Artykuły

RECENZJE z dwóch MIAST

DOSTOJEWSKI

Prawo serii obowiązuje. Przed dwoma laty wszystkie nasze teatry zabawiały się Anouilh'em na "różowo, czerwono i czarno". W roku ubiegłym "Tramwaj zwany pożądaniem" objechał nieustannym ciągiem premier teatry stolicy i dalekiej prowincji. A teraz Dostojewski. I każdy w innym wydaniu. Nie widziałem krakowskiego spektaklu. Czy przedstawienia na Wybrzeżu i w Katowicach są wyrazem moralno-artystycznej konieczności, pokazania Dostojewskiego, czy chwilowej, sztywnej mody?

Najpierw o Gdańsku. Sceneria? Z Buffeta. Sylwetki uwięzione w brzydocie otaczającej i własnej. Ogromne szare płótno płaskiej ściany, lodowate i brudne. Nagie pręty schodów biegnące posępną geometrią. Atmosfera? Z Kafki. Wątki, odrzucone realia - również. Postacie pozaczasowe, odpsychologizowane, prawie bezimienne, wnoszące na scenę grozę sennego koszmaru. Raskolnikow? W typie camusowskiego Kaliguli. Złowieszczy i niebezpieczny. Zabija perwersyjnie, świadomie i na zimno. Poddaje się władzy, ale moralnie nie przyznaje się do winy. I z nienawiścią zwraca się do widowni. Moralny konflikt? Nie zaistniał. Zygmunt Hübner próbuje bowiem przeskoczyć odległość między Dostojewskim a drugą połową naszego wieku, przy pomocy literacko-plastycznvch schematów. Schematy zawiodły. Wychodzimy z przedstawienia znużeni i wyjałowieni. Demonstruje ono bowiem pospolitą... unowocześnioną karę za dokonanie pospolitej zbrodni.

A w Katowicach? Józef Wyszomirski przenosi na scenę powieść w jej dosłownym kształcie, postępuje wręcz odwrotnie. Niestety adaptacja A. S. Radzińskiego jest rodzajową ilustracją. Jej wybór przekreśla pracę śląskiego teatru. Tym bardziej że reżyser przyjął adaptację z pietyzmem godnym lepszej sprawy. Przedstawienie gdańskie likwiduje moralno-psychologiczną walkę Raskolnikowa, pozostawiając mu jedynie zbrodniczy kompleks. Osądza bezwzględnie, pryncypialnie, obojętnie. Przedstawienie śląskie usprawiedliwia Raskolnikowa (ciekawy Józef Zbiróg) naturalistyczną nędzą, a melodramatem zamazuje konflikt. Przedstawienie gdańskie mówi o zbrodni bez moralnej kary. Przedstawienie katowickie demonstruje karę nędznej wegetacji bez kary moralnej i moralnej zbrodni.

W obie inscenizacje wysiłek włożono ogromny. Doceniamy w przedstawieniu Hübnera myślową precyzję. W przedstawieniu śląskim oglądamy dobre epizody kilku ciekawych postaci aktorskich. Tym gorzej - im drożej kosztuje omyłka. Stała się męczącą pracą dla zespołu, zbrodnią wobec Dostojewskiego i karą dla widowni.

Nie jestem wrogiem adaptacji i ogólników bardzo się lękam. Piękne adaptacje "Wojny i pokoju" i "Procesu" są najlepszym argumentem za, a nie przeciw. Wyobrażam sobie nawet spektakl "Zbrodni i kary" nie naturalistyczny i nie wykoncypowany, ale bardzo szekspirowski. Przedstawienie to skonfrontuje moralno-psychologiczne doświadczenie Dostojewskiego z naszym własnym życiem. Będzie możliwe, jeśli dla twórcy tego przedstawienia, tak jak dla Piscatora i Jacka Woszczerowicza spotkanie z powieścią będzie koniecznością artystyczną i ludzką, a nie sprawą kultu dla nazwiska i grą przypadku.

BROSZKIEWICZ

Premiera "Zbrodni i kary" jest nieporozumieniem. Udało się natomiast na Wybrzeżu przedstawienie "Jonasza i błazna" w reżyserii Zbigniewa Cybulskiego i Bogumiła Kobieli.

Już nie po raz pierwszy sztuka Jerzego Broszkiewicza staje się pretekstem dla ciekawych rozwiązań teatralnych. Polityczne dyskusje "Imion władzy" sprowokowały na scenie Nowej Huty widowisko, którego złowroga groteska sięgała wymiarów picassowskiej "Guernici". Teatralnej zabawie "Jonasza i błazna" patronuje poetycki styl Commedii dell'arte i przekorny duch gombrowiczowskiego żartu.

Dwoje zagubionych w półmroku dzieci błazenków Tadeusza Makowskiego, nie przypadkowo zdobi okładkę programu. W świecie gombrowiczowskich masek, grających moralnością w domino, myśliciel Jonasz i ludowy błazen Filut zachowują twarze normalne, uczciwe i ludzkie. Błazen uratuje uczonego, a uczony zamieni się w błazna. Udała się autorowi ta przenośnia w pomyśle humanistyczna, a teatralnie ładna. Błazen Filut jak w Commedii dell'arte jest reżyserem wszystkich sytuacji. Są one żonglerką jego humoru, znajomości życia i piekielnego sprytu. Tadeusz Wojtych daje swojemu błaznowi twarz bardzo rodzimą i bardzo swoistą. Ma szarmancki gest współczesnego chuligana z przedmieścia, a psychikę studenta bawiącego się w teatr i rozmyślającego nad światem.

Przedstawienie "Jonasza i błazna" jest sztubackie, rozbawione, bezceremonialne. Jest dla publiczności Trójmiasta pokazem Zbiorowej autokpiny i wdzięku scenicznej kompozycji. Ta młodzieńcza zabawa jest poważnym sukcesem zespołu.

HUBNER

Parę słów o sytuacji w teatrze. Przedstawienie "Makbeta" w reżyserii Zygmunta Hübnera było w życiu Wybrzeża teatralną rewelacją. Szekspir trafił do widowni. Powodzenie tragedii wśród publiczności Trójmiasta dorównywało popularności komedii bulwarowej i muzycznej. Obecnie po latach zastoju, łatwizny i nudy na scenach Wybrzeża, Zygmunt Hübner objął dyrekcję teatru. Z faktem tym wiążą się wielkie i uzasadnione nadzieje.

Cztery miesiące to bardzo niewiele w pracy teatru. A tyle czasu upłynęło od rozpoczęcia dyrektorskiej kadencji, Zygmunta Hübnera. Na analizę i wyciąganie wniosków - za wcześnie. Przedstawiony przez dyr. Hübnera repertuar jest ciekawy i odpowiedzialny. Grana jest obecnie składanka Gałczyńskiego obok "Jonasza" i "Zbrodni i kary". Interesujące przedstawienie "Wojny trojańskiej nie będzie" Giraudoux reżyserował gościnnie Bohdan Korzeniewski na początku sezonu. W dalszych planach dwie polskie prapremiery: najpierw "Maszyna do liczenia" A. Rice'a, później słynna sztuka Gozzo "Kapelusz pełen deszczu" (gościnna reżyseria Andrzeja Wajdy) oraz przedstawienie "Burzy" Szekspirowskiej, i dla zabawy "Król" Caillaveta i Flersa. Natomiast budzi obawy bliska już premiera "Kordiana". Czym będzie inscenizacja najtrudniejszej sztuki Słowackiego w teatrze bez aktorstwa wielkiej miary? Czy nie stanie się powtórzeniem omyłki Dostojewskiego, a wykpiona w żarcie Broszkiewicza szarżą motyki na słońce?

Fiodor Dostojewski: "Zbrodnia i kara". Przekład Czesława Jastrzębiec-Kozłowskiego. Adaptacja, inscenizacja i reżyseria Zygmunt Hübner. Scenografia Ali Bunsch.

Jerzy Broszkiewicz: "Jonasz i błazen". Farsa w trzech aktach. Inscenizacja i reżyseria Zbigniew Cybulski i Bogumił Kobiela. Scenografia Janusz Adam Krassowski.

[data publikacji artykułu nieznana]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji