Artykuły

Powiew młodości - Susanne Linke w Gdańsku

"Schritte Verfolgen" w choreogr. Susanne Linke na I Gdańskim Festiwalu Tańca. Pisze Joanna Rybus na portalu nowytaniec.pl.

Choć w Polsce Susanne Linke nie zdobyła aż takiej popularności jak jej koleżanka z Folkwang Hochschule w Essen - Pina Bausch - to niewątpliwie jest jedną z najbardziej znanych niemieckich tancerek i choreografek. Linke ciągle tańczy, w związku z czym ta 65-letnia Niemka jest jedyną ciągle aktywną scenicznie uczennicą Mary Wigman.

Podczas tegorocznego Baltic Movement Festival [w ramach Gdańskiego Festiwalu Tańca] jej występ był najważniejszym punktem programu. Linke do Polski przyjechała ze swoim spektaklem "Schritte Verfolgen" (" Przypominając sobie kroki", "Podążając za krokami") z 2007 roku, który jest rekonstrukcją przedstawienia z 1985 roku. Dwadzieścia cztery lata temu Linke współpracowała z artystą VA Wölfl, który włożył nieoceniony wkład w wizualny wygląd spektaklu. Bowiem każda ze scen stała się tu niemal osobnym obrazem, niezwykle precyzyjnie skonstruowanym arcydziełem plastycznym; planem zdjęciowym, na którym modelki pozują. Zabrakło tylko blasku fleszy.

Pierwsza scena jest bardzo statyczna - tancerka ubrana w zdobioną suknie balową, z wielkim kapeluszem na głowie zasłaniającym całą twarz, porusza się w ciągu kilku kolejnych minut wypełnionych operową muzyką zaledwie o kilka metrów. Trzymana przez nią w ręku kosa potęguje wrażenie odosobnienia. Malutka postać na wielkiej scenie wypełnionej ostrym niebieskim światłem powolnym krokiem porusza się w stronę fortepianu, stojącego na środku z tyłu sceny. Kurtyna opada i chwilę później ze sceny bije oślepiająca, sterylna biel. Na scenie, na której stoi stół przykryty białym materiałem, pojawia się tancerka. Ubrana w białą szpitalną koszulę nocną z futrzanymi, brunatnymi bamboszami na nogach obija się z coraz większą siłą o mebel. Z każdą minutą jej ruchy stają się coraz silniejsze, w szale tancerka przesuwa stoły, zwija wokół siebie obrus, aż w końcu, zdaje się, że przypadkowo gubi but. Na chwilę znika ze sceny i wchodzi tym razem z zupełnie inną energią. Spokojniej i delikatniej. Okazuje się, że to inna tancerka - na pierwszy rzut oka niczym nieróżniąca się od poprzedniej - nieco starsza, podobnie ubrana, z identycznie zawiązanymi włosami i z jednym bamboszem na nodze. Podczas jej tańca na scenę spada deszcz białych piór. Taniec jest łagodniejszy, ruchy wydłużone, ale ciągle czuje się napięcie bijące ze sceny. W trakcie jej tańca z tyłu przechadzają się inne kobiety z Susanne Linke włącznie. Następna - znowu starsza od poprzedniej - wchodzi na scenę ciągnąc za sobą wielki żyrandol. Ciężki i zdobny. Walczy z nim jakby na linie, którą ciągnie, z drugiej strony przywiązana była jak ogromnych rozmiarów ryba próbująca uwolnić się z pułapki. W końcu przychodzi moment na występ solowy Susanne Linke. Ubrana w eleganckie spodnie i podkoszulek (strój niemal niezauważenie zmieniał się wraz z każdą kolejną pojawiającą się kobiecą postacią), Linke tańczy bardzo spokojnie, z gracją. Ręce prowadzi niczym baletnica, kolejne ruchy przetrzymuje dając czas spragnionym widzom do upojenia się jej tańcem.

Zastanawiam się jak odczytał spektakl ktoś, kto nie zna jego genezy. Nie wie, o czym jest Schritte Verfolgen, a także nie zna historii Susanne Linke. Nie lubię stosować sformułowań "spektakl osobisty" - często wydaje mi się to obroną twórcy przed domniemanymi atakami. Jednak w przypadku Linke jest trochę inaczej. Poszczególne sceny w oczywisty sposób nawiązują do życia tancerki choć, jak wspomniałam, rozszyfrowanie ich jest niewątpliwie prostsze. A oto one: Susanne Linke zaczęła tańczyć, gdy miała dopiero 20 lat. Przez pierwszych sześć lat swojego życia nie powiedziała ani słowa - najzwyczajniej nie mogła. Późno wykryte zapalenie opon mózgowych u artystki mogło skończyć się tragedią. Zatem pierwsza scena, wytworna kostucha na tle fortepianu, może być aluzją do lat dziecięcych choreografki. Wolno przechadzająca się po scenie kobieta jest uosobieniem Śmierci. Jej obecność towarzyszy już narodzinom artystki. Paradoksalnie wyeksponowany w tle fortepian nie wydaje żadnego dźwięku. Masywne pudło milczy tak, jak kilkuletnia Linke; a z drugiej strony jest niesłyszalny dla nas, tak jak dla artystki w pierwszych latach jej życia. To po prostu kolejny mebel w mieszkaniu, tyle, że swoją wielkością przyciągający uwagę.

Kolejne sceny, w których każda z sekwencji tańczona jest przez starszą od poprzedniej tancerkę - przedstawiają naturalnie kolejne etapy życia - Linke przypomina sobie kroki. Ze zbuntowanej dziewczyny w bamboszach ciągle natykającej się na opór z zewnątrz, przez nieco spokojniejszą i delikatniejszą, po akceptującą siebie i swój los kobietę. Scena, kiedy tancerka z trudem wciąga na scenę wielki żyrandol, może symbolizować trud, z jakim postać się zmierza, uporczywe zabieganie o karierę. Ostatnia scena pokazuje Linke najbliższą jej aktualnej kondycji - 65-letnią tancerkę. Dostojną, ustatkowaną, pewną siebie kobietę, której Śmierć - towarzyszka z lat dziecinnych - nie jest straszna. Baletowe ruchy, które wykonuje zdają się być potwierdzeniem, jak ważny w jej życiu jest taniec klasyczny, którego naukę z wiadomych względów rozpoczęła dość późno, ale którego rolę podkreśla niemal w każdym udzielanym wywiadzie.

W spektaklu oprócz muzyki operowej pojawiają się też uporczywe, głośne dźwięki industrialne przemieszane z najbardziej znanymi koncertami Chopina. Scena, na której tańczy zespół Linke jest ogromna, kontrastująca z niewielkimi ciałami tancerek. Wszystko to razem sprawia, że przez cały spektakl widz atakowany jest serią napięć i silnych nastrojów. Wydaje się, że nawet, kiedy nie ma się pomysłu na odczytanie spektaklu i jego symboliki, to mimo wszystko czuje się nastrój niepokoju i niepewności, który towarzyszy poszczególnym tancerkom, a piękno poszczególnych scen za sprawą VA Wölfla zapiera dech w piersiach.

Spektakl ten jest rekonstrukcją - Linke w rozmowie pospektaklowej zapewniała, że choreografia jest niemal identyczna z pierwotną wersją. Różnicę stanowi fakt, że wcześniej Linke tańczyła w solo, teraz występują w nim cztery kobiety. Drobnej korekcie uległ też ostatni fragment spektaklu, który choreografka wykonuje z większą energią niż przed laty. Za sprawą wcielenia się kilku tancerek w jedną postać cała choreografia uzyskała inną-nową energię. Wszak każda z tancerek, niezależnie od tego, ile pracy włożyła w zrozumienie i odnalezienie w sobie Susanne Linke sprzed lat - przemyciła odrobinę własnej osobowości. Tym bardziej żałuję, że nie mogę porównać obu spektakli.

Przedstawienie pełne jest znaczeń i subtelnych symboli. Zapewne jedno obcowanie z Schritte Verfolgen nie umożliwia dogłębnej jego analizy, ale teatr tańca to przecież emocje, których nie da się wyrazić słowami, a próba rozłożenia konstrukcji spektaklu na elementy pierwsze, mogłaby zniszczyć tak subtelnie dawkowane emocje i misternie konstruowana przez Linke choreografia utraciłaby swoją tajemniczość. Schritte Verfolgen po prostu trzeba obejrzeć i poddać się nastrojowi jednego z najbardziej osobistych spektakli Susanne Linke. Wszak nie bez przyczyny powróciła do niego po latach.

Mimo że występ zapowiadany był jako "perełka" programu Gdańskiego Festiwalu Tańca - nie zachwycił mnie. Paradoksalnie w tym pełnym emocji spektaklu zabrakło intymności, która pozwoliłaby je współprzeżywać. W dodatku piękna i ogromna scena sprawiła, że momentami odnosi się wrażenie, iż przeglądam katalog mody, z którym w żaden sposób nie trzeba się identyfikować, a w którym choreografia jest po prostu miłym dodatkiem. Choć nie ukrywam, że przyjemnie było zobaczyć spektakl, w którym tak bardzo zadbano o szczegóły - to na dłużej w pamięci pozostanie sama Susanne Linke, którą dzięki organizatorom Baltic Movement Festival widownia mogła porozmawiać podczas spotkania i poznać jej niezwykle młodego ducha.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji