Artykuły

Samce walczą o panowanie

"Zmierzch" w reż. Mariusza Grzegorzka w Teatrze Studyjnym w Łodzi. Pisze Monika Wasilewska w Gazecie Wyborczej - Łódź.

Ceniony reżyser Mariusz Grzegorzek zrealizował spektakl dyplomowy ze studentami aktorstwa. Jeszcze w trakcie prób, pytany przez "Gazetę" o ich sceniczne możliwości, przyznał, że jest w szoku. Miał rację.

(...)

Z początku reżyser nabiera widzów na stereotypowy obrazek z teatru studenckiego - na czarne kostiumy, bose stopy, szczątki scenografii. Szybko się jednak okaże, że inscenizacyjna oszczędność to efekt bardzo przemyślanej, "oszczędnej" lektury Babla. Grzegorzek wyprowadza z niej obraz pierwotnego instynktu pchającego człowieka do histerycznej walki o siebie - poza wpojoną przez kulturę dyscypliną zachowań. Ale pełen egzystencjalnych wątpliwości tekst Babla nie jest jednoznaczny. W finale przeciera się oczy ze zdumienia.

Mariusz Grzegorzek reżyserską uwagę skupił na młodych wykonawcach. W jego koncepcji świat Babla może zaistnieć bez zapachu siana, widoku samowara, rubaszek i onuc. Żyje wyłącznie w relacjach, w nadzwyczajnych napięciach. Nie ma znaczenia, że ojca i syna grają rówieśnicy. U Grzegorzka dominacja nie jest efektem struktury społecznej, tylko przewagi emocjonalnej. Mendel w wykonaniu Andrzeja Niemyta jest władcą - w każdym kroku, w każdym rzuconym spod łba spojrzeniu i wypowiedzianym z naciskiem słowie. Nie widać, ile naprawdę ma lat. Widać w nim przywódcę stada.

Prowadzony przez Grzegorzka zespół wspiął się na aktorskie Himalaje. Aż strach chwalić, by niczego nie zepsuć. Dawno nie grano w Studyjnym tak dojrzałego dyplomu - bez popisów, bez maniery, bez histerycznych spazmów udających aktorską prawdę. Za to z imponującą świadomością i koncentracją na zadaniach, umiejętnością prowadzenia dialogu, słuchania partnera. Budzi uznanie zwłaszcza odwaga obnażenia przed widzami najdzikszych emocji, a zarazem rozwaga w dozowaniu tak ryzykownych środków.

Przejmująca jest scena, w której do młodych mężczyzn dociera wreszcie wieść o zamiarach ojca. I wściekłość zaczyna brać górę nad bogobojnym lękiem. Młodszy z synów, Lewka (Marek Nędza), rysuje na podłodze okrąg. To ring, w którym zostanie wymuszona pokoleniowa zmiana. Lewka, nie dość jeszcze gotowy na bezpośrednią konfrontację, krąży nerwowo wokół białej linii jak pies zbierający siły do morderczego ataku. Jego ramiona stopniowo kurczą się w rosnącym napięciu, a rozstawione palce kostnieją w kształt szponów.

W tej chwili dochodzi w spektaklu do tąpnięcia. Powietrze gęstnieje, drżące ciała czekają na eksplozję, która jednak gdzieś się rozprasza. Atak synów nie przynosi od razu spodziewanej przewagi, więc ich doskonale zagrana, nagromadzona determinacja całkiem się rozpuszcza. To jedyny słabszy moment w spektaklu Grzegorzka.

Niekiedy też przydałoby się przyspieszyć tempo niektórych scen, skondensować je. Ale przy tak zrobionych rolach, konstrukcyjne potknięcia tracą jakiekolwiek znaczenie.

Całość w Gazecie Wyborczej - Łódź

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji