Artykuły

Pod Górą imieniem Czaszka

Tak, to rzeczywiście - jak powiada poeta w wierszu "Na marginesie procesu" - "mogło być szare, bez namiętności". Gdyż "cała sprawa rozegrała się między urzędnikami": tetrarchą Herodem, procuratorem Judei - Poncjuszem Piłatem i arcykapłanem Kaifaszem. "Postępowanie administracyjne nienaganne (dodajmy: postępowanie przeciwko wędrownemu filozofowi, Jeszui Ha-Nocri), ale któż z tego potrafi uczynić dramat" - pyta dalej poeta w cytowanym już wierszu. Pytanie Herberta jest przewrotne, bo właśnie ta szarość, ten - udawany przecież brak namiętności dowodzą istnienia dramatu, tragedii prawdziwej - cóż z tego, że nie tak malowniczej, nie tak agresywnie atakującej wyobraźnię, jak opowieści ewangelistów? Tak, sprawa przeciwko Jeszui Ha-Nocri rozegrała się między urzędnikami - taką niekanoniczną wersję wydarzeń w Jeruszalaim przedstawia tajemniczy nieznajomy w drugim rozdziale "Mistrza i Małgorzaty" Michała Bułhakowa.

Ale przecież nie tylko dlatego scena - na której ma miejsce spektakl "Czy pan widział Poncjusza Piłata?", utkany z wątków powieści Bułhakowa - tonie w szarości, niewypełnieniem swej przestrzeni rzuca wyzwanie wyobraźni. Szarość jest gęsta, w zależności od oświetlenia ewoluuje od tonacji ciemnopopielatej do czerni. To naprawdę nieważne, że oglądając epizod następujący no kaźni na Nagiej Górze, gdy przed procuratorem Judei staje w wyszarganej sukni Mateusz Lewita, w sukni koloru brązowego, który to kolor wydaje się być właściwym dla rzemieślników i mnichów, właśnie wtedy - ale to naprawdę mało ważne (bo subiektywne!) - odnieść można wrażenie, iż przestrzeń wypełnia się popiołem. Znacznie ważniejsze jest to, że scenografia - zaprojektowana przez Mariusza Chwedczuka - uwypukla gest, nie wikła postaci w konteksty, które zaciemniałyby sens całości obrazu, pozwala niektórym wykonawcom grać role podwójne-potrójne: Wolanda-Kaifasza, Behemota- sekretarza Piłata, Asasella- Marka Szczurzą Śmierć-pielęgniarza. Ta podwójność ról ma w inscenizacji Piotra Paradowskiego istotne znaczenie, dzięki niej wydarzenia dziać się mogą w dwu planach, nazwijmy je: realistycznym i fantastyczno-wizyjnym. Akcja rozgrywa się tedy w Jeruszalaim, mieście oddalonym o niewielki kawałek drogi na wschód od Nagiej Góry (zwanej także Trupią Czaszką lub po prostu Czaszką), tradycyjnego miejsca straceń buntowników naruszających porządek państwowy. A zarazem pod sklepieniem czaszki, w mózgu - niekoniecznie wariata - śniącym nieprzytomnie. Przez to sceniczna opowieść na motywach z Bułhakowa odwołuje się zarówno do historii, jak i do współczesności, jest mieszaniną tragedii i groteski, liryzmu i satyry. Jak "Mistrz i Małgorzata". Tyle że pozostaje bladym, "księżycowym" odbiciem powieści, zwłaszcza w scenach przedstawiających "piekielny" świat Wolanda.

Wiadomo, że utwór Bułhakowa jest powieścią arcydziwną. Wirtuozeria, z jaką autor operuje w nim różnymi stylami i konwencjami, miesza gatunki, wielość postaci i wątków, wielość planów akcji i - w związku z tym - "migotliwość" semantycznej tkanki utworu - uniemożliwiają jego przekład na język sceny. Paradowski, dokonując zabiegu adaptacyjnego, nie pokusił się o przeniesienie na scenę całej zawartości dzieła Bułhakowa. Na szczęście. Bo przecież i tak, wyjmując z całości wątek Piłata, przydając mu "dwudziestowieczne" epizody, w których występują: redaktor Michał Berlioz (Eliasz Kuziemski), poeta Iwan Bezdomny (Andrzej Mrozek), profesor czarnej magii (zarazem szef "czarnej mafii") Woland, poważył się na czyn karkołomny (zauważmy: w adaptacji nie ma wątku Mistrza i Małgorzaty; stąd konieczność zmiany tytułu). W powieści wydarzenia rozgrywające się w Jeruszalaim (wątek antyczny) przedstawione zostały w poetyce dostojnego realizmu, wydarzenia zaś mające miejsce w Moskwie lat trzydziestych naszego stulecia wprowadził autor w wymiar groteski, fantastyki. Paradowski, dokonując adaptacji, mógł ograniczyć się do wątku Piłata. Ale wówczas odszedłby całkowicie od specyfiki powieści Bułhakowa, przez to opowieść o skazaniu Jeszui Ha-Nocri stałaby się tylko historyczną dramą, mogącą kontaktować się z naszymi czasami - mniej lub bardziej wydobytą - aluzyjnością. Tylko aluzyjnością.

Paradowski chciał, aby spektakl "Czy pan widział Poncjusza Piłata?" był nie tylko jeszcze jedną wersją toposu Golgoty, tak owocnie funkcjonującego w naszym kręgu kulturowym, ale by kierował do każdego to, irytujące swoją naiwnością, odezwanie-zobowiązanie: "człowieku dobry..."

Tak pomyślany moralitet, moralitet swoisty, bo z Piłatem przywróconym do godności człowieka, domagał się kontrapunktu. To kolejny powód - poza lojalnością wobec powieści Bułhakowa i chęcią wpisania iskrzącego różnoimiennymi znaczeniami toposu Jeszui w kontekst współczesnego świata - dla którego adaptator nie zrezygnował z groteski. Utrudniło to zadanie inscenizatorowi, chwilami zbliżało teatr do granicy wydolności artykulacyjnej. Ale o tym za parę zdań. Powróćmy w szarość sceny.

Oto procurator Judei, siedzący na zarzuconym czerwoną materią fotelu-tronie. w majestatycznej pozie. Hieratyczny. Przyczyna tej posągowości jest prozaiczna: migrena. Znienawidzone miasto, znienawidzony zapach olejku różanego. Znużenie, zniecierpliwienie. I jeszcze to przesłuchanie Jeszui! Ale gdy ból ustąpi, procurator okazuje się energicznym, inteligentnym człowiekiem, Można by go polubić, gdyby nie stojąca za nim złowieszcza postać centuriona Marka Szczurza Śmierć (znakowo - z konieczności - potraktowana rola Adama Dzieszyńskiego: kostium z czarnej skóry, ciemne - jak u ślepca - okulary, pejcz) centurion, narzędzie Piłata, jest wszakże swoistym alter ego procuratora. Przed procuratorem w wyblakłej, niebieskawej sukni Jeszua (Janusz Peszek): miękki, uległy. Podczas przesłuchania, które przeradza się w rozmowę, Piłat (z pełną świadomością stosowanych środków wyrazu grany przez Igora Przegrodzkiego) dostrzega, że coś stracił, że coś się podczas robienia kariery zapodziało, zgubiło. Przegrodzki prowadzi scenę rozmowy "na dwu piętrach": jest w zgodzie z protokołem przesłuchania, a jednocześnie potrafi przekazać za rampę swoje zafascynowanie filozofem-włóczęgą. Chciałby z nim jeszcze porozmawiać. Na osobności. Ale wyrok sanhedrynu jest jednoznaczny. Piłat zna twarde reguły gry. Sprowokowany przez Kaifasza - wybuchnie, ale nie zaryzykuje, zatwierdzi orzeczenie miejscowych władz. Znienawidzone miasto. Migrena. Dobrze prowadzona scena rozmowy Piłata z Kajfaszem odsłoni i w arcykapłanie tęgiego gracza (Andrzej Polkowski). Tak to cała sprawa rozgrywa się między urzędnikami. Dodajmy jeszcze Afraniusza, także urzędnika, tyle że niższego szczebla - komendanta tajnej służby u boku Piłata (Andrzej Wilk).

"Playboyowatość" Judy z Kiriatu (Wojciech Malec) łączy plan antyczny ze współczesnym, moralitet z groteską, ascetyczność w stosowaniu środków wyrazu z ich - nieskutecznym - nadmiarem. Fantastyka, stanowiąca kontrapunkt dla wątku Piłata, jest teatralnie nieprzekonywająca. Wydaje się jednak, że nawet za cenę słabości paru scen musiał się w spektaklu znaleźć i Woland, i Behemot, i Asasello. Bez tych kilku znaków (zaznaczyliśmy już to wcześniej) sens całego obrazu uległby niebezpiecznemu ujednoznacznieniu, może nawet trywializacji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji