Artykuły

"Idiota" w Capitolu: parodia czy antymusical?

"Idiota" w reż. Wojciecha Kościelniaka w Teatrze Muzycznym Capitol we Wrocławiu. Pisze Adam Domagała w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Duże rozczarowanie: 'Idiota' według Dostojewskiego sytuuje się gdzieś między niezamierzoną parodią wywiedzionego ze scen dramatycznych 'nowego brutalizmu' a pozbawionym przebojów antymusicalem.

(...)

To nie jest adaptacja prozy Dostojewskiego. Wrocławski reżyser napisał własną opowieść, luźno zainspirowaną wątkami słynnej książki, pozbawioną jej fabularnej i psychologicznej głębi. "Idiota" Kościelniaka jest zrobiony ze śmiertelną powagą, z formalną starannością godną arcydzieła - i jednocześnie razi pustką, efekciarstwem, egzaltacją. Nie zachwyca, nie przekonuje, nie wzrusza.

Cały spektakl rozgrywa się w kuchni. Jest wspaniała czerwona lodówka, zlew, elektryczna płyta do gotowania, czajnik, garnki, w finale także intensywne opary gotowanej kapusty. Kościelniakowy "Idiota" jest bowiem metaforyczną opowieścią o konsumpcji.

(...)

W pierwszej scenie apatyczny Myszkin (Jakub Lasota) pojawia się w koszulce z napisem "Solidarność" - niby przypomnienie czasów, gdy wszyscy Polacy chcieli tego samego, walczyli o to samo, modlili się do tego samego Boga. Delikatny kosmita zagubiony wśród okrutnych ziemian, skazany jest na zadeptanie. Rogożyn (Cezary Studniak) to umięśniony brutal, charczący prymityw z wielkim krzyżem na piersiach, tępa, testosteronowa siła. Nastazja Filipowna (Helena Sujecka) nie jest żadną femme fatale - to po prostu luksusowa, agresywna dziwka, która wtedy okazuje słabość, gdy - że posłużę się Kościelniakową konwencją - ktoś jej przypierdoli. Język, jakim Kościelniak kazał mówić swoim bohaterom, jest wulgarny, męska nagość dosłowna, damska bielizna wyeksponowana w niemal każdej scenie, przemoc ukazana naturalistycznie. Co jednak - poza efektem szoku - z tego wynika? Bardzo niewiele, bo tak przyszykowany "Idiota" nie ma podstawowego waloru wciągającej opowieści, napędzanej przez realny konflikt, nagłe zdarzenia, emocjonalne kolizje.

Jest w tym spektaklu niezwykle piękna scena, w której Myszkin opowiada historię człowieka skazanego na śmierć. Przyrzeka on, że jeśli ocaleje, nie pozwoli, by zmarnowała się choćby chwila z łaskawie ofiarowanego mu życia. Gdy ocalenie przychodzi, obietnicy nie udaje się spełnić - czas znowu przecieka między palcami, dni znowu mijają zbyt szybko. Mimo starań zawsze jest jakaś przyczyna ludzkiej niemocy; nie znamy jej, ale zawsze jej ulegamy. Tę przypowieść puentuje wokaliza w wykonaniu Ewy Klanieckiej. Nieskazitelna melodia bez słów mówi więcej niż którykolwiek z okrutnych dialogów.

Całość artykułu w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji