Cyrano Roksana i ten trzeci
Brawurowy pokaz fechtunku, hymn gaskońskich kadetów i miłosne podchody trojga kochanków: przystojnego Christiana (Robert Janowski), ślicznej jak obrazek Roksany (Katarzyna Skrzynecka) i Cyrana (Marek Perepeczko). Oto prawdziwe zalety musicalu w warszawskiej Komedii. Cyrano to olbrzym, lecz największą uwagę w jego okazałej postaci zwraca nos. Nos jako wyróżnik, nos jako powód kompleksów, nos jako kamień obrazy. Przez ten nos Cyrano nie ma śmiałości oświadczyć się Roksanie, śpiewa więc ze sceny: Ach, kto mnie kocha Kto mnie kochać może Kto zechce kochać się w takim potworze... Libretto Ernesta Brylla jest proste, ten język jest bardziej zrozumiały dla dzisiejszej młodzieży, do której głównie adresowane jest to przedstawienie, niż neoromantyczne strofy Edmunda Rostanda, ubrane w polszczyznę Marii Konopnickiej. Od dawna trwa dyskusja, czy przerabianie klasyki na formy popularniejsze jest praktyką pozytywną czy naganną. Wydaje mi się, że lepiej, gdy widz lubiący rozrywkę pozna opowiedziane jak w bajce losy brzydkiego i genialnego poety, niż aby imię Cyrano de Bergerac było tylko pustym dźwiękiem. A postać to ciekawa, jak i cała ta historia. Cyrano kocha Roksanę, ona zaś zachwycona jest przystojnym Christianem, który także interesuje się tą śliczną panną. Niestety, Christian nie potrafi pięknie mówić wierszem, a Roksana, nim odda mu ciało, musi najpierw pokochać jego poetyczną duszę. I tu na pomoc przychodzi Cyrano, który jak sufler podpowiada wyznania zakochanemu młodzieńcowi. Sam wyzna swą miłość Roksanie dopiero na łożu śmierci. Oto Cyrano - prawdziwy poeta w panteonie kochanków idealnych. Mimo że śpiewanie nie jest najmocniejszą stroną Marka Perepeczki, jego niedźwiedziowata, cierpiąca w milczeniu postać ma w sobie coś wzruszającego. Atutem przedstawienia jest młodość i wdzięk całego zespołu. Wszyscy muzykalni, dobrze wykonują wpadające w ucho, wywiedzione z operetkowej tradycji melodie Piotra Rubika.