Artykuły

Czarna czy biała magia?

Występ Danuty Michałowskiej w Starej Prochowni, na który tłumnie przybyli miłośnicy "pięknego słowa", pozwolił młodszym uczestnikom tego wieczoru po raz pierwszy dopiero stykającym się z fascynującym kunsztem artystki, poznać Teatr Jednego Aktora w jego postaci, by tak rzec, pierworodnej. Gdyż właśnie Michałowska kilkanaście lat temu zaczęła stosować ową szczególną formę sztuki "solowej", nie będącej ani pokazem jakiejś określonej roli scenicznej, ani popisem recytacji, lecz stanowiącej samoistną konstrukcję artystyczną: transpozycję dobranych fragmentów tekstu autorskiego - prozy epickiej lub liryki poetyckiej - transpozycję zlekka udramatyzowaną, lecz pozbawioną znamion wyraźnej teatralizacji. Na tej drodze tworzyła Michałowska swoje niezapomniane przekazy - montaże fragmentów Pana Tadeusza, czy Tristana i Izoldy, Andrzejewskiego Bram raju, czy Asza Pieśni nad pieśniami. I dla tych swoich kreacji zastosowała właśnie ów termin: "Teatr jednego aktora" - nazwę, która w ciągu dziesięciu lat zrobiła tak niezwykłą karierę i stała się hasłem wywoławczym dla najbardziej zróżnicowanych poczynań i eksperymentów - czasem interesujących i płodnych, czasem - dość niefortunnych, a nawet zgoła odstręczających... Lecz Michałowska pozostała sobą.

Tym razem wzięła na warsztat tekst jednej z najbardziej tajemniczych i urzekających książek naszego czasu: Mistrza i Małgorzatę Bułhakowa. Przedsięwzięcie ryzykowne, a nawet zuchwałe. Gdyż to, co najbardziej znamienne dla tego dzieła, co stanowi o samej istocie składającej się nań materii, to nie poszczególne, odrębne jej wątki, lecz właśnie ich splot nierozerwalny; nieoczekiwane powiązania odległych, nie stykających się z sobą, płaszczyzn rzeczywistości, surrealistyczne zestawy elementów i nieustanne przenikanie się planów. Tego rodzaju materiał bardzo trudno poddać jakiejś selekcji, rozszczepić jego splątaną gęstwę na poszczególne włókna i wy tworzyć z nich jakąś nową jednolitą strukturę - nie naruszając jego pierwotnej, podstawowej tkanki. Lecz Michałowskiej udało się dokonać tego niebezpiecznego zabiegu. Oczywiście, w swojej interpretacji przekazała zaledwie drobną część wątków i epizodów oryginału Bułhakowskiego; ale dobrała je tak umiejętnie, powiązała ze sobą z taką finezją, że wytworzyło to jakiś - mglisty, skrótowy, ale sugestywny - zarys bułhakowskiego dzieła.

Nade wszystko potrafiła poprzez swoją interpretację narzucić osobliwą, nierealną aurę tej opowieści - aurę sennego zwidu, w którym absurdalna groteska, rozbujała fantastyka "diablich" wyskoków, splata się z dojmującym cierpieniem, z autentyczną wzniosłością, z głębokim, skrytym w podświadomości przeczuciem prawdy o życiu i śmierci, prawdy o biegu dziejów i o losie człowieka. Czarną magią ochrzciła Michałowska swój wieczór: i miał on w sobie istotnie coś z magii, z halucynacji, z hipnotycznego zauroczenia. Ale była to raczej biała magia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji