Artykuły

Żwawy jubilat z długim nosem

"Spójrz na mą gębę

Na ten wzrost drągala

Latarnię nosa

Co ją widać z dala (...)

Więc się uśmiecham

Nie żalę nie płaczę

Wiem że nie może

Być w życiu inaczej"

Od pierwszej chwili wiemy, że mamy przed sobą Cyrana de Bergerac. Z postury i twarzy zabija­kę, ale w sercu poetę i nadwrażliwca. Ale czy ten niepowtarzalny styl wiersza z czymś się może Państwu kojarzy? A może z lata­mi siedemdziesiątymi i najsłyn­niejszą śpiewogrą epoki gierkow­skiej "Na szkle malowane"? Ależ oczywiście, to ten sam poeta, na­zywany wtedy przez prasę i kry­tykę czwartym wieszczem. Jak jego wielcy poprzednicy musiał wybrać emigrację. Z tą wszakże różnicą, że była to emigracja nie­co innego typu, którą nazwałbym emigracją dyplomatyczną. Po prostu nasz poeta został najpierw zmuszony do objęcia stanowiska dyrektora reżimowego Ośrodka Kultury Polskiej wLondynie, a po wielu już latach, w nagrodę za okres nieludzkich represji, został oficjalnym ambasadorem odrodzonej Rzeczypospolitej w Irlan­dii. Jakże prawdziwie więc brzmi ostatnia zwrotka cytowanego la­mentu Cyrana:

"Nie wszyscy w świecie

Takie szczęście mają

Że tych kochają

Którzy ich kochają"

Nic dodać i nic ująć. Nasz wieszcz miał i ma to szczęście.

Przejdźmy jednak do sedna sprawy, czyli do musicalu Cyrano w warszawskim Teatrze Kome­dia. Już wiemy, że libretto i pio­senki na podstawie utworu "swe­go poprzednika Rostanda", jak sam napisał w programie, stwo­rzył Ernest Bryll. Spektakl zaś stanowić ma ukoronowanie jubi­leuszu 40-lecia istnienia teatru. I stanowi.

W roli tytułowej całkiem udatnie występuje Marek Perepeczko, niezapomniany Janosik i bo­żyszcze obecnych czterdziesto­latków. Gdyby tylko nie chciał ba­wić się w lumpa i niepotrzebnie naśladować himilsbachowskiej chrypki. Gdyby też zrezygnował ze śpiewania... Świetnie za to śpiewa Katarzyna Skrzynecka, choć niewiele ma ku temu okazji. Robert Janowski w roli Christia­na mnie akurat nie przekonuje i dziwić się należy niegłupiej przecież Roxanie, że wybrała dla siebie tak nieciekawy obiekt wes­tchnień. Innego zdania są jednak panienki na sali teatralnej. I to by było w zasadzie wszystko, co da się powiedzieć o spektaklu.

Warto wszakże przypomnieć postać prawdziwego Cyrana, bowiem de Bergerac żył na­prawdę w XVII wieku, a nawet kształcił się wspólnie z Molie­rem. Mimo że był poetą tak jak w utworze Edmunda Rostanda, to wcale nie przeżywał rozterek duchowych, a wprost przeciw­nie - pił, pojedynkował się i uwodził damy. Był też autorem sztuk filozoficznych, wyprzedzających pomysłowością epokę oraz utworów politycznych, które tuż po premierze konfiskowane były przez ówczesne władze. Zginął nie tak jak wypadałoby ginąć zakochanemu po­ecie, lecz zabiła go, niby zwyczajnego murarza, belka spada­jąca z dachu.

Jeśli chodzi o pomysły reży­sera i inscenizatora, to mam pewną osobistą uwagę. Otóż od momentu, gdy wiele, wiele lat temu w czasie występu awan­gardowej grupy japońskiej, je­den z aktorów skoczył mi z bal­konu na głowę, dostaję trzęsiączki widząc wykonawców, co i rusz wyłaniających się na wi­downi nie wiadomo jak i skąd, to z lewej, to znów z prawej stro­ny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji