Artykuły

Piłat i inni

Przedstawienie "Mistrza i Małgo­rzaty" w reżyserii Andrzeja Marii Mar­czewskiego w Teatrze Polskim w Biel­sku-Białej mogłoby okazać się wyda­rzeniem artystycznym, gdyby wszystkim aktorom choć w przybliże­niu udało się osiągnąć poziom gry Henryka Talara. I choć, przyznaję, Ta­lar pociągnął za sobą kilku bielskich aktorów, dla paru innych poprzeczka okazała się zawieszona zbyt wysoko. Oprócz podwójnych zwycięstw (każ­dy z aktorów gra dwie role) mamy też podwójne klęski. Ewidentną pomyłką obsadową byli, niestety, odtwórcy ról tytułowych, zwłaszcza Kuba Abrahamowicz. Aktor, który od początku se­zonu bawi bielską widownię jako Pap­kin w "Zemście" Fredry, w spektaklu Marczewskiego czuje się bezradny; więcej - faktycznie nie istnieje. Ma zresztą zadanie szalenie trudne, bo oprócz Mistrza gra także Jeszuę Ha-Nocri. Obu tym niezwykle charyzma­tycznym rolom w interpretacji Abrahamowicza zdecydowanie brakuje głębi. Dlatego właśnie początkowa scena spektaklu rozpoczynająca się od słów: "O bogowie, o bogowie moi, jakaż smutna jest wieczorna ziemia!" pozba­wiona jest całkowicie napięcia. Trud­no też zrozumieć, dlaczego słynący z mądrości i przenikliwości Poncjusz Piłat tak często przywołuje na myśl spotkanie z Jeszuą, skoro w tym spektaklu Jeszua nie różni się właściwie od wielu obłąkanych buntowników, którzy przed obliczem piątego proku­ratora Judei pojawiali się przecież wie­lokrotnie. Rozmowa Jeszui z Poncjuszem Piłatem nie staje się, niestety, ani przez chwilę konfrontacją serca i rozumu, bo racja bardzo wyraźnie leżała po stronie Piłata. Trudno też zrozu­mieć, dlaczego Małgorzata dla takie­go Mistrza-nieudacznika decyduje się porzucić swe dawne życie.

Barbara Guzińska ma kilka intere­sujących scen (np. milcząca Maria Magdalena), ale w roli Małgorzaty wy­raźnie brakuje jej "pastelowych barw" i półtonów. Jej słowa o miłości zbyt często przypominają afektację Doro­ty Stalińskiej lub też recytację licealistki; zbyt dosłownie też akcentuje "wiedźmowatość" wybranki Mistrza. Spektakl Andrzeja Marii Marczewskie­go trwa trzy godziny i myślę, że dla podniesienia dramaturgii można by go nieco skrócić. Zbyt rozwlekła wy­daje się choćby scena zabójstwa Judy z Kiriatu, rozdzielająca świetny dia­log Afraniusza (Kazimierz Czapla) i Piłata.

Andrzej M. Marczewski udowod­nił, że twórczo pracuje nad swymi spektaklami i po premierze - wielo­krotnie je przerabia, koryguje. Wierzę, że tak też postąpi i z najnowszą wersją swego "Mistrza i Małgorzaty".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji