Artykuły

Zaprzepaszczona szansa

Spektakl mógł zmierzyć się z legendą wielkiego surrealisty i jego odważną twórczością. Niestety tak się nie stało - o spektaklu "Świat jest skandalem" w reż. Tomasza Mana w Teatrze Śląskim w Katowicach pisze Anna Wróblowska z Nowej Siły Krytycznej.

Tomasz Man - dramatopisarz i reżyser zaczyna powoli wyrastać na drugiego Ingmara Villqista. Nie dość, że w Katowicach traktuje się go z podobnym uwielbieniem, to jeszcze jego droga zawodowa zaczyna łudząco przypominać tę, którą swego czasu obrał Villqist. Podobnie jak starszy kolega, Man coraz częściej nie tylko pisze dramaty, ale także sam je reżyseruje. I podobnie jak u Villqista, efekty tej pracy pozostawiają wiele do życzenia. Doskonałym przykładem może być "Świat jest skandalem" - drugi spektakl Mana w Teatrze Śląskim.

Hans Bellmer - bohater "Świat jest skandalem" - kojarzony jest jako niemiecki surrealista. Choć w Katowicach spędził młodość, mieszkańcom kojarzyć może się jedynie z mieszczącą się przy Scenie Kameralnej Teatru Śląskiego "Cafe Bellmer". Niestety miasto w najmniejszym stopniu nie czuje potrzeby upamiętniania pochodzenia Bellmera - tablica przy jednym z domów na ulicy Kościuszki, informująca, że tu urodził się i mieszkał artysta, powstała za prywatne pieniądze Jarosława Lewickiego, katowickiego dziennikarza i pisarza. Nadzieja pojawiła się kiedy Teatr Śląski zamówił sztukę o Bellmerze u Tomasza Mana. Złudzenia rozwiały się w dniu premiery - Man nie wykorzystał potencjału tkwiącego w życiorysie malarza. Przedstawienie raz po raz osiadające na mieliznach tekstu z pewnością jednak będzie dla władz Katowic wymówką, zwalniającą miasto z promowania znanego artysty. Niestety może być także demotywujące dla twórców zainteresowanych próbą zmierzenia się z legendą. Po obejrzeniu "Świat jest skandalem" można uznać, że Bellmer to postać zbyt trudna do "twórczej obróbki", wobec czego spada prawdopodobieństwo powstania kolejnych dzieł mu poświęconych.

Tekst Mana wykorzystuje mocno wyeksploatowany model prowadzenia akcji w formie retrospekcji na łożu śmierci. Umierającego w paryskim szpitalu Bellmera nawiedzają zjawy osób, które odegrały znaczące role w jego życiu. Poznajemy więc między innymi surowego ojca (Grzegorz Przybył), który nie mógł zaakceptować syna-artysty, nadopiekuńczą matkę (Bogumiła Murzyńska), Georga Grosza (Michał Rolnicki), którego Bellmer spotkał na początku swej artystycznej drogi, żony twórcy (Anna Kadulska i Dorota Chaniecka), a także przedstawicieli francuskiego i niemieckiego świata artystycznego. Poprzez analogię do twórczości Bellmera, spektakl składa się z niepowiązanych logicznie i chronologicznie scen-przywidzeń. Nieustanne zmiany miejsca i czasu akcji są nie tyle niezrozumiałe, co nużące. W natłoku ledwie naszkicowanych wydarzeń zatraca się gdzieś główny bohater spektaklu. Tomasz Man próbował także podkreślić śląskie korzenie Bellmera, ale niestety kwestie tożsamości ograniczają się do kilkakrotnego powtórzenia zdania "Nie jestem Niemcem, jestem Ślązakiem. Węgiel mam w płucach! I śląskie piwo we krwi." Najbardziej rozczarowującym momentem "Świat jest skandalem" jest jego finał, a w zasadzie kilka finałów wypełniających ostatnie pół godziny spektaklu. Po odegraniu dokładnie takiej samej sceny coraz gwałtowniejszych "ataków" zjaw najpierw w białym, potem w niebieskim świetle, widz modli się o śmierć Bellmera, która uwolni od męczarni bohatera i publiczność. Niestety po głośnej muzyce przy zgaszonych światłach Man funduje nam kolejny finał. Tym razem jest to ckliwe spotkanie Bellmera właśnie zmarłego i Bellmera - dziecka.

Podobnie jak w "EU" - poprzednim spektaklu Mana w Teatrze Śląskim - także tutaj aktorzy grają kilka ról jednocześnie. Najlepiej to zadanie wypełniają Michał Rolnicki - oscylujący pomiędzy krzykliwym pijanym Groszem i cichym Bataille'm oraz Dorota Chaniecka w rolach energicznej nastoletniej kuzynki Bellmera, prostej żony, która nie rozumie jego sztuki oraz dorosłej już córki próbującej zweryfikować doniesienia matki o rzekomych skłonnościach pedofilskich ojca. Chaniecka sprawnie przechodzi od jednej postaci do kolejnej, lawirując między radosnym piskiem młodego dziewczęcia, krzykiem matki broniącej swych dzieci oraz spokojem dorosłej córki próbującej poznać prawdę. Najsłabiej wypada Anna Kadulska po raz kolejny budująca swe postaci na rozhisteryzowanym krzyku i miotaniu się po scenie. Szczęścia nie miał także Grzegorz Przybył, któremu reżyser kazał to garbić się przy odgrywaniu faszystowskiego oficera, to grasejować w roli surrealisty Bretona. Andrzej Lipski jako Bellmer ma tyle samo momentów dobrych, co słabych. Autentyczny jako człowiek, któremu odbiera się dzieci, nie przekonuje jako kpiący sobie z mieszczaństwa artysta.

Dzięki postaci głównego bohatera "Świat jest skandalem" miało szanse zasiać artystyczny ferment na śląskich scenach. Mogło zmierzyć się z legendą wielkiego surrealisty i jego odważną twórczością. Niestety tak się nie stało. W zamian dostaliśmy kolejny mieszczański teatrzyk, w którym aktorka krzyczy o uporczywym pragnieniu nagości zapięta po szyję. Widać, do śląskich teatrów nie dotarło jeszcze myślenie o nagości jako kostiumie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji