Artykuły

Zawiść

Teatr na Woli wystawił nową sztukę Petera Shaffera ,.Ama­deusz''. Światowa prapremiera tej sztuki odbyła się w Londy­nie, w listopadzie 1979 roku. Warszawskie przedstawienie sta­nowi polską prapremierę. W przypadku tej sztuki trudno mówić o arcydziele, jednakże utwór pozostawia mocne wra­żenie.

Wbrew pozorom, nie chodzi tu wyłącznie o Mozarta ani o jego rzekomego przeciwnika, Salierego. "Amadeusz" nie jest sztuką biograficzną. Próby analizowania spraw muzycznych czy mechanizmu twórczości nie się­gają tu poza ogólniki. Sprawą istotną jest problem zawiści. Namiętność ta bardzo nieraz gwałtowna, przybiera różne po­stacie. Nie o pieniądze chodzi. Raczej o poczucie bolesnego niesmaku i kompleksu niższości. Tadeusz Breza poświęcił tej sprawie powieść subtelnie od­różniającą zawiść od zazdrości. Nałkowska celnie nakreśliła ją w "Romansie Teresy Hennert".

Zawiść włoskiego muzyka, działającego na wiedeńskim dworze, jest w sztuce Shaffera obciążona pretensjonalnością. Mozart to ulubieniec Boga, jak­by wskazywało imię - Ama­deusz. Wszystko mu się udaje. Salieri również odnosi sukcesy, doskonałe zarabia. Ale boleśnie odczuwa fakt, że sam siebie ce­ni nieskończenie niżej. Przypuszcza, że potomność wspomni jego nazwisko jedynie jako rze­komego przeciwnika Mozarta. Dlatego twierdzi, że to on otruł Mozarta. Nawet w sprawach mi­łosnych działa raczej motyw rywalizacji.

Tak wygląda problem "Ama­deusza". Choć u Shaffera nieco zwulgaryzowany, może się stać przedmiotem ciekawego wido­wiska. Wyczuł to reżyser war­szawskiego spektaklu, Roman Polański. Trzeba uznać za za­sługę, że nie używał efektów filmowych, choć był do tego predysponowany. Wykazał spo­ro intuicji. Pomysłowo rozwią­zał sceny "teatru w teatrze" (z tym zastrzeżeniem, że widownia opery cesarskiej nie różni się od ludowej).- Zręcznie operował efektami muzycznymi. Dał przedstawieniu odpowiedni rytm, szczególnie w pierwszym akcie (drugi się już dłuży, a i ca­łość wymagałaby skrótów). Po­lański wykazał ponadto, że umie współpracować z aktorami. A także - z twórcami pięknej i oszczędnej, elastycznie zmien­nej oprawy scenicznej: Lidią i Jerzym Skarżyńskimi.

Tadeusz Łomnicki, jako wiel­ki zawistnik, przebiega cały re­jestr nastrojów: od niepokojów do żalu, niesmaku i gniewu. Uderza czasem w ton współczucia i pseudo-dobroduszności. Czasem staje się mistrzem in­trygi. Dzięki jego świetnemu i dojrzałemu rzemiosłu aktor­skiemu, dzięki technice i umiejętności zarysowania pełnego portretu psychologicznego, po­stać Salierego pozostanie w pamięci. Nawet długie monologi nie nużą, wywołując coraz nowe niespodzianki. Świetna rola.

Przyjemność sprawia Józef II w ujęciu Jana Matyjaszkiewicza. Jest subtelnie autoironiczny, aktorsko dowcipny i pomysłowy, zabawny w geście, daleki od szarży. Efektownie zabrzmiały epizo­dy "venticellich" Macieja Bornińskiego, Marka Dąbrowskiego, Mariana Rułki i Wojciecha Zagórskiego (zarazem informato­rów Salierego, jak i partnerów jego rozmyślań oraz komentatorów wydarzeń). Iwona Głębicka sprawnie się ścierająca z Salierem, ograniczyła się do ogólników w scenach miłosnych z Mozartem. Ale trudno się te­mu dziwić.

Mam tylko wątpliwości, czy Roman Polański słusznie się podjął roli Mozarta. Tu trzeba doświadczenia aktorskiego, a nie improwizowanych półśrodków. Rola nie najlepiej zresztą zosta­ła napisana. Autor płytko uj­muje sprawę współpracy Mozar­ta z masonami. Lekkomyślność genialnego artysty jest w sztu­ce odarta z wdzięku. Sprowa­dza się z początku do koprolalii. Pod koniec uderza Mozart w ton żałośliwy, nie całkiem uzasadniony chorobą i nędzą. Ale są to tylko drobne skazy w sztuce i przedstawieniu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji