Artykuły

Mistrz i Małgorzata

Nad swym najwspanialszym dziełem Michał Bułhakow (1891-1940) pracował przez 12 lat, niemal do samej śmierci. W rękopisie pozostawił osiem redakcji tej powieści, bez wiary w jej opublikowanie, gdyż zbyt liczne i bolesne miał w tej dziedzinie doświadczenia. Wielość wątków, niesłychana fantazja autora, spleciona z darem obserwacji, humorem i głębią jego myśli, przyniosły - po latach - zwycięstwo. U nas szóste wydanie powieści (w nakładzie 100 tys.) zbiegło się z jej nową inscenizacją teatralną, a szturmowane kasy Teatru Współczesnego w Warszawie najlepiej świadczą o kolejnym sukcesie Bułhakowa.

Jest to również sukces teatru. A przede wszystkim Macieja Englerta, któremu zawdzięczamy sceniczną adaptację i reżyserię "Mistrza i Małgorzaty". Spektakl (trwa cztery godziny!) jest efektowny, bogaty. Piękną oprawę plastyczną wyczarowała Ewa Starowieyska, muzykę skomponował Zygmunt Konieczny.

W białym płaszczu z podbiciem koloru krwawnika piąty procurator Judei, Poncjusz Piłat (świetna rola Mariusza Dmochowskiego) wydaje na śmierć oskarżonego, zwanego tu Jeszuą. Nie jest przekonany o jego winie, ale takie są reguły gry, którą prowadzi. Sumienie przegrywa z racjami stanowiska, człowieczeństwo z polityką. Ten wątek to jakby projekcja z przeszłości, obrazy znane z Ewangelii, a równocześnie temat pisanej i właśnie odrzuconej przez wydawcę książki. A oto współczesność. Krąg postaci mniejszego i większego formatu: koledzy-literaci, redaktorzy, prezesi, psychiatrzy, kelnerzy. Śmieszni w swoich słabostkach i uwarunkowaniach, groźni przez głupotę i podłość. A wszyscy uzależnieni od kaprysu sił wyższych, które kierują tą barwną ludzką ciżbą, kpiąc z niej najwyraźniej. Toteż sterują nią w dowolnie przez siebie obranym kierunku, igrając jak kot z myszą. Grze tej przewodzi czarno odziany Woland (bardzo dobry Krzysztof Wakuliński), otoczony równie malowniczą świtą (na czele z Wiesławem Michnikowskim).

W czasie tego spektaklu gościmy równie dobrze w moskiewskim domu literatów, jak na wielkim balu u Szatana czy w jerozolimskim pałacu Poncjusza Piłata. Wielkim sukcesem Englerta i całego zespołu wykonawców jest, iż nie gubimy się w feerii tych pomysłów, pomieszaniu czasów, stylów i zmian nastroju. Jasno wyprowadzona przez inscenizatora myśl - mimo wszystko w jakiś sposób przyjazna człowiekowi, zdolnemu również do przyjaźni i miłości - czyni tę fantazję zrozumiałą i bliską, a mnogość poruszanych tu problemów (z miejscem artysty w społeczeństwie na planie pierwszym) pozwala nasze doznania przedłużyć o chwile własnych rozmyślań lub dyskusji, w gronie przyjaciół.

Warto się wybrać do Współczesnego. I dla samego Bułhakowa, i po to, by zobaczyć, jak mierzą się z nim nasi artyści. Zaproszenie na gościnne występy do Moskwy jest już w realizacji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji