Artykuły

Trzydzieści lat i wciąż w Kwadracie

- Nie zobaczy Pani z tego teatru recenzji. Nie zapraszam recenzentów, nie robię premier prasowych. Teatr nie jest lubiany przez krytyków, ale ma swoją kapitalną publiczność - mówi Edmund Kamil Karwański, dyrektor Teatru Kwadrat w Warszawie.

O fenomenie Teatru Kwadrat, kondycji polskiej sceny oraz o ponownym nawiązaniu kontaktu z naszym miastem, z dyrektorem naczelnym i artystycznym Teatru Kwadrat, Edmundem Kamilem Karwańskim [na zdjęciu w sztuce "Nie teraz kochanie" w Teatrze Kwadrat w Warszawie] rozmawia Agnieszka Burchacka.

Jak ocenia Pan obecną kondycję polskiego teatru? Edmund Kamil Karwański:

- Trudno mówić o kondycji całego teatru jako zjawiska. Można powiedzieć, że teatr przechodzi różne choroby i różne mody. Wielość teatrów w Polsce powoduje, że są one na ogół w różnej kondycji.

Część ludzi teatru myśli o tzw. nowoczesnym teatrze, nowoczesnej dramaturgii, co jest w konflikcie z wizjąpubliczności. Publiczność bowiem myśli o czymś innym.

Jestem konserwatystą. Uważam, że teatr jest po to, żeby proponować publiczności pewną dramaturgię, która daje do myślenia, która jest ciekawa, ale nie epatuje pomysłami. Mimo, żejestem w mniejszości, nasz teatr nie narzeka na brak widzów.

- Zatem to nie plotki, że na bilety do Teatru Kwadrat (które nie są przecież tanie) czekać trzeba nawet do kilku tygodni?

E. K. K.: - Do końca września nie da się już kupić biletów na spektakle, mimo, że rzeczywiście bilety są drogie. Powiem więcej, nie ma ulgowych biletów, zbiorowych itd. Najtańszy bilet (stojąca wejściówka) kosztuje 25 zł. Dodatkowo liczba miejsc stojących ograniczona jest do pięćdziesięciu. Ten teatr, niezależnie od grania w Warszawie, gra we wszystkich miastach w Polsce. W tej chwili do końca grudnia wszystkie miasta, które miały kupić spektakle - kupiły. Więcej możliwości zakupu spektakli w tym roku już niestety nie ma. Jak się okazuje, cena biletu nie gra roli. Tani bilet wcale nie gwarantuje frekwencji.

Pani dyrektor Barbara Fibingier poprosiła, żebyśmy przyjechali do Kalisza jeszcze raz. W marcu przyjedziemy ponownie, już się zgodziłem. Dobrze, że termin został zarezerwowany.

Zresztą później nie byłoby już biletów.

- W kaliskim Centrum Kultury i Sztuki sprzedały się aż dwa spektakle Pani Valentine "Przyjazne Dusze". Świadczy to o tym, że kaliszanie zatęsknili już za (nieobecnym w naszym mieście przez lata) - Teatrem Kwadrat?

E. K. K.: - Na to składa się parę okoliczności. W Kaliszu ostatni raz byliśmy czternaście lat temu, w 1995 r. Potem, nie wiem z jakich powodów, nas nie zapraszano. Teraz nawiązaliśmy ponownie kontakt.

- Fenomen Teatru Kwadrat jest niezaprzeczalny. O rym fakcie decydują rzecz jasna wybitni aktorzy, prezentowane sztuki na wysokim poziomie, ich tematyka, a może po prostu siedzący przede mną... dyrektor?

E. K. K.: - Kilka rzeczy się na to składa. Jestem, co rzadko się zdarza, dyrektorem w jednym teatrze przez 30 lat. W Polsce, jeśli dyrektor w teatrze jest dwa lata, mówią, że to dużo. Zresztą nie trzeba daleko szukać, w Kaliszu zmieniało się przecież wielu dyrektorów teatru.

Fenomenem jest kilka rzeczy. Pierwsza sprawa to dramaturgia, jaką teatr oferuje. Tradycją Teatru Kwadrat był tzw. repertuar bulwarowy, czyli komedie, farsy... Teraz idziemy w kierunku komedii obyczajowej. Np. "Perfect Day" to problem kobiety, która w wieku 40 lat chciała zajść w ciążę, a nie mogła. Jest po rozwodzie. Każdy partner jej nie odpowiada, ale ma przyjaciela geja... Wszystko to jest okraszone komediową warstwą, ale daje do myślenia.

Pokazywane w Kaliszu "Przyjazne dusze" z kolei są z pogranicza komedii i dramatu. Są momenty, kiedy ludzie płaczą, za chwilę się śmieją.

- Wspomniał Pan przed chwilą kaliski teatr. Podczas wizyty w naszym mieście znalazł Pan czas, by odwiedzić jego mury?

E. K K.: - Przy okazji wizyty w Kaliszu odwiedziłem dyrektora teatru, Igora Michalskiego. Znam bardzo dobrze jego ojca, Staszka Michalskiego, z którym się przyjaźnię. Sprawdziłem jak syn się sprawuje... Rzeczywiście ma piękny teatr.

- Z myślą o jakiej publiczności Teatr Kwadrat przygotowuje kolejne sztuki?

E. K. K.: - Dla wszystkich. Największym ich zwolennikiem jest młodzież. Niestety bilety są drogie, więc kupują wejściówki i siedzą na podłodze. Ale to ma swój urok. Starsi także chętnie przychodzą. Dopóki niektóre teatry nie zrozumieją że pierwszym odbiorcą jest widz i to on mam mieć satysfakcję ze spektaklu - a nie reżyser, który ma swoją wizję. Często widzowie nie wiedzą o co chodzi w nowoczesnych sztukach. Trzeba napisać o tym w programie.

W moich programach nie trzeba pisać, o czym jest sztuka. Wszyscy wychodzą i wiedzą. Teatr funkcjonuje w niezmiennym składzie aktorskim już około 30 lat. Poza młodzieżą, którą angażuję do zespołu. Kilka lat temu dołączył Paweł Małaszyński czy Andrzej Nejman.

Nie zobaczy Pani z tego teatru recenzji. Nie zapraszam recenzentów, nie robię premier prasowych. Teatr nie jest lubiany przez krytyków, ale ma swoją kapitalną publiczność.

Jeździmy dużo po kraju. Teraz jedziemy do Nowego Sącza, do Wrocławia. W połowie października jedziemy do Sztokholmu. To jest teatr, który jeździ, co nie oznacza, że nie gramy w Warszawie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji