Artykuły

"Zbrodnia i kara" Premiera w teatrze "Wybrzeża"

WYSTAWIANIE na scenie utworu znanego już w postaci powieści, zawiera zawsze duży ładunek niebeWYSTAWIANIE na scenie utworu znanego już w postaci powieści, zawiera zawsze duży ładunek niebezpieczeństwa. Niebezpieczeństwo to wynika stąd, że każdy czytelnik stworzył już sobie w wyobraźni własny obraz akcji i postaci. Można nawet powiedzieć, że każdy czytelnik oglądał już raz cały dramat na "scenie" własnej fantazji. Trudność tą można pokonać jedynie poprzez zaskakującą oryginalność interpretacji dramatu.

Konflikt między tezą "nie zabijaj" i antytezą "zabijaj - jeśli mord ma być środkiem do osiągnięcia celu" jest naczelnym problemem dramatu. Konflikt ten został jednak wysublimowany z całej atmosfery, którą krytyka określiła mianem "dostojewszczyzny". Iście kafkowski fatalizm, jakby żywcem ściągnięty z "Procesu" zastąpił mistycyzm i samoudręczenie. Niewiele zostało z "rosyjskości" ducha utworu (chociaż ostatnio coraz częściej lansuje się adaptacje uwspółcześnione i przeniesione znad Newy - na brzeg Sekwany czy Hudsonu), wsiąkł gdzieś nie tylko dziewiętnastowieczny Petersburg, ale i ów podkreślany przez krytyków klimat "wielkiego miasta - symbolu".

W konsekwencji tego - Raskolnikow oscyluje między typem filozofującego mordercy z "Trzeciego człowieka" Grahama Greena, a zagubionym w labiryncie współczesnego świata - "panem K" (co zresztą tak dobitnie podkreśla scena błądzenia po korytarzach Urzędu) z "Procesu" Kafki. Jest to więc w sumie Dostojewski niejaki "oddstojowszczony". Rozpatrywać walory sztuki należy więc nie w kontekście porównawczym. Jest to po prostu bardzo indywidualna, dramatycznie jednolita sztuka oparta na "Zbrodni i karze".

Adaptacji dokonał, opracował inscenizację i reżyserował - ZYGMUNT HÜBNER. Scenografia ALI BUNSCHA. Zygmunt Hübner dokonał ciekawego i niełatwego eksperymentu. Wziął się do adaptacji dzieła należącego do najwyższych osiągnięć literackich i to do adaptacji podporządkowanej bardzo osobistemu spojrzeniu na problem utworu. Eksperyment ten, mimo że prowadzony w bardzo trudnych warunkach pracy - na gościnnej Scenie Opery - udał się. Otrzymaliśmy dzieło zwarte kompozycyjnie o logicznej konstrukcji utworu, silnie zaakcentowanej metaforze i sugestywnym wyrazie. Niezwykle pomysłowa dekoracja zwłaszcza w scenach kiedy poza kratownicami rusztowań ukazuje się perspektywa głębi sceny, dopełnia specyficznego klimatu utworu.

W tak krótkim felietonie - niech mi darują aktorzy, nie będę analizował ich gry, która na ogół wolna jest od szarży, nie wyłamuje się ani z atmosfery, ani z ram kompozycyjnych sztuki. Z głównych postaci - Edmund Fetting - jako Raskolnikow - zaczął sztukę z niepotrzebnym secesyjnym demonizmem w gestach i mimice, ale udało mu się ów demonizm zgubić w miarę - "rozkręcania się" akcji i wkrótce zbierał już za brawa za swoją grę pełną wyrazu i wewnętrznego dynamizmu. Świetny był również Gwiazdowski w roli sędziego Porfirego.

W sumie - niewątpliwie wysokie osiągnięcie całego zespołu, które wejdzie do tradycji naszego teatru.

[data publikacji artykułu nieznana]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji