyplomacji, ale który rozumie, że największym przekleństwem człowieka jest naruszanie świata wartości. On sam sprzeniewierzył się temu niepisanemu prawu i przez wieki nie ugasi swojego cierpienia.

Znaczącą postać stworzył Marek Bargiełowski w roli mistrza do tego stopnia zaszczutego i niszczonego przez małych bezmyślnych ludzi, iż znalazł się w szpitalu wariatów. Englert nie pokazuje wcześniejszych peregrynacji pisarza, które doprowadziły go do spalenia rękopisu powieści o Piłacie, niemniej możemy domyślić się wszystkiego, takim rysem rezygnacji i cierpienia naznaczona jest twarz mistrza. Niewielkie pole do popisu miała tytułowa Małgorzata - Jolanta Piętek, ponieważ jej rola została okrojona i potraktowana nieco inaczej niż w powieści. Należy tu dodać, iż wiele postaci nakreślonych tylko epizodycznie, zagranych zostało po mistrzowsku, jak chociażby dyrektor, szpitala psychiatrycznego (Henryk Borowski), Liechodiejew (Marcin Troński), Anula (Marta Lipińska), prezes spółdzielni mieszkaniowej (Krzysztof Kowalewski). No i oczywiście świta Wolanda. Króluje wśród niej Wiesław Michnikowski, Adam Ferency i dodana na okrasę Katarzyna Figura, której nieco roznegliżowana postać niemal eksploduje seksem.

Przedstawienie trwa niemal cztery godziny, ale nie czuje się upływu czasu. Po prostu czas jest rzeczą względną: bywa że na godzinnym spektaklu nie można wysiedzieć, a tu po czterech godzinach opuszczamy teatr z żalem, że to już koniec.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji