Artykuły

"Zbrodnia i kara"

On zna tę klatkę schodową. Idzie po schodach coraz wolniej, jak w transie. Znajome drzwi... Trzeba je, jak tylekroć w prześladujących wino wajcę wspomnieniach, raz jeszcze otworzyć... Jeszcze raz ten straszliwy zamach siekierą - ostrze wzniesione nad głową - lecz zamiast stuku padającego ciała - starczy, zgrzytliwy i ironiczny śmiech. Uciekać! Znowu schody - znajome - to te do cyrkułu - jakieś postacie zastępują drogę - znajome - i znowu ten śmiech! Straszny, przed którym nie ma już ucieczki.

Ta scena snu Raskolnikowa ze "Zbrodni i kary" wydaje mi się szczególnie wymowna zarówno dla znakomitej powieści Dostojewskiego jak i jej adaptacji scenicznej, dokonanej przez Zygmunta Hübnera, którą w jego inscenizacji i reżyserii będziemy oglądać na scenie Teatru Wielkiego. Wymowa tej sceny oddaje psychologiczny charakter powieści i charakteryzuje inscenizacyjny, eksprecjonistyczny typ jej scenicznego kształtu.

Przenoszenie dzieł epickich na scenę, to zabieg ryzykowny. Każda dobra, a cóż dopiero genialna, powieść ma nerw dramatyczny, lecz tak obrośnięty nie dramatyczną, właściwą innemu gatunkowi literackiemu tkanką, że wypreparowanie go na scenę niemal zawsze pozostawia ślady dokonanej operacji. Dlatego też naprzeciw zwolenników adaptacji scenicznych staje również liczna grupa zagorzałych jej przeciwników. Obie strony ostrzeliwują się przekonywającymi argumentami.

Można jednak chyba - za Adamem Mauersbergerem powtórzyć, że skoro "Boska komedia" Dantego jest tylko przeróbką pierwowzoru arabskiego, występowanie przeciwko przeróbkom w ogóle jest niemożliwe.

Doświadczenie uczy, że przeróbki sceniczne utworów nie przeznaczonych na scenę nie bladły w świetle teatralnych reflektorów jedynie wówczas, gdy stawały się samoistnymi, na prawach naturalnych zbudowanymi utworami; gdy adaptator potrafił zrezygnować z wielowątkowej akcji powieści na rzecz wydobycia jej głównego nurtu; gdy przenosił na scenę nie fabułę powieści, postaci i ich dialogi, lecz klimat utworu; gdy język powieści potrafił przełożyć na język ekspresji teatralnej. Po tej drodze poszedł Hübner. Nie dziwcie się więc, że nie zobaczycie na scenie znanych wam z powieści postaci i sytuacji. Adaptacja w pewnym sensie będzie zawsze zubożeniem powieści, ale za to jest jej dramatyczną konkretyzacją. Czy "Zbrodnia i kara" na naszej scenie odpowiada tym założeniom - osądzicie sami.

Wartości dramatyczne w powieściach Dostojewskiego zauważono i wykorzystywać w teatrze zaczęto wcześnie, jeszcze za życia autora. I ono samo mogłoby być tematem dramatu: były oficer inżynierii wojskowej poświęca się literaturze; nędza i nieuleczalna choroba, początkowe upajające sukcesy i zaraz potem gromy wpływowych krytyków; marzenia o lepszym świecie i więzienie, wyrok śmierci, ułaskawienie przed frontem plutonu egzekucyjnego i gorsze może od śmierci lata sybirskiej katorgi i rot aresztanckich; Europa - i Rosja lat gwałtownych przemian społecznych, przejścia od feudalizmu do wrót imperializmu; krzyk buntu przeciw nędzy i krzywdzie - i bezsilność szukająca oparcia w mistyce religijnej - a w tym wszystkim nieustanna, nie cofająca się przed niczym, straszliwa w swej precyzji, okrucieństwie i szczerości analiza serca i mózgu człowieka. Oto Dostojewski.

W olbrzymiej temperaturze jego twórczości, w jego odkrywczych wyprawach w głębiny życia miasta-molocha; w sensacyjności niemal jego wędrówek po zakamarkach duszy ludzkiej - kryje sie tajemnica wielkości tego pisarza, który obok Tołstoja rozsławi literaturę rosyjską po całym świecie. "Pisarze dzisiejsi - w sto lat niemal po napisaniu "Zbrodni i kary" powie Adolf Rudnicki - z rozpaczą w duszy raz po raz stwierdzają, że jak malutka laleczka w brzuchu dużej mieszczą się w wielkim Moskalu. Stanowi on ciągle najwyższą syntezę literatury i stanowić ją będzie za lat pięćset".

Kiedy drukowała się "Zbrodnia i kara", w Moskwie student Iwanow zamordował bogatą lichwiarkę i podobnie jak Raskolnikow się uniewinniał. Zabił, by wyrównać nierówności społeczne. Czy istnieje moralność poza dobrem i złem? Czy cel uświęca środki? Czy wolno zamordować człowieka, by za zrabowane mu pieniądze czynić dobro innym? Dokąd wiedzie "idea nadczłowieka", ideał o Napoleonach, którym wszystko wolno? Czy "ideowy zbrodniarz" może czuć się bezpieczny przed pościgiem sumienia? Czy można żyć w poczuciu całkowitej samotności? A jeśli nie czy można być prawodawcą i katem? Oto pytania stawiane przez Dostojewskiego w roku, w którym Karakazow strzelał do cara Aleksandra II.

Powieść Dostojewskiego kończy się aktem skruchy Raskolnikowa, w czym niektórzy dopatrzyli się znamion donosu na rewolucyjną ówczesną młodzież. Ale teatr interesuje tylko "Zbrodnia i kara" Raskolnikowa, kara, którą sam przyjmuje. Wyzna swą winę, ale czy w tym momencie jego "idea nadczłowieka"

umarła? Tym właśnie moralnym problemem Raskolnikowa zajął się Hübner w swej adaptacji. I chyba słusznie. Można bowiem poza nią zobaczyć niejedno doświadczenie historii, a można ją zrozumieć także jako ostrzeżenie przed niejednym zjawiskiem wybujałego aż do amoralności indywidualizmu.

"Zbrodnia i kara" na scenie Teatru Wybrzeże, to przedsięwzięcie ambitne. Stoi wszak, za nim tradycja inscenizacji Bty'eigo i Lecna Schillera, stoją przedstawienia w Paryżu, Berlinie, Wiedniu, Nowym Jorku, Lwowie i Warszawie. Wykonawca roli Raskolnikowa, Edmund Fetting, wśród poprzedników swych w tej roli ma takie nazwiska, jak Richard Mansfield, John Gielgud i Karol Adwentowicz. Toteż ilekroć na próbach widziałem, jak drżą pomosty markujące dekoracje

Ali Bunscha, zdawało mi się, że udziela im się emocja całego zespołu teatralnego, stającego do jeszcze jednego egzaminu w swych artystycznych ambicjach.

[data publikacji artykułu nieznana]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji