Artykuły

Kolacja z Bachem

Usłyszeć, jak Jan Sebastian Bach siorbie zupę, a Jerzy Fryderyk Haendel beka po wypiciu wina prosto z butelki, to zaiste niezwykła okazja dla melomana. Wprawdzie te zwyczajna ludzkie odgłosy mogłyby dziś stanowić tworzywo dla kompozytorów, różnią się jednak znacznie od muzyki pisanej przez największych mistrzów baroku. Wtenczas bowiem główną inspiracją muzyków, bardziej od ciekawostek akustycznych przyrody, była inna muzyka, zwłaszcza religijna lub ludowa śpiewy, a także możliwości dźwiękowe stwarzane przez dostępne instrumenty. Kompozytorzy eksperymentowali w bardzo ograniczonym zakresie, raczej w ramach panującej konwencji rozwijali obowiązujące formy, i dopiero ilość mogła przejść w nową jakość.

Patrząc w katalog dzieł Bacha czy Haendla widzimy, ze w ich życiu nie było już właściwie miejsca na nic poza muzyką, tak potężne ilości utworów stworzyli. A jednak biografowie odnotowali wiele niemuzycznych zdarzeń, pasji, dramatów i akcji kompozytorów, które dają jakieś pojęcie o ich charakterze i temperamencie.

Tak się niekiedy zdarza, iż w jednym miejscu i czasie objawia się kilkunastu geniuszy a potem długo, długo nic. Właśnie tego typu przypadek łączy Bacha i Haendla, którzy urodzili się w tym samym 1685 roku, w oddalonych od siebie o jakieś 150 km małych miasteczkach niemieckich - Eisenach i Halle. Dalsze życiowe losy jeszcze bardziej zbliżyły - terytorialnie - obydwu ludzi. Bach bowiem osiadł w odległym zaledwie o 32 km Lipsku, oddaliły ich jednak dzieła muzyczne. Ten drugi powód stał się znacznie silniejszy i, rzec właściwie dziś nie do pomyślenia, obaj wielcy twórcy, choć dobrze o swych wzajemnych poczynaniach wiedzieli, nigdy się nie spotkali. Bach, należy przypuszczać - natura bardziej introwertyczna, żywił cichy podziw połączony z zazdrością, i próbował, dość zresztą nieśmiale, nawiązać kontakt z dużo sławniejszym kolegą. Liczył przy tym na to, że dzięki zagranicznym kontaktom Haendla, mógłby zdobyć wiele zamówień muzycznych a tym samym poprawić swą sytuacje finansową. Haendel, dumny ze swych sukcesów, nie szczędził Bachowi uszczypliwości i pośrednio tłumił wszelkie "ziomkowskie" zapędy, wewnątrz jednak obawiał się bezpośredniej konfrontacji, bo rozumiał i doceniał wielkość Bacha.

Co z tego wyszło - wiemy. Mimo legendarnej niemal tolerancji, jaką przypisujemy potomkom Germanów, dwaj najwięksi kompozytorzy baroku nigdy nie mieli okazji porozmawiać jak Niemiec z Niemcem. Czy jednak mogli się w ogóle dogadać? I jak wyglądałoby ich hipotetyczne spotkanie?

Tylko rodowity Niemiec mógł sobie wyobrazić rozmowę między Bachem a Haendlem. Współczesny pisarz RFNowski Paul Barz dojrzał taką możliwość w roku 1747, kiedy obaj kompozytorzy osiągnęli już ładny wiek - 62 lata - i stworzyli większość ze swych dzieł. Teatr Współczesny w Warszawie, w reżyserii Macieja Englerta zaprezentował widzom polską wersję owego "hipotetycznego spotkania". Obaj kompozytorzy w swych scenicznych wcieleniach usiłują się nawzajem zadziwić i zaszokować - także w sensie dźwiękowym - i dopiero krótkie ilustracje muzyczne, odgrywane raz przez jednego, raz przez drugiego na klawesynie, ukazują istotę wzajemnego sporu. Rzecz przecież nie w tym, że Heandel fircykowaty i zadufany (rola Czesława Wołłejki) nie może pokonać w pojedynku na widelce swego konkurenta Bacha (gra go Mariusz Dmochowski). Rzecz w tym, że twórcy, którzy z pozoru powinni być "sobie bardzo bliscy, stoją na zupełnie przeciwnych krańcach muzyki. Haendel reprezentuje tu świat konwencjonalnej prostoty, także wtedy, gdy gra swe triumfalne Alleluja, z oratorium Mesjasz Bach - zaś pogrążony jest w świecie myśli, skomplikowanych często rozważań i spekulacji muzycznych, czego daje przykład zarówno we fragmencie "Wariacji Goldebergowskich", jak też w początkowych taktach lekkiego i z pozoru bezpretensjonalnego V Koncertu Brandenburskiego.

Spektakl "Kolacja na cztery ręce" Paula Barza przekonuje, iż miał się czego obawiać Jerzy Fryderyk Haendel. Jego 40 oper, niegdyś sławnych, stanowi dziś całkiem zapomnianą kartę w muzyce, ale najmniejszy kilkusekundowy odcinek muzyki Bach wciąż pozostaje Bachem i dominuje nawet nad wspaniałym Alleluja.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji