Artykuły

Racje Bułhakowa

Pracował nad tą powieścią kilkanaście lat. Przygotował osiem redakcji tekstu. Było to pisanie bardzo różne. Pisanie w nadziei, w uporze, w zniechęceniu. Ale mimo ogromnej ilości wątków, dygresji, spostrzeżeń Mistrza i Małgorzatę charakteryzuje niezwykła konsekwencja i precyzja opisu. Rozgoryczony, tropiący wszelkie absurdy, przejawy despotyzmu, głupoty czy po prostu złej woli - pozostał Michał Bułhakow wierny idei człowieka wrażliwego i cierpiącego równocześnie.

Ten lekarz z zawodu, satyryk z założeń był także wielkiej miary lirykiem. Nieufny wobec cywilizacji, historii, polityki wyznaczył swoim bohaterom próbę uczuć ostatecznych, takich jak miłość, wierność, nienawiść... "Słuchaj i napawaj się tym, czego nie dane ci było zaznać w życiu - spokojem. Popatrz, oto jest już przed tobą twój wieczysty dom, który otrzymałeś w nagrodę". Choć udręczony Mistrz znajdzie się w finale powieści po drugiej stronie świata, tragicznego rozrachunku nie zamyka oskarżycielski protokół win. I w tym "niezamknięciu" kryje się Bułhakowowska ironia, szyderstwo, ból, a niekiedy zwyczajna ludzka rozpacz.

Brak jednoznacznych rozstrzygnięć, szerokie symboliczne perspektywy służyły nieraz krańcowo różnym interpretacjom "Mistrza i Małgorzaty". U podstaw kosmogonii Bułhakowa dostrzegano elementy nihilizmu, ortodoksyjnej wiary, mesjanistycznych programów. W kręgu krytyczno-filmowo-teatralnych odczytań właśnie scena zajmuje miejsce szczególne. Co prawda cała szalona teatralizacja wprowadzanych zdarzeń należy do formy powieściowego przekazu, niemniej sceniczne dzianie się ma tu swój odrębny plan. Pytanie więc, jaka winna być formuła spektaklu, która sprostałaby tej niejednorodnej stylistyce. Przeważnie adaptacje szły w kierunku maksymalnej widowiskowiskości (m.in. głośne spektakle A.M. Marczewskiego - Wałbrzych, Płock).

Inaczej rzecz wygląda w najnowszej warszawskiej inscenizacji Macieja Englerta (Teatr Współczesny). Ewa Starowieyska (scenografia) dokonała cudów, by przysposobić niewielką scenę na ul. Mokotowskiej dla potrzeb tylu zmian miejsca akcji. Zasłony, gry świateł, muzyka Zygmunta Koniecznego wytyczyły kompozycyjne ramy widowiska, nie określając jednak samego trybu opowieści. Rozgrywa się ona bowiem zgodnie z porządkiem wędrówek Wolanda. Krzysztof Wakuliński tworzy fascynującą sylwetkę diabelskiego filozofa, któremu w pierwszym rzędzie człowiecze ułomności, a dopiero później szatan dały władzę absolutną.

Pomysł takiej adaptacji, choć niewątpliwie ciekawy i konsekwentnie realizowany, jest jednak okrojeniem, a bywa, że i odstępstwem od szeregu istotnych znaczeń powieści. Tylko wyraźnie osobny, pięknie prowadzony wiązką świateł dramat Piłata (ciekawa rola Mariusza Dmochowskiego) broni się przed wszechobecnością Wolanda. Natomiast już Mistrz (Marek Bargiełowski) jej ulega. Zostaje mu maska cierpiętnika, lecz brak precyzyjnie sygnalizowanych przez autora kolejnych etapów utraty złudzeń.

WŚRÓD organizowanych przez Wolandową kompanię (wspaniały Wiesław Michnikowski!) wypadków jest oczywiście czas na satyrę, groteskę (udanych ról zebrało się sporo, m.in. charakterystyczny Nikanor Bosy Krzysztofa Kowalewskiego) mniej na ironię, sceptycyzm, a prawie w ogóle na liryzm. Bledną postacie Iwana Bezdomnego (Krzysztof Stelmaszyk) i Małgorzaty (Jolanta Piętek) - dalekie od argumentacji powieściowego pierwowzoru. Jak by ich nowy żywot przesądził Woland, który wie lepiej. Może zresztą miałby słuszność, gdyby nie fakt, że Bułhakow wskazał już wcześniej na podstawowe znaki zapytania i że nie zawsze w spektaklu Macieja Englerta są one słyszalne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji