Piłat i inni
Trzeba to w końcu powiedzieć głośno i wyraźnie: Andrzej Maria Marczewski to człowiek, który wie, kto ukrzyżował Jezusa Chrystusa. Przez niespełna dwa tysiące lat ludzkość żyła w błogiej nieświadomości, przekonana, że Jezusa Chrystusa ukrzyżował Poncjusz Piłat. Trzeba było dopiero "Mistrza i Małgorzaty" w inscenizacji Andrzeja Marii Marczewskiego w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej, aby wyprowadzić ludzkość z błędu. Jezusa Chrystusa bowiem w tym przedstawieniu krzyżuje osobiście sam Szatan.
Nowatorstwo interpretacji Andrzeja Marii Marczewskiego polega na tym, że czterech głównych bohaterów powieści Michała Bułhakowa zredukował on do dwóch. To znaczy, że jeden aktor gra role Mistrza i Chrystusa, a drugi rolę Wolanda, czyli Szatana, i Piłata. O tym, kogo mamy w danej chwili przed sobą, dowiadujemy się ze strojów: kiedy Mistrz ma zmienić się w Chrystusa, zdejmuje marynarkę i nakłada powłóczystą szatę, podobnie kiedy Woland ma zmienić się w Piłata, na swój czarny strój narzuca płaszcz z podbiciem w kolorze krwawnika. Dodatkowo jeszcze, aby nie doszło do pomyłki, grający role Wolanda i Piłata Henryk Talar pokazuje, kogo aktualnie gra, za pomocą gestu. Jako Piłat trzyma się za skronie, co oznacza, że Piłata boli głowa, natomiast jako Woland stoi na jednej nodze, co oznacza, że Wolanda boli noga.
Wolno nam podejrzewać, że to błyskotliwe rozwiązanie nie jest tylko wynikiem oszczędzania na honorariach aktorskich, ale że kryje się w nim głębsza myśl. Myśl taka mianowicie, że rosyjski powieściopisarz, który w Moskwie w latach 20 pisze powieść o Poncjuszu Piłacie, w rzeczywistości jest Jezusem Chrystusem, dla niepoznaki tylko przebranym w tandetną radziecką marynarkę. A Szatan, który pojawia się w tejże Moskwie i ujmuje się za powieściopisarzem, w rzeczywistości jest Poncjuszem Piłatem, czyli bohaterem powieści, którą pisze Jezus Chrystus. Uwalniając Jezusa Chrystusa ze szpitala wariatów, Poncjusz Piłat pragnie odkupić swoją winę, przyczyniając się zarazem do rozwoju literatury rosyjskiej okresu NEP.
Niestety, Michał Bułhakow nie znał interpretacji Andrzeja Marii Marczewskiego i w swojej powieści doprowadził do spotkania wszystkich czterech bohaterów. Jak wiadomo, w finale powieści na życzenie Jezusa Chrystusa Woland uwalnia Piłata z czyśćcowej męki, a czyni to przy pomocy Mistrza. Na tę scenę czekałem od początku z rosnącym zaciekawieniem, jak mianowicie inscenizator poradzi sobie z rozdwojeniem jaźni swoich bohaterów. I się doczekałem. W tej scenie, która niewątpliwie przejdzie do historii teatru polskiego, dwaj aktorzy dokonują cudów zręczności, zmieniając role w ciągu ułamka sekundy. Jest tak, że Jezus Chrystus, czyli Mistrz, prosi Wolanda, czyli Poncjusza Piłata, żeby uwolnił Poncjusza Piłata, czyli Wolanda, z męki czyśćcowej. Woland, czyli Poncjusz Piłat, zwraca się do Mistrza, czyli Jezusa Chrystusa, żeby uwolnił Poncjusza Piłata, czyli Wolanda, czyli siebie. I Mistrz, czyli Jezus Chrystus, mówi do Poncjusza Piłata, czyli Wolanda, że jest wolny. W związku z czym Henryka Talara przestaje boleć głowa.
Czy piszę to wszystko, aby tanim kosztem bawić się i drwić z teatru w Bielsku-Białej, który występował w tych dniach w Warszawie? Oczywiście nie mam nic przeciwko teatrowi w Bielsku-Białej, co więcej, uważam, że aktorzy zrobili wiele, żeby obronić się w tym absurdalnym przedsięwzięciu. Piszę to, co piszę, bo kocham "Mistrza i Małgorzatę" miłością najpierwszą, miłością, która nie przebacza. Nawet jeśli inscenizator ma na drugie imię Maria.