Artykuły

Sztuka opowiadania

"Lipiec" w reż. Iwana Wyrypajewa w Teatrze na Woli w Warszawie. Pisze Agnieszka Rataj w Życiu Warszawy.

"Lipiec" Iwana Wyrypajewa w Teatrze Na Woli zaskakuje przede wszystkim formą. Dawno takiej na scenie nie oglądaliśmy, a z pewnością nie w wykonaniu Karoliny Gruszki.

Pusta, ogromna scena. Staromodny mikrofon na środku. Gra świateł podkreślająca każdy ruch aktorki, każda zmianę. Tylko, z rzadka, projekcje wyświetlane na kotarze zasłaniającej tylną ścianę. Jedna aktorka, drobna dziewczyna, która nie odgrywa postaci. Opowiada historię, w której, jak to u Wyrypajewa, świętość przeplecie się z bluźnierstwem, okrucieństwo z miłością, potępienie ze zbawieniem, przerażenie ze śmiechem. Tylko opowiada, a jednak trzyma w napięciu do samego końca.

Bohater "Lipca", Piotr, to stary człowiek, który zdaje sobie sprawę ze swojego szaleństwa, ale nie potrafi zrobić nic, aby zapobiec jego narastaniu. Ścieżka jego zbrodni staje się w jego wyobrażeniu jednocześnie drogą do zbawienia i świętości. To jeszcze jeden rosyjski szaleniec boży, którego Wyrypajew kreuje z wątków zaczerpniętych a to z Dostojewskiego, a to z Tołstoja. Mocno osadza tę historię w tradycji rosyjskiej, budując jednocześnie obraz okrutny na współczesną modłę, ze scenami, których nie powstydziłby się Quentin Tarantino.

Dla historii tego starca: psychopaty, mordercy i kanibala, Wyrypajew znajduje niezwykłą formę, w której trzyma aktorkę. Karolina Gruszka staje się tylko przekaźnikiem tej narracji, która, choć prowadzona w pierwszej osobie, buduje niezbędny dystans między nią a postacią Piotra, bohatera "Lipca". Sprawia wrażenie, że słuchamy łotrzykowskiej ballady z dawnych czasów. Podkreśla to dodatkowo rytm tej opowieści: dziwne staccato, przechodzące melodyjnie chwilami w krzyk, wprowadzające w swoisty trans zasłuchania. To seans jednaj aktorki, będącej zarazem szamanem opowieści i niemalże wystylizowaną diwą w starym stylu, czarującą publiczność przed mikrofonem. Seans przełamany finałem, absurdalnym pojawieniem się trzech synów mordercy, którzy pochowają ciało ukochanego ojca. Na ekranie fragment starego filmu, w którym scena wynoszenia trumny przechodzi w slapstickowy chwyt z rzucaniem tortami we wszystkich dookoła. Świat się śmieje? Śmieje się, bo groza go już przerosła.

Wyrypajew udowadnia "Lipcem", że jest jednym z najoryginalniejszych twórców współczesnego teatru. Bo to co widzimy na scenie, jest w każdym szczególe przemyślaną, integralną całością, gdzie wszystko podporządkowane jest wizji reżysera. Wizji hipnotyzującej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji