Artykuły

"Wyzwolenie" w Teatrze Rzeczypospolitej

Inauguracyjne przedstawienie Teatru Rzeczypospolitej przyniosło występy zespołu Teatru Starego, który pokazał po raz kolejny warszawskiej widowni Stanisława Wyspiańskiego "Wyzwolenie" (rzecz napisaną w roku 1902, która dzieje się na scenie teatru krakowskiego) w reżyserii Konrada Swinarskiego, ze scenografią Kazimierza Wiśaniaka i z muzyką Zygmunta Koniecznego. spektakl jest znany, w przyszłym roku, 30 maja, minie 10 lat od premiery, która poruszyła publiczność teatralną Krakowa, potem całej Polski.

Występy warszawskie aktorów krakowskich utwierdziły nas w przekonaniu, że mamy do czynienia z zespołem o wybitnych walorach artystycznych. Pamiętam premierę, pamiętam nawet pewne poruszenie wśród krytyków, którzy nie we wszystkim chcieli się zgodzić ze Swinarskim. Ale jego instynkt teatralny i świadome działanie - tak istotnie odbijające się w rozmowie po próbie z Janem Błońskim - zwyciężyły, ponieważ "Wyzwolenie" w Starym Teatrze ma ciągłe komplety widzów. Chcemy więc zwrócić uwagę na ten warszawski wieczór w Teatrze Dramatycznym, chcemy przypomnieć, że również "Dziady" reżyserii Swinarskiego, "Noc Listopadowa" w reżyserii Andrzeja Wajdy, są już dzisiaj stałymi elementami repertuaru pierwszej sceny polskiej. Teatr stary chyba pierwszy w dziejach kultury ojczystej osiągnął taki stopień prawdziwej popularności i wysokiego poziomu przedstawień o znaczeniu historycznym. Nic też dziwnego, że Teatr Rzeczypospolitej rozpoczął swą działalność od tego dzieła.

Swinarski powiedział wyraźnie: "Jak wiadomo, Wyspiański napisał najpierw drugą część, potem dopisał dwie pozostałe i wszystko zawarł - właśnie - w formie próby scenicznej. Mnie chodzi o to, że "Wyzwolenie" ma taki charakter, charakter próby...! jakby aktorzy w połowie znali tekst, w połowie nie, zaś Konrad wpadł ze swoimi prywatnymi tekstami i niby się to rozwija jedno z drugiego... Jeżeli zgubić formę próby teatralnej, sztuka nabierze momentalnie charakteru agitacyjnego, którego ona w ogóle nie posiada; kto tak postępuje, spłaszcza "Wyzwolenie" do warstwy, że tak powiem, "żurnalistycznej".

Ten sposób rozumowania zyskuje jednak na scenie wymiar dość zaskakujący: już w czasie premierowego przedstawienia Konrad Jerzego Treli budził prawdziwe zachwyty dla potężnej siły kreacji tej postaci, która - przecież podobnie jak Muza i Stary Aktor - przez cały czas osiąga granice to drwiny, to patosu, to dramatycznej, patriotycznej wzniosłości. W tym względzie Jerzy Trela, Anna Polony, Roman Stankiewicz wznieśli się dosłownie na szczyty. Widownia odbierała to idealnie - z jednej strony Anna Polony dystansująca się - zgodnie z myślą autora - od frazesu patriotycznego, recytująca wzniosłe kazania również najpoważniej; z drugiej Jerzy Trela przedłuża Mickiewiczowską kłótnię z Bogiem o Polskę przez wyrzuty, sarkazm z jakim traktuje papierową deklamację agitatorów, przez wspaniałą modlitwę o poczucie siły. Kontrapunktem tego potężnego wątku sprzeczności jest znakomity Roman Stankiewicz, który przywołując pamięć ojca-powstańca, uznaje siebie za nic. Zważmy: wszystko dzieje się na scenie, wszystko jest jakby na niby. Stąd znacznie potężnego, horyzontalnego tła spraw, kiedy Robotnicy i Maski jakby na ziemię sprowadzają rzecz całą. Sprowadzenie części tych scen do szarpaniny z chorym w klinice, na łóżku szpitalnym (pomysł rodem prosto z... Krasińskiego) "nie przebiło" jednak wielkich treści zawartych we wstrząsającej scenie, kiedy Konrad mówi:

"Sam juz na wielkiej pustej scenie.

Na proch się moja myśl skruszyła.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Czy jesteś, Polsko - tylko ze mną?

Sztuka mię czarów siecią wiąże:

W Świątynię wszedłem wielką, ciemną -

dążyłem - nie wiem dokąd dążę".

to rozbuchane, wręcz feeryczne, teatralne tło wielkich słów i wielkich przeżyć Konrada-Treli stanowi dla całego potężnego zespołu zadanie sceniczne nie lada. Stąd więc postacie Karmazyna (Wiktor Sadecki), Hołysza (Jerzy Radziwiłowicz), Prymasa (Roman Stankiewicz), Mówcy (Zygmunt Józefczak), Ojca (Tadeusz Malak), Syna (Jerzy Święch) i in., nie przekraczają granicy taniego patosu. Hestja w wykonaniu Izabeli Olszewskiej zrewidowała zarówno słabość, nijakość przepowiedni, jak i dęte hasła. Wróżka tak skomplikowała szalbierstwa, puste słowa, że tylko wielki gest Konrada nadał temu nurtowi przedstawienia jakby odrobinę wiary w siłę narodu. Wszystko się w tym przedstawieniu realizowało zgodnie z zamierzeniem reżysera, ale równocześnie jakby i przeciwko niemu. Wymowa "Wyzwolenia" ma swoją poetykę, co zauważył nie pierwszy Swinarski. Juz Bronisław Dąbrowski w słynnej realizacji tego dramatu na deskach Teatru im. J. Słowackiego pięknie zaatakował wyobraźnię współczesnych, akcentując fundamentalne dla całego dzieła rozmowy-kłótnie z Maskami. W spektaklu Swinarskiego Jerzy Trela spina swoją wielką osobowością racje klęski i tęsknoty za wolnością; jego słowa skierowane przeciwko pustosłowiu, nadużywaniu haseł narodowych, mają wymiar współczesności. Po raz kolejny wielkie dzieło dramatyczne, odczytywane przez pryzmat naszych przeżyć dzisiejszych, ukazuje sens zasadniczy: czyn jest potrzebny, chociaż słowo w wymiarze spraw ojczystych często czynem się staje. Na tym polega geniusz wielkich dramatopisarzy, że sprawy przez nich powołane do życia zyskują ciągle i ciągle znaczenie aktualne. Nie doraźne, nie byle jakie. Wieczór warszawski przyniósł na m doznania wielkie. Nie ma w tym cienia przesady. Atmosfera "Wyzwolenia" zmusza również do pytań o sens naszych działań dzisiejszych.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji