Artykuły

Do końca będę grał po krakowskiej stronie

- Warszawa jest moją żywicielką. Jest tam dużo ludzi przyjezdnych, to tworzy bardziej życzliwy klimat. Kraków jest zamknięty i bardzo sceptyczny - mówi PIOTR CYRWUS krakowski aktor pracujący w Warszawie.

Trzynaście lat temu Piotr Cyrwus myślał, że jedzie do Warszawy na zdjęcia próbne do jakiegoś poważnego filmu. Następnego dnia okazało się, że jakoś te zdjęcia wygrał i od tej pory dla całej Polski stał się Rysiem z "Klanu". Tak zaczęła się popularność, praca w Warszawie i udowadnianie całemu światu, że na swoim koncie ma jeszcze wiele ciekawych ról - pisze Edyta Tkacz

Czasem ma zwyczajnie dosyć. Budzik dzwoni o godzinie piątej, Cyrwus pakuje teczkę, jedzie do Warszawy i gra. - Mój ojciec zawsze mówił, że jak się czegoś podejmuje, trzeba zapytać tytka, czy wytrzyma. Na razie to wytrzymuję - mówi Cyrwus. Choć powoli zwalnia tempo. W zeszłym roku zrezygnował z etatu w Starym Teatrze. Przeprowadzkę do stolicy jednak odłożył, bo córka dostała się do krakowskiej szkoły teatralnej, a żona jest związana z Teatrem Ludowym i gra w nowym serialu TVN-u nagrywanym w Krakowie.

Nadal więc będzie kursować między tymi dwoma miastami. Przygląda się, jak mówi, warszawskim teatrom, bo chciałby kiedyś pracować tylko w teatrze, gdy skończy grać w serialu. Na to się jednak nie zanosi, bo dostał nowe propozycje, na przykład w serialu "Siostrzyczki".

DWA PODJEŚCIA

Do szkoły aktorskiej dostał się, bo udowodnił przed komisją egzaminacyjną, że potrafi efektownie i z klasą dostać w pysk. Przyłożyła mu koleżanka, z którą miał odgrywać scenkę: są na zabawie góralskiej, on ją zaczepia i podrywa, ona patrzy nieprzychylnie na jego zaloty. Gdy więc wystartował z góralską przyśpiewką, tak go zdzieliła, że omal nie wylądował w kulisach sali egzaminacyjnej.

- Ale komisja była zadowolona, bo szybko się pozbierałem i nie ustawałem w podrywaniu-wspomina. Policzek to jednak niejedyny efekt, jaki wywarł na egzaminatorach, świetnie wyszło mu też zagranie... lwa w zoo. -Wyszedłem na chwilę na czworakach, pokazałem się i zniknąłem w kulisach. Komisja pytała: zaraz, to już koniec? Odpowiedziałem, że lwa w zoo nie widać, bo zazwyczaj jest gdzieś schowany - opowiada Cyrwus.

Tym drugim egzaminem udało się zatrzeć wrażenie z pierwszego podejścia do szkoły, gdy jak mówi, stając przed komisją, umiał trzy i pół wierszyka. Wtedy dotarło do niego, że porwał się z motyką na słońce i o aktorstwie nie ma żadnego pojęcia. Choć wydawało się, że nie jest takim żółtodziobem, bo już od przedszkola udzielał się na rozmaitych scenach. Na Podhalu zamiłowania aktorskie dorastającego Piotrka było powszechnie znane, koledzy jednak ciut martwili się o jego przyszłą karierę. - Mówili, że gdzie ja będę aktorem, przecież fanosik już został nagrany - opowiada. W każdym razie ta pierwsza porażka na egzaminie sprawiła, że na dobre zapragnął być aktorem. I zabrał się ostro do pracy pod czujnym okiem Zofii Kubis, emerytowanej aktorki.

Dostał się w więc do szkoły, ale na pierwszym roku było mu bardzo trudno. Dzieciństwo i młodość w Waksmundzie pod Nowym Targiem zrobiły swoje. - Mówiłem po góralsku. Jak człowiek mieszka 20 lat na Podhalu, to nie za bardzo mówi po polsku - opowiada. Ówczesny dziekan Dobrzański postanowił Cyrwusa obrobić, tak by mówił nienagannie. - Miałem podwójne zajęcia z dykcji, częściowo udało mi się wyćwiczyć mowę - mówi Cyrwus. - Ale do tej pory mam takie góralskie nawyki, do tego skoro mieszkam w Krakowie, pojawiają się krakowskie naleciałości. Kiedy przyjeżdżam do Warszawy, to często na zdjęciach reżyser przypomina: Piotrek, jesteś w Warszawie. Muszę się wtedy szybko przestawić-dodaje.

WARSZAWIOKI

Do stolicy Cyrwus trafił zaraz po szkole aktorskiej. Wprawdzie razem z żoną mieli propozycję pracy z łódzkiego Teatru Jaracza, jednak on uparł się na Warszawę. - Bardzo chciałem być w Warszawie, nie wiem, dlaczego. Tak sobie wymarzyłem. Żartuję, że ja, jako chłopak ze wsi, lubię wielkie miasta i lubię mieszkać w centrum -mówi.

I choć chciał do stolicy i nigdy nie myślał w kategoriach te "warszawioki", przyznaje, że w Warszawie wytrzymał rok. - Czułem się bardzo zagubiony. Może dlatego, że mieszkałem daleko, na Jelonkach - mówi. Na początku rozczarowała go też praca.

- To był pierwszy policzek po szkole. Gdy byliśmy jeszcze studentami, to tłumaczono nam, że jeśli będziemy dobrzy, każdy reżyser będzie chciał nas zatrudnić, będziemy pracować i pracować. A to był akurat pierwszy moment przewrotu w Polsce, gdy w teatrach nie było miejsca i okazało się, że nikt nas nie chce tak za bardzo do tych teatrów - wspomina.

W Warszawie razem z żoną trafili do Teatru Polskiego, gdzie głównym zadaniem młodych aktorów było siedzenie na widowni podczas prób i obserwowanie starszych kolegów. Dyrektorem był wtedy Kazimierz Dejmek. Cyrwus przyznaje, że wiele się od niego nauczył, na przykład klasycznego reżyserowania i patrzenia na teatr.

- To był wielki mistrz. Choć wtedy czasem miałem mu za złe, że mi nie dał wielkich ról. Myślałem, dlaczego nie ja - wspomina. Zadebiutował wtedy w "Ferdydurke" w Teatrze Telewizji. Wszystkim się podobało, wszyscy byli zadowoleni, oprócz dyrektora teatru, który uważał, że młody aktor nie powinien grać w telewizji, tylko przyglądać się, jak inni grają.

PRZYSTANEK ŁÓDŹ

Po roku od przyjazdu do stolicy państwo Cyrwusowie zdecydowali, że nie ma co dłużej siedzieć w Warszawie i czas zapytać dyrektora łódzkiego Teatru Jaracza, czy oferta pracy jest nadal aktualna. Tak trafili do Łodzi z konkretnym planem. On miał grać, ona zajmować się dzieckiem.

- A później się okazało, że repertuar teatru został zmieniony i Maja bardzo dużo grała. Ja znam dzięki temu wszystkie parki w Łodzi, bo chodziłem w tym czasie z moim synem na spacery - opowiada.

Choć w teatrze wiele pracy nie miał, grał wTeatrze Telewizji nagrywanym pod Wawelem. Gdy po trzech latach pojechał do Krakowa na sylwestra do swojego przyjaciela Dariusza Gnatowskiego, to nad ranem doszedł do wniosku, że już w tej Łodzi nie wytrzyma i przenosi się do stolicy Małopolski. W Krakowie przez trzy lata był Teatr STU, a potem przez 17 - Stary Teatr.

- Bardzo lubiłem grać w Starym. Nie tylko ze względu na artystyczne sprawy, ale też z powodu ludzi - opowiada. - To poranne picie kawy przed próbą, aktor w Starym Teatrze spotykał się z mistrzami reżyserii, Jerzym Jarockim, Wajdą i wieloma innymi - wspomina Cyrwus.

RYSIEK Z KLANU

Gdy, jak mówi, zaczął być już bardziej zorientowany w Krakowie, zaczęły spływać propozycje z Warszawy. Trafił do "Klanu", przygoda ze stolicą ruszyła z kopyta. - A teraz wszyscy się martwią, redaktorzy, koledzy aktorzy, ludzie na ulicy: a pan to będzie do końca życia Rysiem z "Klanu" - mówi. I przyznaje, że dla aktora i aktorskiej ambicji taki stan rzeczy jest niewygodny.

- Tak to się złożyło, że gdy zagrałem w "Do piachu" Kazimierza Kutza, wszyscy mi gratulowali, dostałem nagrodę aktorską, ale przez dwa lata nie dostałem żadnej propozycji. Po Ryśku z "Klanu" wszyscy myśleli, on zajęty, nie może -mówi. - W tym zawodzie trzeba być nie tylko aktorem, ale i menedżerem. Zazdroszczę oczywiście kolegom, których los pcha od jednej do drugiej roli. Ja mam troszkę inne szczęście w tym zawodzie. Można powiedzieć, że szczęście, bo uprawiam ten zawód przez 24 lata.

Dzięki roli w serialu stał się popularny. - Nie lubię całej tej otoczki popularności, chociaż lepiej być aktorem znanym niż nieznanym - stwierdza. - To mnie nie bawi, lubię być człowiekiem anonimowym, iść na Kleparz, być wśród ludzi i patrzeć, jak żyją sobie z dala od różnych celebrity - opowiada. A co, gdy ktoś prosi o autograf? - Na początku mnie to drażniło, ale teraz już przyjmuję z całym dobrodziejstwem inwentarza. Ale nie chce czytać, co o nim wypisuj ą plotkarskie gazety i portale. - Gdy byłem na Florydzie i tęskniłem za Polską, przejrzałem kilka portali. I miałem tydzień z głowy.

SKAZANI NA.STOLICĘ

Częste podróże relacji Kraków-Warszawa sprawiły, że Cyrwus zaczął bardziej doceniać stolicę. - Zwykłem kiedyś narzekać na Warszawę, ale są zawody, w których jest się na nią skazanym. Tak jest z aktorstwem, Warszawa jest moją żywicielką - przyznaje. - Jest tam dużo ludzi przyjezdnych, to tworzy

o wiele bardziej życzliwy klimat. Kraków jest zamknięty i bardzo sceptyczny. Kiedy mówi się w Warszawie o swoich planach, wszyscy odpowiadają, mniejsza o to czy szczerze - O to świetnie! A w Krakowie - Ty chcesz to robić?! To się na pewno nie uda - podsumowuje.

Twierdzi, że dzięki temu w Warszawie jest łatwiej pracować i coś osiągnąć. Ale Kraków ma swój niepowtarzalny klimat, choć Cyrwus znalazł to także w stolicy. - Coraz częściej odkrywam tam miejsca, które da się lubić. Oczywiście nie jest ich tak dużo jak w Krakowie, ale zdarzają się...

W marcu odszedł ze Starego Teatru. - Czułem, że serial i to, co mi proponowano w Starym nie wystarcza, nie satysfakcjonuje - stwierdza. - Dopiero od zeszłego roku zacząłem brać życie w swoje ręce. Wyreżyserowałem "Tango" Mrożka, współpracowałem z kolegami z Teatru Ludowego. Ciągle robiłem więcej niż tylko gra w teatrze i w "Klanie" - opowiada.

Na pytanie, czy w przyszłości chciałby zajmować się tylko reżyserią, odpowiada z wahaniem. - To mnie fascynuje i pociąga, ale póki co nie utrzymuję się z tego. Ale kiedyś, kto wie - mówi ostrożnie.

Piotr Cyrwus ma też swoje drugie, sportowe oblicze. Od 11 lat co najmniej dwa razy w tygodniu gra w tenisa. Żałuje tylko, że zaczął tak późno. - Gram na Wieczystej, czasem w Wieliczce. Jestem w naszej aktorskiej czołówce, ale jeszcze nie na pierwszym miejscu -przyznaje. Jego głównym rywalem jest Marcin Daniec.

- Ciągle jeszcze nie jestem od niego lepszy, ale staram się i obiecuję, że go wreszcie pokonam-zapewnia ambitnie. Koledzy sugerują mu, że zważywszy na to, że tak dużo przebywa w stolicy, na najbliższym aktorskim turnieju tenisowym Warszawa - Kraków powinnien zagrać po stronie tej pierwszej. -Też się nad tym zastanawiałem - śmieje się. - Myślę jednak, że już do końca będę grał po krakowskiej stronie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji