Artykuły

Notatnik Teatralny zawieszony?

We wtorkowej "Gazecie" przeczytałam komentarz mojego redakcyjnego kolegi Adama Domagały poświęcony przedwczesnemu - moim zdaniem - pogrzebowi wrocławskiego "Notatnika Teatralnego". I odniosłam wrażenie, że Krzysztofowi Mieszkowskiemu, redaktorowi naczelnemu tego pisma, udał się kolejny publiczny występ w dziedzinie, w której jest niekwestionowanym wirtuozem - w graniu na emocjach - pisze Magda Piekarska w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

'Ratujcie mnie, biją mnie Niemcy!' - okrzyk o lekko zmodyfikowanej treści, ale nasycony tymi samymi emocjami co jakiś czas dobywa się z okna wrocławskiego Teatru Polskiego. W roli Niemców zazwyczaj występują bezmyślni i niewrażliwi na sztukę urzędnicy. A w przeciwieństwie do Jana Marii Rokity, darcie szat w wykonaniu Krzysztofa Mieszkowskiego, dyrektora Polskiego, okazuje się zazwyczaj imponująco skuteczne

Tym razem świadkowie odnoszą wrażenie, jakby po aresztowaniu Romana Polańskiego dokonywał się właśnie kolejny zamach na polską kulturę. W roli jej obrońców występują jak zwykle wielkie nazwiska - Krzysztof Penderecki i Agnieszka Holland. Aż dziw, że nikt jeszcze nie nosi w klapie znaczka z napisem "Free Notatnik". Bo ostatni zamach miał dotknąć wydawanego we Wrocławiu "Notatnika Teatralnego".

We wtorkowej "Gazecie" przeczytałam komentarz mojego redakcyjnego kolegi Adama Domagały poświęcony przedwczesnemu - moim zdaniem - pogrzebowi wrocławskiego "Notatnika Teatralnego". I odniosłam wrażenie, że Krzysztofowi Mieszkowskiemu, redaktorowi naczelnemu tego pisma, udał się kolejny publiczny występ w dziedzinie, w której jest niekwestionowanym wirtuozem - w graniu na emocjach.

Kiedy się jednak oddzieli je od faktów, wychodzi na jaw, że publiczne darcie szat nad zamordowanym "Notatnikiem" odbyło się mocno na wyrost. A sam Mieszkowski często mija się z faktami.

Używa mocnych słów - mówi o wolności słowa, rzekomo zagrożonej przez miejskie władze, które rękami Andrzeja Ociepy, dyrektora Miejskiej Bibliteki Publicznej, wydawcy pisma, zamordowały kwartalnik. Tymczasem decyzja, jaką podjął dyrektor, dotyczy zawieszenia wydawania "Notatnika", a nie jego zamknięcia. Z tego, co mówi Jarosław Broda, dyrektor wydziału kultury Urzędu Miejskiego we Wrocławiu, wynika, że władze miasta nie chcą likwidować pisma, ale zmienić sposób jego funkcjonowania. Na razie szukają dla niego nowego wydawcy. Tak zresztą zdarzyło się już w przeszłości, kiedy wydawaniem "Notatnika" zajmował się Instytut im. Grotowskiego. Kiedy Mieszkowski popadł w konflikt z jego dyrektorem, wydział kultury znalazł dla jego kwartalnika nowego wydawcę - bibliotekę publiczną.

Teraz historia się powtarza. Tyle że tym razem chodzi nie tyle o personalny konflikt, ale problem z wydawaniem i sprzedażą kwartalnika. "Notatnik" dysponuje rocznym budżetem w wysokości ok. 310 tys. zł, z czego jedną szóstą (4800 zł miesięcznie) pochłania pensja redaktora naczelnego. To o takich "marnych pensjach" mówi z pewnością w swoich żarliwych apelach Mieszkowski i to ta ich marność uniemożliwia wydawanie "Notatnika" ze zbliżoną choćby do kwartalnika regularnością.

Tego, że przy niższym budżecie, jest to możliwe, dowodzi przykład "Didaskaliów", drugiego pisma poświęconego teatrowi, jakie ukazuje się we Wrocławiu. Z budżetem w wysokości 285 tys. zł udaje mu się - przy pensjach jeszcze marniejszych niż w "Notatniku" - ukazywać się co dwa miesiące. A przy dwukrotnie wyższym nakładzie zwroty są śladowe.

Adam Domagała w swoim komentarzu zwraca uwagę, że takich pism nie wydaje się dla zysku, ale dla prestiżu i dobra kultury. Piękne słowa i wiele z nich racji - doskonale zdaję sobie sprawę, że nawet na najatrakcyjniej opakowanym czasopiśmie kulturalnym nikt nie zarobi ani złotówki. Ale z drugiej strony marnotrawstwem jest mieć budżet wystarczający na regularne ukazywanie się kwartalnika i tej szansy nie wykorzystać. Pismu, które pojawia się raz, dwa razy w roku, trudno jest zagrzać stałe miejsce w świadomości czytelnika.

Jest jeszcze jedna kwestia, nieporuszona w artykule - Krzysztof Mieszkowski, redaktor naczelny "Notatnika..." jest jednocześnie dyrektorem wrocławskiego Teatru Polskiego. Czyli - decydując o repertuarze i wizji jednej sceny, jednocześnie wydaje opiniotwórcze, teoretycznie niezależne od niej, pismo o teatrze. Moim zdaniem te dwie funkcje trudno pogodzić. Trudno zachować publicystyczną niezależność w teatralnej krytyce komuś, kto kieruje jedną ze scen w kraju. Dlatego - ponieważ wierzę w ponawiane jeszcze we wtorek zapewnienia władz miasta, że "Notatnik" nie zostanie zlikwidowany - widzę dwa wyjścia z tej sytuacji. W jednym z nich wydawcą "Notatnika" będzie Teatr Polski i wtedy podwójny status dyrektora-redaktora nie będzie budził niczyich wątpliwości. W drugim, jeśli pismo trafi pod skrzydła innej instytucji, redaktorem naczelnym zostanie ktoś inny. W żadnym z przypadków nie ucierpi "Notatnik". W jednym - Mieszkowski straci jedną z posad. Ale jeśli uda się uratować pismo, o co walczy, pewnie nie będzie protestował.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji