Artykuły

Tydzień, ROZKOSZNIE TEATRALNY

Ubiegły tydzień przeszedł w telewizji pod znakiem widowisk teatralnych. Było ich zaledwie pięć: w poniedziałek - "Bez posagu", we środę - "Śniadania roku 1943", w czwartek "Kobra",w piątek - "Jak się wam podoba", w sobotę - "Rasmus i włóczęga". Stanowczo za skromnie. Rzucam więc hasło: w każdy dzień tygodnia - przynajmniej jeden spektakl.

Stare powiedzenie ludowe powiada, że barany chodzą stadami. Gdy do miejskiej komunikacji zostały wprowadzone autobusy - Samy, powiedzenie uległo modernizacji, i przyuczeni do kulturalnego oczekiwania w kolejce na autobus łodzianie głoszą, że "Samy", chociaż nie barany, bardzo lubią. jeździć stadami. Teraz można wprowadzić trzecie, przystosowane do warunków telewizyjnych, znaczenie tego ludowego powiedzonka.

Telewidz, nie powinien przesycać się jednym typem audycji. Program telewizyjny musi być urozmaicony, zróżnicowany, z sensem, z koncepcją programową. Stąd mieliśmy tych pięć teatrów w jednym tygodniu. Logiczne prawda? - A więc: do wyboru. Co kto woli, co kto lubi, a jak nie woli, jak nie lubi, niech nie ogląda. Nie musi. Musi natomiast uiszczać opłatę za abonament.

Z tych pięciu teatrów, gdybym uczciwie mógł wystawić ocenę, nie oglądając się na ewentualne zgorszenie - najlepszą notę dałbym Kobrze. Tak, właśnie Kobrze. Ale ponieważ jestem tylko człowiekiem, skrępowanym przeróżnymi względami, nie przyznam palmy pierwszeństwa "Rozkosznemu popołudniu". Na przykład - ze względów lokalno-patriotycznych powinienem ją przyznać Teatrowi Popularnemu, który wystąpił, z komedią Szekspira "Jak się wam podoba". Trudno, ale jestem człowiekiem mimo wszystko arbitralnym i wolę nie przeciągać struny. Teatr Popularny zawiódł na całej linii, wyszukiwanie wszelkich "za", nie miałoby w tym wypadku najmniejszego pokrycia.

Na pewno warto było zobaczyć w poniedziałek "Bez posagu", Aleksandra Ostrowskiego, w reżyserii Jerzego Antczaka i świetną obsadę aktorską. Jerzy Antczak pokazał raz jeszcze, że jest doskonałym reżyserem, rozumiejącym i czującym specyfikę sceny telewizyjnej. Jak niegdyś "Nudzie jesiennej" Nierasowa, tak i sztuce Ostrowskiego nadał Antczak ten charakterystyczny klimat - atmosferę, która stanowi podstawowy warunek powodzenia oraz wartości spektaklu telewizyjnego.

Studio literackie wystąpiło z adaptacją noweli znanego pisarza radzieckiego, Wasilija Aksjonowa. Przedstawienie na pewno ambitne, nowatorskie (chociażby symboliczna scena, w której jedynym elementem ekspresji jest ręka odbierająca chleb), reżyserował Andrzej Konic.

Natomiast z jakiej racji pokazano nam w piątek komedię Szekspira "Jak się wam podoba", - trudno zrozumieć. Racje oczywiście dają się odnaleźć ważkie, nic nie jest jednak w stanie usprawiedliwić kiepskiej reżyserii i tego całego kostiumu, w jaki Zygmunt Hübner odział swój spektakl. W tak prosty, mało skomplikowany sposób jedna z najlepszych i najbardziej znanych komedii szekspirowskich została "rozłożona". Sądzę, że nawet zwolennicy teatru klasycznego mają wiele zastrzeżeń do ostatniego Teatru Popularnego.

Swego czasu, w początkach kadencji Teatru Popularnego, trwała zaciekła i raczej przydługa polemika (albo dyskusja, jak kto woli) na temat repertuaru Teatru. Powiedziano wtedy wiele słusznie lub nie na przykład ja broniłem prawa Teatru do samostanowienia o sobie. Niestety, czas pokazał, że bez racji. Nie znaczy to, że Szekspir nie nadaje się do telewizji. Powodzenie telewizyjnego spektaklu zależy wyłącznie od inwencji twórczej reżysera. Ale, jeżeli tej brakuje w efekcie oglądamy niedobre przedstawienie. Zygmunt Hübner przeniósł żywcem teatr tradycjonalny do warunków telewizyjnej, kameralnej przecież sceny. Dlatego poniósł klęskę. Przedstawienie, owszem, było na takim poziomie, że nie powstydziłby się jego trzeciorzędny teatr. Telewizyjny zaś teatr musi się jednak wstydzić swojej pozycji. Oprawa scenografii: lakierowane drzewka, lakierowane listeczki, traweczki, kwiateczki, a wszystko po to, aby wywołać wrażenie naturalności. Plus kostiumy, plus partie dialogowe prowadzone na boczku, - więcej do płaczu było niż do śmiechu na tej szekspirowskiej komedii. Nawet kamery pracowały tak, aby za wszelką cenę udowodnić statyczną teatralność przedstawienia, i wywołać w telewidzu przekonanie, że siedzi nie przed małym ekranem, lecz na godnym miejscu czcigodnego, prawdziwego teatru. Aktorzy, posłuszni woli reżysera, grali jak z nut, traktując śmiertelnie serio swoje farsowe role. Przedstawienie było więc w sumie rozwlekłe nudne, dowcip szekspirowski stracił cały swój polot. "Jak się wam podoba" nie mogło się spodobać. Moja babcia oglądała lepsze wersje Szekspira przed wojną, na przedstawieniach amatorów. Tak przynajmniej oświadczyła i po pół godzinie oglądania, znużona bardzo poszła lulać.

Ale przyjemną niespodziankę sprawiła Kobra. Tak, właśnie, ta pogardzana, wygwizdywana "Kobra", o której mówiło się głośno a dobitnie, że upada konsekwentnie, systematycznie z czwartku na czwartek. "Rozkoszne popołudnie" - dobry, a przede wszystkim i inteligentny kryminał Koczanowicza został inteligentnie zaadaptowany, inteligentnie wyreżyserowany, oraz inteligentnie zagrany ku ogólnemu zadowoleniu. Jerzy Gruza, z którego (nie wiadomo dlaczego), doświadczeniem reżyserskim, no i chyba też talentem - mamy okazję dosyć rzadko się stykać, dał przykład że wszech miar dobrej roboty telewizyjnej. Telewidzowie zaś mieli okazję - równie sporadyczną - spędzić przyjemny wieczór przy "Rozkosznym popołudniu".

Wniosek z tego superteatralnego tygodnia jest jeden, i, mało zachęcający: komuś kto kieruje polityką programową w telewizji należą się porządne baty za chaotyczny natłok spektakli. ważniejszych pozostałych, ważniejszych pozycjach telewizyjnych można sobie powiedzieć już lapidarnie reportaż Tadeusza Kolińskiego "Po trzynastu miesiącach (19. II.) - według znanego schematu program z cyklu "W pracowniach polskich uczonych" - "Zimno... ciepło... gorąco" zaprezentował zupełnie poprawny i co więcej - interesujący typ audycji popularnonaukowej, program rozrywkowy "Miks" jeden z nielicznych - dowcipnych i udanych, zaś magazyn filmowy ,,Klaps"? O tu ja zgłaszam propozycję: zmienić nazwę. Poprzedni też zasługiwał na przemianowanie. Dla ostatniego proponuję nazwę "Prywatne życie Leona Niemczyka".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji