Artykuły

Janosik de Bergerac

Los nie do pozazdroszczenia spotkał Edmonda Rostanda w warszawskiej Komedii. Nawet nie wpisano jego nazwiska na afisz "Cyrana de Bergerac", inscenizowanego równo sto lat po paryskiej prapremierze. Kolega po piórze, Ernest Bryll, poklepał go tylko po ramieniu w programie: "czasami tęsknię do tej bajki, pewno inaczej niż mój poprzednik Rostand". Inaczej? Akcja ta sama, postacie też. Rymy, owszem, inne. Tyle że stareńki, naiwny przekład Marii Konopnickiej i Włodzimierza Zagórskie­go, przez lata główna przeszkoda przy wznawianiu "Cyrana", na tle rymowanek Brylla brzmi całkiem atrakcyjnie i żywo. Do wypranego z dowcipu nowego libretta Piotr Rubik napisał muzykę z ładnymi pojedynczymi arietkami, w sumie jednak monotonną. Całość Andrzej Rozhin wyreżyserował jako pełne dłużyzn i sytuacyjnych sztamp ciężkawe widowisko, niezbyt zręcznie wpisane w niewygodną architekturę żoliborskiego teatru. Pośród nudnych zbiorówek z trudem broniły się nieliczne role i epizody, choćby świetna głosowo i aktorsko Mirosława Krajewska. Zawiódł Marek Perepeczko w roli tytułowej, ciężki i zwalisty, poprawny w rysunku postaci (w tej legendarnej roli poprawność to za mało), irytująco niepoprawny w dykcji, czy raczej w jej braku. Rozwija się aktorsko Robert Janowski - przekonujący w swej witalności, w zmaganiu się z nieumiejęt­nością wyrażania uczuć. Roksanę śpiewają Katarzyny Skrzynecka i Łochowska, ja widziałem premierę trzeciej, Jolanty Litwin, której na dzień dobry technika wyłączyła akompania­ment; niezmieszana aktorka zaśpiewała wielką arię a capella. Zaśpiewała wspaniałe; chapeau bas. Niemniej kiepski to teatr, w którym dopiero wpadka techniczna wyrywa widza z drzemki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji